Nasze drogi z Zulą jakoś tak się rozeszły i teraz łaziłem sobie po
mieście. Nagle coś mnie zaciekawiło. A dokładnie w jednym barze po mojej
lewej coś się działo. Po chwili coś... ktoś wyleciał stamtąd z hukiem.
- A hoj... Jestem Kapitan Fritz Titch najlepszy pijak to znaczy pirat
całego wielkiego świata- ukłonił się- Szukam Infantil'a mojego starego
kamrata.
- Ja jestem Set... zmechanizowany wilk i tego całego Infantil'a w życiu
nie widziałem na oczy- wilk wyglądał na zmartwionego- aczkolwiek w
naszej watasze trochę się o nim i o jego szczęśliwej "RODZINCE" dużo się
słyszy. jak chcesz to mogę dla ciebie trochę powęszyć... to znaczy i
tak nie mam nic do roboty a nie lubię się nudzić. To jak? A tylko, że
oczywiście nie za darmo.
- Prawdziwie pirackie podejście do życia- powiedział śmiejąc się
Tak... tylko, że nie jestem za bardzo wymagający a ty nie wyglądasz na
kogoś kto ma coś czego ja pragnę więc... po prostu dołącz do naszej
watahy.
- Okej... to kiedy go poszukamy?- zapytał z zapałem
- Najpierw pójdziemy do lekarki akurat wiem gdzie się znajduje lecznica...
- Do.. do lekarki? A po co?
- Twoje plecy nie wyglądają najlepiej.
- A ty nie wyglądasz na takiego co się tym przejmuje- powiedział i usiadł
- Masz racje w ogóle mnie to nie obchodzi... ale ja działam sam-
przypomniało mi się jak z Zulą razem polowaliśmy- a w tedy będę miał cię
z głowy- wilk tylko sapną
- Myślisz, że nie umiem się ukrywać ani nic?
- Czekaj niech pomyślę... TAK!
- Idźmy już do tego lekarza- powiedział z pogardę w głosie.
Tak też zrobiliśmy. Poszliśmy do wilczego lekarza i tam go zostawiłem.
Sam poszedłem szukać informacji o Infantil'u. Przemieszczałem się z
drzewa na drzewo jak wiatr, bez głośnie i bardzo płynnie. Nagle coś
przykuło moje spojrzenie. Dwójka wilków rozmawiających... zeskoczyłem do
nich.
- Cześć... mam pytanie nie wiecie gdzie obecnie przebywa Infantil?- zapytałem
- Cześć, jeśli szukasz tego idioty co przyprowadził tu małego śmiecia o
imieniu Rico... FUJ... to nie wiem gdzie teraz jest ale wiem gdzie
mieszkają.
- Powiesz czy mam ci spuścić łomot?- zapytałem rozdrażniony... w sumie dawno nie polowałem ani nic
- Mieszkają w jaskini...
- Serio? Kto by się spodziewał- ten szczeniak coraz bardziej mnie drażni
- Tak... w tam tym kierunku- wskazał stronę do której stał plecami.
- Super... a i jeszcze zanim pójdę jestem Set
- Luke'y
- Dobra, cześć- powiedziałem i puściłem się pędem we wskazanym mi kierunku.
Rzeczywiście dotarłem do jakiejś jaskini wydrążonej w skale.
- Halo... jest tam kto?- powiedziałem tak żeby nikt nie usłyszał- Mogę
wejść? Jeśli tak to nic nie mówcie...- nic nie usłyszałem- Dzięki.
Wszedłem i po chwili zobaczyłem cztery inne otwory a nad nimi napisy."LILY", "INFIL", "AMANNE" i "RICO"
Chyba dobrze trafiłem. Wybiegłem jak wystrzelony z procy. Po chwili już
byłem koło szpitala. Titch właśnie wychodził z zabandażowanymi plecami
- I co? Wiesz już coś?- zapytał od razu
- Tak wiem gdzie mieszka cała jego rodzinka
- Super... więc gdzie to
- Choć zaprowadzę cię... ale potem liczysz sam na siebie
- Okej, okej...
Znowu bieganie... szybko znaleźliśmy się u celu. Jeszcze szybciej
pożegnałem się z Fritzem i zniknąłem za krzakiem. Znowu nie miałem co
robić. Wdrapałem się wiec na najwyższe drzewo i położyłem się na gałęzi.
<Jak ktoś ma ochotę to proszę o C.D bo trochę nuda >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz