wtorek, 21 lutego 2017

Od Doriana C.D Mishabiru

Czy powinniśmy coś zjeść? Zmarszczyłem brwi. Chyba tak. Tak powinniśmy coś zjeść, jestem nawet głodny. Czemu w ogóle zastanawiam się nad tym pytaniem? Mishabiru stał przede mną. W dłoni, na której miał czarną rękawiczkę trzymał długą katanę. Jej stalowe ostrze błyszczało w delikatnym świetle słońca, które wpadało przez okno. Broń wyglądała groźnie i przez nią ostre rysy mężczyzny wyglądały jeszcze groźniej.
- Tak. - mój głos mimo starań zabrzmiał lekko niepewnie.
Nie byłem pewien czy Mishabiru stwierdził, że powinniśmy tak zrobić czy pytał się o zdanie. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można by ją jeść łyżką. Dorian, chyba za dużo myślisz o jedzeniu... Pomyślmy więc o czymś ważniejszym. Czemu mówię o sobie w liczbie mnogiej? To akurat nie jest ważne. Kim do jasnej Anielki jesteś Mishabiru? Nadal nie byłem pewien swojego stosunku do mężczyzny. Fakt wziął mnie do siebie do domu, kiedy bardzo odpowiedzialnie zasnąłem w środku lasu, ale... W sumie na razie wszystkie fakty przemawiają na jego korzyść. Zmrużyłem oczy jakby próbując znaleźć w jego postawie coś przemawiającego na jego niekorzyść. W sumie walić to. Mishabiru wtrącił mnie z moich jakże ważnych przemyśleń, chwytając płaszcz wiszący za moimi plecami. Przestraszony jego nagłym ruchem zacząłem machać rękami we wszystkie strony, przez co o mało nie spadłem z krzesła. Mishabiru z czarnym płaszczem w ręku patrzył na mnie jak na jakiegoś dziwaka, którym zapewne jestem. Udając, że wszystko było od początku przemyślane i zaplanowane wstałem z krzesła. Stałem teraz naprzeciwko mężczyzny i ze smutkiem zauważyłem, że jest ode mnie parę centymetrów wyższy.
- Idziemy? - zapytał z lekko uniesioną prawą brwią.
Pokiwałem głową. Jak on robi ten fikuśny wyraz twarzy? To nie jest ważne, nie lubię zatrzymywać potoku moich myśli, ale tym razem nie skończyłoby się dobrze. Poza tym chyba czegoś zapomniałem... Torba! Chwyciłem mój jakże męski atrybut i przyspieszyłem kroku doganiając Mishabiru, który nie wiadomo kiedy zaczął iść. Chwycił jak dla mnie lekko kiczowato zdobioną klamkę, ale moja ocena nie jest obiektywna, bo nienawidzę sztuki. Przekręcił ją i po chwili wyszliśmy z pomieszczenia. Od razu poczułem zapach palonego węgla. Delikatny powiew dymu ledwo dało się wyczuć. Lekko zbladłem. Pomacałem torbę jakby próbując sprawdzić jej zawartość. Cykuta, Arszennik, Tojad... Chyba wszystko będzie w porządku... Tak się kończy kiedy jesteś jakimś beznadziejnym zielnikiem. Niezauważalnie musnąłem Mishabiru palcem. Kopnął mnie prąd. Elektryczność. Strzepnął lekko obolały palec jakby miało to coś pomóc. Znowu musiałem lekko przyśpieszyć kroku żeby dogonić mężczyznę. Mishabiru stawał się coraz ciekawszą postacią i okrywała go peleryna tajemnicy i niewiedzy. Coraz bardziej interesowała mnie jego osoba.
< Mishabiru? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz