Nim się zorientowałam zapadłam w niedługi sen aczkolwiek mój umysł był w stanie wytworzyć dla mnie obrazy, krótkie scenki nie będące dla mnie żadnym relaksem. Śniłam o czarnej przestrzeni, która osaczała mnie z każdej strony. Wywierała na mnie coraz większą presję, a ta z kolei mogła doprowadzić do szaleństwa. Śniłam również przez chwilę o trzech postaciach: jedna była wyniosłą kobietą, ubraną w obcisłą, długą suknie z drobnymi kryształkami w kolorze rubinowym. Włosy miała związane w dość wymyślny sposób. Dwie pozostałe postacie to natomiast mężczyźni podobnego wzrostu oraz podobnej budowy. Różnili się jednakże ubiorem. Pierwszy posiadał strój charakterystyczny dla pana królestwa, wiele ozdobnych ścięgn, drogie materiały. Drugi natomiast nie gorszy lecz w hierarchii musiał zasiadać trochę niżej. Całej trójce nie byłam w stanie rozpoznać twarzy. Chciałam podejść bliżej i zrozumieć naturę mojego snu. Zaczęłam słyszeć nieznane dźwięki, ich wrzaski i krzyki, których nie potrafiłam zrozumieć. Kobieta wycofała się, a mężczyźni chcieli ruszać do ataku. Stali w pozycji obronnej krzycząc coś do siebie. Nie potrafiłam zrozumieć ich słów. Nagle jakby jazgot jakiegoś zwierzęcia przetrwał tą sielankę. Cała ta scenka jakby ze szkła, ponieważ odgłos ten sprawił, że oni rozbili się na milion kawałeczków. Drobniejszych od maku. Sama ja wybudziłam się gwałtownie. Tutaj również panował wielki chaos. Wszędzie krzyki lamentu. Nie rozumiałam co mogło się stać, nie potrafiłam się do końca wybudzić. Czułam w sobie narastający z każdą najmniejszą chwilą niepokój. Moja jasność umysłu wracała. Mogło wydarzyć się już na moje naprawdę wszystko! Bo ten świat jest tym bardziej nieprzewidywalny, kiedy jest w nim więcej magii. Bo im więcej magii zawiera, tym więcej można scenariuszy napisać. Szybko zerwałam się na równe nogi lekko się chwiejąc. Omal nie przewróciłam się, ponieważ przed oczami pojawiły się ciemne plamy oraz zakręciło mi się w głowie. Standardowe dolegliwości przy gwałtownych wstawaniu. Zerknęłam na wełniany sweter, którego szczerze nie chciałam zostawiać. Pospiesznie założyłam go na wierzch płaszcza, bardzo niedbale. Widać, że mi się spieszyło. Kiedy wypadłam z chaty, jedna brew lekko drgnęła. Zmartwiona patrzyłam na martwe ciała mężczyzn. Dalej mój wzrok powędrował na wilka oraz szarpiącego się z nim Ruki'ego. Instynktownie chciałam już rysować znaki pieczęci kiedy do moich uszu dało się słyszeć skomlenie kobiety. Odwróciłam się w jej stronę z wymalowanych brakiem zrozumienia. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim i to na pewno nie jest zwykła choroba. Tego mogłam być pewna w stu procentach. Starsza kobieta płakała krwią, paznokciami drapała się w miejsce klatki piersiowej, gdzie zaczęła tworzyć się szkarłatna plama. Zrobiłam krok do tyłu a z mojego rękawa wypełzł czarny wąż. Zwierzę szybko na nią naskoczyło wbijając w jej skórę kły i wstrzyknęło dawkę śmiertelnego jadu. Wydała z siebie przeraźliwy okrzyk, który podrażnił mój aparat słuchowy. Szybko zwróciłam się w stronę Ruki'ego i dziewczynki, która przechodzi przez przemienienie. Zaczęłam iść szybkim krokiem w ich stronę w powietrzu rysując znaki pieczęci. Mój szybki chód omal nie przechodził w trucht czy bieg. Ta sytuacja mi się nie podobała.
- Pieczęć spoczynku - wypowiedziałam nazwę a znaki jakby się podświetliły w powietrzu, stały się dla wszystkich widoczne. - Aktywuj - wydałam polecenie kierując ją na tą domniemaną, chorą dziewczynkę.
Nakierowałam symbole gestem ręki. Mój głos lekko drżał. To prawda, jestem przerażona tym, co robi ze światem magia. Nie dość, że sprowadza ludzi do takiego stanu, to dodatkowo prowadzimy wojnę, Przymierza z Imperium. Sama jestem tego zdania, że to kiedyś wykończy ten świat. Że my sami siebie wykończymy. Dojdzie do takich czasów gdzie całe istnienie razem wzięte będzie zagrożone wymarciem, że nie zostanie żadnej żywej duszy. Tchnienie w ostatniej istocie zniknie i zostanie pustka i chaos. Magia jest szkodliwa, ale co by było, gdyby do takiego wydarzenia nie doszło? Czy tak samo bym na ten temat myślała? Że będzie zamiast magii coś innego? Nie wiem, za dużo rzeczy chciałabym wiedzieć. Inni mówią, że jestem młoda i głupia ale i tak nie starczy mi życia bym poznała większość tajemnic.
Zamarła w miejscu niczym posąg z marmuru. Nie była ona zimna, ale niedługo miało to się zmienić. Dotknęłam jej karku swoimi bladymi, drobnymi dłońmi. Spod rękawa wypełzł mi kolejny wąż, któremu zostawiłam w rękach całą resztę. Nie rzadko ich używałam w celu uśmiercania, ale nigdy w takich przypadkach. Wiem, że ta śmierć nie będzie należała do najprzyjemniejszych, ale w końcu znajdzie spokój i odejdzie z tego szalonego świata. Odwróciłam się do blondyna.
-Szybko, musimy uciekać! - powiedziałam stanowczo, pomagając mu wstać.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę - wydusił z siebie widocznie wycieńczony.
Błyskawicznie dostrzegłam rozległą ranę na jego ręce. Wyglądała co najmniej koszmarnie i zaczęłam się martwić o to, czy zdążyło się już wdać jakieś paskudne zakażenie. Nawet jeśli, muszę znaleźć się z nim w miejscu, gdzie będę mogła przyrządzić mu maść, opatrzeć i oczyścić ranę. Po za tym trzeba potem zatamować krwotok, nie chcę też by zmarł mi z powodu znacznej utraty krwi. Rozejrzałam się analizując w którą stronę powinnam się. Za nami rozległy się kolejne przeraźliwe krzyki, przez które dostałam dreszczy. Pospiesznie zaczęłam go jednak prowadzić dłużej nad tym nie myśląc. Nie mamy czasu.
-Co się dzieje? - wydusił z siebie.
-Nie wiem, ale... wydaje mi się, że to miasteczko męczy coś więcej niż zwykła grypa - odpowiedziałam drżącym głosem oglądając się co jakiś czas za siebie.
Usłyszałam jego syknięcie. Badawczym spojrzeniem zmierzyłam jego stan, który zaczynał się pogarszać. Starałam się do niego mówić, żeby nie zasypiał, żeby dał radę dojść do miejsca, gdzie dopiero będzie mógł odpocząć. Wydawało mi się, że moje słowa do niego nie docierają. No tak. Mój głos jest dość usypiający. Poczułam większy ciężar. No nie rób mi tego... ciężki jesteś. Zauważyłam na jego policzkach łzy więc zatrzymałam się na chwilę.
-Tak mi żal...- wymamrotał pod nosem. - Nie potrafiłem jej pomóc - rozchyliłam lekko wargi w niemym zaskoczeniu. Pokręciłam głową.
-Nikt prawdopodobnie nie mógł. Nie obwiniaj się o to. I proszę cię, nic już nie mów, męczysz swój organizm - powiedziałam chcąc jakoś dodać mu otuchy.
Starałam się w jakiś sposób przenieść ciężar jego ciała na swoje plecy. Byłoby tak najwygodniej i najlepiej iść. Tak też uczyniłam. Było mi ciężko, z każdym krokiem odczuwałam coraz większy ból i zmęczenie. Co jak co ale do takiego wysiłku nie jestem przyzwyczajona. Po za tym moja siła i wytrzymałość sama mówi za siebie. Oddychałam ciężko, nogi miałam już z waty. Na chwilę się zatrzymałam by choć trochę odpocząć. W oddali usłyszałam szum wody. Strumyk! Wzięłam się w garść i ostatkiem sił przytaszczałam tam siebie i ledwo zipiejącego Ruki'ego. Odłożyłam go delikatnie na brzeg sprawdzając jego stan. Żyje, oddycha. Ręka cała zakrwawiona. Rozejrzałam się dookoła. W pobliżu rosło drzewo z szerokimi, wielkimi liśćmi tak, bym mogła opatrzeć i w jakiś sposób zabandażować rękę. Przywołałam węża, który wpełzł na drzewo po liście, sama zaczęłam szukać roślin, z których mogę przygotować maść na gojenie się ran. Musiałam się trochę oddalić ale znalazłam. Niewielkie skupisko, które może nas uratować. Zerwałam potrzebne i dobre liście. Wróciłam do Ruki'ego i przyklękłam przy płytkim strumyku. Obmyłam lekko liście. Wąż przypełzł z potrzebny liśćmi na opatrunek. Wzięłam jeden który również obmyłam. Pospiesznie je przygotowałam przy użyciu jeszcze dwóch kamyków do rozcierania. Po pewnym czasie maść została przyrządzona. Wzięłam również Ruki'ego, którego przybliżyłam jeszcze bliżej wody, tak bym mogła obmyć ranę. Sama stanęłam w wodzie, która sięgała mi kostek. Była dość letnia, prawie idealna. Wzięłam jego rękę i zaczęłam powoli obmywać ranę wcześniej ostrzegając, że może boleć lub szczypać. Po obmyciu na liść nałożyłam maści a następnie zawinęłam wokół rany jako opatrunek. Żeby się trzymało, obwiązałam to wszystko swoją wstążką. Miałam nadzieję, że pomoże mu szybciej zagoić się ranie.
(Ruki?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz