sobota, 18 lutego 2017

EVENT Od Tytanii - "Więzień"

Odnaleźć kogoś? A właściwie - uwolnić? Ponoć były to informacje z dobrze znanego źródła. Co zarobić? Tytania postanowiła się zdecydować na tą ryzykowaną misję. To działo się dla niej zbyt szybko - wizyta John'a u niej, potem spotkanie i wyruszenie na ryzykowną misję.
Nie miała nawet czasu na porządne spakowanie się. Musiała wyruszać w tej chwili i zabrała ze sobą tylko kilka sucharów, wodę oraz broń. Co gorsza - król przydzielił jej do misji brata dziewczyny, Vipera. Wadera nie uważała go za czarną owcę, jednak była pewna, że prędzej coś spieprzy, niż zdoła jej pomóc w trudnej misji. Biedny posłaniec króla nie wracał już dobre kilkanaście dni a zwiadowcy ponoć zaklinali się, że widzieli go w klatce niedaleko jakiegoś budynku miasteczka przejętego przez harpie.
Podobno mieli tam naprawdę wiele straży, dlatego król wolał nie ryzykować życia kolejnego wilkołaka, dlatego właśnie przydzielił jej Vipera, jako rzekomego "ochroniarza".
Kiedy dziewczyna wyszła z zamku chłopak już na nią czekał, bawiąc się sztyletem. Wyglądał na lekko zdenerwowanego.
- Myślałem, że zatrzymał cię na jakąś randkę, czy coś. - mruknął jakby od niechcenia.
Kobieta tylko przewróciła oczami i spojrzała na chłopaka lekko poirytowana. Mierzyła go spojrzeniem tak, jakby był to ktoś obcy. Po chwili, bez żadnych wstępów wzięła sakiewkę i rzuciła bratu.
- Wypchaj się tym sucharem, bo jesteś markotny jakbyś był bez śniadania.
Brązowowłosy spojrzał zdezorientowany na sakiewkę i dopiero po chwili zauważył, że dziewczyna przeszła już kilka metrów i nawet nie odwracała się w stronę chłopaka.
- Ej! Czekaj! - zawołał Dixon. - Polecimy, będzie szybciej!
- Ja tam jednak wolę sprawdzony bieg. - mruknęła dziewczyna po czym przemieniła się w wilka i zniknęła za pobliskim murem. (...)
Tytania nie oglądała się za siebie, ale słyszała łamane gałązki za sobą i była pewna, że jej brat pędzi za nią. Był od niej o wiele szybszy, jednaki z niewiadomego powodu nie wyprzedzał dziewczyny. Wadera przyśpieszyła.
- Gapisz się na moją dupę, że tak wolno biegniesz? - zaśmiała się.
- Chciałabyś.
Basior po chwili zdecydowanie przyśpieszył i był już o kilka metrów przed waderą. Tytania nie miała już za bardzo siły, więc zwolniła. Widząc to Viper również zwolnił i po chwili oboje przeszli do spokojnego truchtu. (...)
Po kilku minutach zdecydowali o postoju. Miasto było już niedaleko, jednak musieli być wypoczęci, aby uwolnić więźnia, dlatego zdecydowali się na postój. Cortez ukrywała ten fakt, ale była z tego powodu zadowolona. Usiadła pod drzewem wpatrując się w rozpalone przez brata ognisko.
Z cienia nagle wyszedł czarno-biały skrzydlaty wilk trzymając w pysku martwego zająca. Zaczął go jeść ignorując siedzącą pod drzewem waderę. Tytania mogła chwilowo zadowolić się tylko sucharami, jednak przyzwyczajona była do gorszych warunków.
Zamknęła oczy i próbowała się zdrzemnąć, jednak kiedy zasnęła, pohukiwanie sowy wyrwało ją ze snu. Jej brat wpatrywał się w ognisko i nucił pod nosem jakąś melodię.
- Śpij, popilnuję.
Cortez skinęła głową i znowu zamknęła oczy oddając się objęciom morfeusza. Po chwili usłyszała hałas, jakby coś spadło na ziemię. Szybko wstała i zaczęła się rozglądać. Ognisko było zgaszone a na ziemi leżała martwa kobieta ze skrzydłami zamiast rąk. Harpia.
Głowę miała odciętą od reszty ciała. Vipera nigdzie nie było. Wilczyca zamieniła się na powrót w kobietę i zaczęła się rozglądać cicho powtarzając imię chłopaka.
- Znaleźli nas. - powiedział wyłaniający się nagle z cienia chłopak. - Ta nas zauważyła i cicho podleciała. Musimy wyruszać, zanim też reszta się tu zjawi.
Cortez nie mogła się z nim kłócić. Wyrzuciła wraz z Viperem ciało harpii do jakiegoś rowu i przykryła liśćmi. Głowy nie znalazła, więc dała sobie spokój.
Tym razem zamiast biec zdecydowała się na lot, pod warunkiem, że chłopak nie wzbije się zbyt wysoko w górę. Wsiadła na grzbiet swojego brata, który po chwili był już w powietrzu. (...)
Miasto dosłownie było już w ruinie. Widać jednak było sporą ilość strażników harpii krążących nad najwyższym wieżowcem. To właśnie pod nim był przetrzymywany więzień. Tytania zmieniła się w waderę po czym zaczęła się rozglądać.
- To moja misja. Ty tutaj zostań. - rozkazała.
Chłopak już chciał zacząć protestować, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język i skinął tylko potulnie głową na znak, że zrozumiał przekaz. Nie miał ochoty zostawać sam, jednak jeżeli złapią Tytanię on będzie mógł pobiec po pomoc. O ile i jego nie złapią.
Wadera rozglądając się dookoła wybiegła nagle zza krzaków w których wcześniej się chowała. Była niemal pewna, że zostanie zauważona. Nagle usłyszała krzyki jej brata.
- EJ! WY! KURY! - basior podniósł głos, harpie szybko zareagowały i poleciały w jego stronę. - NO CO PTASZYSKA, SZUKACIE DARMOWEGO WPIERD*OLU?!
Tytania wiedziała, że było to celowe odciągnięcie uwagi. Postanowiła chwilowo zapomnieć o swoim bracie i skupić się na misji którą miała do wykonania. Zaczęła biec i przedostała się do miasta. Skierowała sie w stronę wieży. Widząc klatkę przyśpieszyła.
Nie zdążyła wyhamować i uderzyła nosem o jeden z metalowych prętów. Zobaczyła więźnia i potrąciła go łapą.
- Ej, obudź się.
Wadera otworzyła klatkę i weszła do niej, po czym zdała sobie sprawę, że więzień był już od dłuższego czasu martwy. Pozostały po nim jedynie ubrania. Nie posiadał skóry ani mięsa. Był to szkielet.
- To pułapka. - syknęła i wybiegła z klatki.
Więzień był już od dawna martwy, a harpie tylko czekały, aż król przyśle im "darmowe chodzące mięso". Nagle waderze zrobiło się niedobrze na samą myśl o tym, że mogła zostać zjedzona. I że jej brat mógł. Właśnie, Viper.
Nemezis zdała sobie sprawę, że jej brat nie poradzi sobie sam z tyloma wyszkolonymi harpiami. Musiała mu jakoś pomóc. Wybiegła z miasta i schowała się za krzakami. Po chwili harpie wróciły na swoje stanowiska i zaczęły ponownie krążyć. Żadna z nich nie ciągnęła Vipera. Czyżby chłopak uciekł?
- Szukasz mnie?
Tytania omal nie podskoczyła na głos brata.
- Jakim jesteś idiotą. - syknęła. - Jakim cudem uciekłeś?
- Węża harpie raczej by nie zjadły. Zgubiłem ich i przemieniłem się w tego gada a one jak głupie uganiały się za mną po czym postanowiły zrezygnować. Nasz król wiedział, kogo posłał do obrony ciebie.
Cortez tylko pokręciła głową i wraz z bratem wycofała się. Musiała zdać relację z całej tej przygody królowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz