czwartek, 9 lutego 2017

EVENT Od Vipera - "Pająki"

- Wypierd*alaj stąd i nie wracaj! - wrzasnął mężczyzna zamykając przed moim nosem drzwi do karczmy.
Podniosłem się i otrzepałem z kurzu. Po chwili drzwi znowu się uchyliły i wyleciał przez nie cały mój ekwipunek, lądując w kałuży roztopionego śniegu. Karty całe szczęście miałem przy sobie, w sakiewce.
- Poje*aniec. - warknąłem przez zęby i podszedłem do kałuży, aby zabrać mój dobytek. Plecak, futro oraz łuk były całe brudne, co lekko mnie zniesmaczyło. Bójka.. i po co mi to było? Mam teraz kolejnych wrogów na karku, a jednym z nich jest właściciel karczmy prowadzonej przez wilkołaki.
Coraz częściej zastanawiałem się, czy faktycznie lepiej byłoby mi znowu w Imperium? Obrzydzało mnie jednak to, że mój ojciec z taką łatwością wybijał swoich dawnych braci. Nie mogłem mieszkać z nim pod jednym dachem i walczyć ramie w ramię. Mimo, iż wilkołaki które znałem okazywały się podłymi sukinsynami musiałem to tolerować.
Mała bójka w karczmie i wyniknęły z tego same kłopoty. Mój oprawca został oczywiście bezkarny, a właściciel obwinił mnie o "sprowokowanie" bójki. Musiałem dać sobie z tym spokój.
To jednak nie był koniec niechcianych niespodzianek na ten dzień. Ledwo, co zdążyłem się ogarnąć, natrafiłem na mężczyznę, niewiele po trzydziestce, który trzymał przy sobie długi miecz. Ledwo mnie zobaczył, wyciągnął ostrze i przyłożył mi je do krtani.
Chciałem odsunąć oręż, jednak nieznajomy był mocno natarczywy i im bardziej się oddalałem, tym bardziej on się przybliżał.
- Czego? - mruknąłem przez zęby jakby od niechcenia.
- Ty jesteś młody Dixon? - zapytał nieznajomy basowym tonem.
- To zależy, kto pyta. - powiedziałem spokojnie - Byle komu się nie przedstawiam.
- Król ci to przekazuje.
Nieznajomy wręczył mi do ręki zwój. Rozwinąłem go i zanim zdążyłem faceta o coś spytać, jego już nie było. List od władcy wilkołaków mówił wyraźnie, że mam misję. Zabójstwo kilku pająków, a potem dostarczeniu ich kłów w celu wyleczenia otrutych żołnierzy. W dodatku z ograniczeniem czasowym. Dlaczego ja?
Chociaż jeżeli chodzi o zmiennokształtność...Umiejętność bardzo przydatna do tej misji, którą mogłem bez problemu wykorzystać. Upewniłem się jeszcze raz, czy aby na pewno mam przy sobie karty. Były na miejscu. Mogłem wyruszyć. Im szybciej, tym mniej czasu minie.
Dla mnie dostać się tam nie było wcale trudno. Skrzydła. Lot byłby o wiele szybszy od typowego dla innych wilków biegu. Zmieniłem się więc w basiora i rozłożyłem je. Po chwili leciałem już nad terenami Przymierza (...)
Wkrótce znalazłem się na terenach Silli thid, w jakimś ciemnym lesie. Ponure siedlisko najobrzydliwszych stworzeń stąpających po tej ziemi. Nie miałem ochoty przybywać tutaj dłużej, niż to konieczne. Złapałem więc kartę i dokładnie wyobraziłem sobie wielkiego pająka. Czułem, jak moje ciało zmienia kształt. Ból zaczął narastać, jednak nie pisnąłem. Gdyby jakiekolwiek zwierze ujrzałoby mnie w trakcie transformacji miałbym przesrane. W końcu otworzyłem oczy i zdałem sobie sprawę, że wyglądam jak przerośnięty ośmionogi robal. Mocne szczęki, duża dupa...nie ma co narzekać.
Obok mnie pojawił się pierwszy przedstawiciel gatunku. Zaczął mi się przyglądać z zaciekawieniem, jednak nie atakował. Była dobra okazja do ukatrupienia pierwszego z nich, jednak co za szybko to nie zdrowo. Mógł przyprowadzić tutaj swoich kolegów, a gdyby inni rzucili się na mnie, został by tylko pusty pancerzyk. Czy ktokolwiek będzie pamiętał o wspaniałym Perseuszu?
- Sssskarbie..co my tu mamy? - wysyczał pająk niebezpiecznie obejmując mnie dwiema przednimi nogami. - Nowy?
Nie wiem jakim cudem poznał po mnie, że nie należę stąd. Może po moim dziwnym zachowaniu? Nogi w końcu uginały się pode mną jak galareta. A właściwie nie tyle nogi, co odnóża.
Jeżeli mam być szczery, to myślałem, że ten idiota zaraz mnie zgwałci. Jedno dwie przednie nogi omal nie wybiły mi kilka par oczu. Zdenerwowany tym, że gładzą mnie dwa obrzydliwe patyki, ugryzłem mojego przeciwnika w jedną z nich.
Pająk zaczął się wić, a po chwili wydał z siebie jakieś dziwne dźwięki, przypominające ryk małego smoka, któremu ktoś odgryzł ogon. Nadarzyła się okazja i wsadziłem swoje szczęki do głowy stwora, przez co ten przestał się ruszać. Jeden z dziesięciu został ukatrupiony, a ja złapałem do jednego z odnóży kieł.
Jeżeli komukolwiek przyjdzie do głowy jeść łeb pająka... W każdym razie nie polecam. Ciągnie się to okropnie.
Potem była kolejna próba. Cztery pająki wyszły właśnie zza drzewa sycząc wściekle i przeklinając mnie za zabójstwo członka ich..rodziny? Dopiero jak się uspokoiły zaczęły..jeść jego ciało. Czyżby ktoś tutaj praktykował kanibalizm?
Oprócz tej czwórki pojawiło się jeszcze SZESNAŚCIE pająków, które otoczyły mnie ze wszystkich stron. Wyczuły we mnie coś nietypowego i zaczęły wściekle syczeć. Podjąłem więc decyzję idiotyczną, a mianowicie - zaatakowałem. Nie było trudno uśmiercić kolejnego pajęczaka, jednak zaraz po tym wydarzeniu dwa kolejne rzuciły się na mnie, próbując okaleczyć mój odwłok. Kiedy udało mi się wyrwać z tych "rodzinnych uścisków" cofnąłem się cicho i popchnąłem nagle jednego z pajęczaków w stronę dwóch bijących się stawonogów. Wynikło na to, że nikt nie wiedział kto jest kim i wszyscy powoli zabijali siebie nawzajem. Wymknąłem się cicho i na powrót zamieniłem w człowieka.
Nie będę ukrywał, że pomogłem trochę wesołej gromadzie i po chwili żaden pająk nie został przy życiu, a ja w spokoju mogłem zbierać ich kły. Wystarczyło spokojnie na wyleczenie otrutych żołnierzy, a żeby szybciej dostać się do miasta zamieniłem się w wilka i rozłożyłem skrzydła. Szybko znalazłem się w powietrzu, zmierzając do kryjówki niedźwiadków. (...)
Wręczyłem brunatnemu strażnikowi zdobyte kły i bez zbędnych uwag odwróciłem się, aby jak najszybciej zniknął mu z oczu. Szukanie ich kryjówki było chyba najbardziej męczące, już nie wspominając o tym, że cztery razy zgubiłem się na jednym z terenów, a skrzydła tak mocno zaczęły mnie boleć, że musiałem zmienić taktykę i iść na piechotę. Kiedy wkrótce dotarłem, pierwsze co powiedział do mnie misiek-medyk to gburowate "wolniej się nie dało?!" . Nic dziwnego, że tak bardzo wilki nienawidzą niedźwiedzi. Odwróciłem się i nie czekając na nic powolnym krokiem zacząłem iść w stronę domu. (...)

Cała ta misja zajęła mi niecałe dwie doby, łącznie z szukaniem siedliska owłosionych misiów i pająków. Szybciej się z tym uwinąłem dzięki skrzydłom, ale też i mojej magii. Miałem czas wolny i mogłem zająć się sprawami ważniejszymi. W każdym razie dla mnie.
To jednak nie był koniec. W każdym razie nie teraz. Ciekawe, bo w opowieściach jak bohater wraca cały do domu to nie pozostaje nic innego jak "i żył długo i szczęśliwie". Co by się stało jednak, gdyby naszemu bohaterowi ktoś przerwał to "długo i szczęśliwie"? A najlepiej, żeby przerwała to jakaś seksowane laska. Jak w moim przypadku.
Spacer. Spokojne zimowe włóczenie się tu i tam. Nagle potykam się o coś, a właściwie o kogoś. Leżącą na drodze niewiastę. Wyglądała jakby wyłowiono ją z rzeki, a w dodatku trzęsła się cała z zimna. Podniosłem ją delikatnie. Była nieprzytomna, więc mogłem zrobić tylko jedno.
Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do mojej chatki, która znajdowała się kilka metrów dalej. Zamknąłem za sobą drzwi i położyłem dziewczynę na łóżku. Rozpaliłem ognisko, aby trochę się rozgrzała. Nadal jednak nie odzyskała przytomności.
<To tego..Questy ZAWSZE wychodzą mi do dupy, bo nie lubię ich pisać, ale robię to dla nagród xd Yuno? Zechcesz dokończyć?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz