wtorek, 31 stycznia 2017

Od Avaresha C.D Tytanii

Spojrzałem w dół urwiska. Mrok. A z mroku wyłania się plątanina korzeni jak oszalałe drzewo, które wspięło się ponad całą puszczę. Kamienne drzewo, zwieńczone koroną spiczastych baszt, kryształów, blanków i balkonów. Twierdza, wielka wieża z najcenniejszym kamieniem naszego sojuszu na samym jego szczycie. Staliśmy centralnie nad główną stolicą Królestwa Kotowatych. Miasto zbudowane w dużej większość z drewna, by żyć godnie z naturą, wydawało się ciemne i puste. Wręcz porzucone. Jednak był to tylko pozór. Doświadczony żołnierz wiedział, że w mroku czają się dzikie koty, gotowe bronić swej stolicy. Nagle coś rozbłyska jasnym światłem, liczne punkciki pojawiły się tworząc ścieżki we wszystkie strony świata. Drobne kryształy służyły jako lampy na drogach i wskazywały bezpieczną drogę. Panicznie biegający człowiek po nocy, widząc je może odetchnąć z ulgą, wiedząc, że nie musi się już bać.
- Powiadają, że Królowa Sei jest tak naprawdę duchem rządnym zemsty. A istnieje tylko dlatego, gdyż wiele lat temu po dokonaniu swej najbardziej upragnionej zemsty zobaczyła przyszłość swego ludu, bez jej dowództwa. Jednak zanim to nastąpiło, wiedząc, że dokonała tego czego chciała była już zmęczona życiem jako męczenniczka. Tylko jedna rzecz mogła ją zniszczyć. Rzucenie się z Lodowej góry na metalowe szpice przesiąknięte straszliwą klątwą śmierci. Podczas jej przygotowań do tego rytuału przyszedł do niej mędrzec. Przepowiedział królowej, że bez niej, jej lud nie da sobie rady. Biorąc to za zwykłe seplenienie bezdomnego rzuciła się w przepaść. Wtedy przed jej oczami ukazała się cała przyszłość bez jej dowództwa. Większość poddanych jak i wojowników została wymordowana przez Satyry i Pająki. Resztka, która została przy życiu została wykorzystana do inwazji sił Przymierza. Kiedy szala się przeciwko nam odwróciła, oglądaliśmy jak nasze domy płoną żywym ogniem. Zrozpaczeni, nie mogliśmy już walczyć, byliśmy bezbronni, przerażeni. Uciekając od życia jako niewolnicy Imperium i od brutalnej śmierci, rzucaliśmy się w oszalałe płomienie. Powiadają, że po przebiciu ciała Sei przez szpice, znalazła się w ciemnej próżni, gdzie zaznała tylko przerażenia, chłodu, rozpaczy, strachu i żalu. Tam odnalazła duszę tego, na którym się zemściła, ale jego postać była przedstawiona pod ciałem małego bezbronnego chłopca. Patrząc na człowieka, przez którego tyle wycierpiała, Sei przyznała, że jej dusza nie jest już rozbita i może ona czuć litość dla niego mimo tego co zrobił - Dostrzegłem w oczach wadery błysk zaciekawienia - Jednak powróciła i do tej pory sprawuje rządy, pilnując by jej lud, jak i całe Przymierze, żyło w dostatku. - By dokończyć historię z lekkim dreszczykiem pokazałem wilczycy by spojrzała na sam dół urwiska. Zdezorientowana skierowała tam wzrok i jej sierść stanęła dęba.
- Stalowe szpice... - Wyszeptała, na co się lekko uśmiechnąłem i przywdziałem minę poważnego człowieka. - Więc tutaj była ta lodowa góra? - Zadała pytanie jakby do siebie, jednak nie odpowiedziałem na nie, tylko zacząłem mówić na temat, który mnie ty przywiódł.
- Wybacz, że cię wystraszyłem na początku, lecz musimy porozmawiać - Powiedziałem wypinając pierś do przodu, a na wilczycy zatrzymując jasno-błękitne oczy - Poinformowano mnie, że jesteś w tej okolicy, a także, że odeszłaś z Imperium.. - Chciałem mówić, dalej jednak wadera zaczęła się bronić.
- Chyba wiem do czego zmierzasz.. - Zmarszczyła brwi - Nie ufacie mi? W dodatku po co Ci te informacje? Skąd mam wiedzieć, że sam nie jesteś od Imperium - Oczekiwała odpowiedzi na wszystkie jej pytania
- Opowieść, którą Ci właśnie przedstawiłem znają tylko nieliczni... starsi i oddani członkowie Przymierza - Podniosłem kąciki ust - Muszę się dowiedzieć, coś na temat przeciwnika, inaczej trudno mi będzie bronić naszego sojuszu - Te słowa wypowiedziałem, z poważną mimiką twarzy
- Bronić? Uważasz się w takim razie za kogoś tak ważnego, odgrywającego dla Przymierza, tak wielką rolę? - Zapytała kpiąco dokładnie się we mnie wpatrując
- Owszem - Odparłem walcząc z nią na spojrzenia - Teraz jestem twoim bratem, nie mam zamiaru cię osądzać, czy jesteś dobra, czy zła. Robię wszystko co jest potrzebne dla dobra mojego ludu.. - W tym momencie ugryzłem się w język
- Twojego ludu? - Spojrzała podejrzliwie
- Dlatego też potrzebuję informacji, jeśli mi ich nie udzielisz, nie będę miał Ci tego za złe - Odwróciłem się do wilczycy tyłem w celu odejścia - Jednak pamiętaj po czyjej teraz stronie jesteś - Zerknąłem na nią przez ramię, przy okazji mówiąc, że w razie czego znajdzie mnie w jaskini, w której się spotkaliśmy.

< Tytania? Dupy nie urywa wiem... xd>

Od Caitlyn C.D Ruki'ego

Nie miałam siły na nic. Ledwo mu odpowiadałam. Co prawda sprawiało mi to trudność ale trzeba być silnym. Trzeba się hartować. Być może wykończę swój organizm, trudno. Ale przynajmniej odpadnę z myślą, że próbowałam. Zdziwiłam się również, ponieważ spotkałam wilkołaka, który od razu rozpoznał, że nim jestem. Nie wiem, nie jestem w stanie już na ten temat myśleć. Nie jestem w stanie myśleć co mnie zdradziło ale w sumie mogłam lekko odetchnąć z ulgą, ponieważ swój swego znalazł. Już nie będę sama w tym pokręconym świecie. Poczułam również w sobie nagły przypływ ciepła i energii. Nie, nie spowodowane jego bliskością ale czymś czego nie jestem jako tako w stanie zdefiniować. To było dla mnie trochę zabawne. Powoli zaczęłam odzyskiwać siły na cokolwiek. Cieszę się, że go spotkałam. Przynajmniej nie padłam totalnie z wycieńczenia zastanawiając się czy ktokolwiek uraczy mnie swoją pomocą. Naprawdę miła niespodzianka. Jak ktoś kiedyś mi powiedział... karma się zwraca. Usłyszałam jakieś wrzaski starszej kobiety, które doprowadziły mnie do lekkiego bólu głowy. Jejku, co za babsko, naprawdę nie widzi ona że potrzebuję odpoczynku? Nie no gdzie tam, powrzeszczę trochę bo po co ma wracać do sił. Ale końcowo musieli dojść do porozumienia, ponieważ wrzaski ustały. Poczułam, że gdzieś wchodzimy a do moich uszu dobiegł mocny, dziecięcy kaszel. Z pewnością zobaczę co ją męczy jak dojdę do siebie. Na coś zostałam położona, śmiem nawet twierdzić, że to łóżko. Nie jestem pewna. Zostałam opatulona wełnianym swetrem, który dawał mi przyjemne ciepło. Chciałam otworzyć oczy ale tak jakoś mi się nie chciało. Nim się zorientowałam w ustach poczułam mokrą ciecz. Woda...? Dzięki Bogu! Gwałtownie otworzyłam oczy i łapczywie wypiłam resztę wody. Rozejrzałam się dookoła chcąc się zorientować gdzie się znajduję. Chata nie wyglądała na zbyt ciekawą ale lepsze to niż nic. Wreszcie popatrzyłam na mężczyznę, który mnie tu przyprowadził. Co prawda był trochę niskiego wzrostu ale to się dla mnie nie liczyło. Fioletowe, radosne oczy oraz jasne blond włosy ułożone w lekkim nieładzie, na nosie posiada długą bliznę. Wpatrywałam się w niego nie wiedząc co mogłabym powiedzieć. Po chwili ciszy chciałam coś powiedzieć ale usłyszałam znowu kaszel. Odwróciłam głowę zaalarmowana mierząc wzrokiem dziewczynkę wsłuchiwałam się w ten brzydki kaszel. Było widać, że ona również jest zmęczona chorobą.
-Suchy kaszel - mruknęłam niewyraźnie zastanawiając się co mogłabym jej podać. -Dziecko na oko 10-12 lat, zmęczenie, powinna odpocząć - dodałam obserwując jej zachowanie z głosem totalnie zobojętniałym.
-Znasz się na takich rzeczach? - zapytał blondyn będąc lekko zdziwionym.
Nic dziwnego skoro sama się zaniedbałam, doskonale wiedząc jak ważną rzeczą jest odpoczynek i sen. Swoje spojrzenie przeniosłam na niego.
-Coś tam wiem na ten temat - odparłam dość skromnie.
Chciałam przejść do pozycji siedzącej ale powstrzymał mnie mężczyzna kładąc mnie z powrotem.
-Powinnaś odpoczywać. Nabierzesz sił to wtedy wstaniesz - mruknął karcąco.- Nie po to cię przecież przyniosłem.
-Daj spokój, już się czuję lepiej - ponowiłam próbę z identycznym skutkiem.
-Nie i koniec - wydawało mi się, że tracił powoli cierpliwość.
-No dobra, ale zajmijcie się dziewczynką. Powinna aktualnie znaleźć się w miejscu gdzie jest wilgotne powietrze. To w pewnym stopniu uspokoi jej kaszel i od niego odpocznie - poinstruowałam go. -Proszę. To jest jedyna rzecz o którą teraz proszę - dopowiedziałam.
Mężczyzna skrzętnie się na to zgodził co dawało mi ulgę. W tym czasie mogłam spokojnie pomyśleć jakie zioło najlepiej użyć i czy w ogóle je znajdę tutaj. Jeszcze bardziej opatuliłam się swetrem i zamknęłam oczy.
-Jeszcze raz ci dziękuję - powiedziałam patrząc się prosto w jego oczy. - Można wiedzieć jak cię zwą?
-Ruki - usłyszałam po krótkiej chwili. - A kogo ja przyniosłem?
-Caitlyn - powiedziałam szybko i zamknęłam oczy. - Dziękuję Ruki..
Zamknęłam oczy odpływając w sen. Po obudzenia miałam odzyskać siły. I ile ja razy już mu dziękowałam?

(Ruki?)

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Avaresha C.D Ascrasii

- Avaresh.. - Ukłoniłem się lekko, zarazem jedną z rąk trochę wychylając do tyłu. Nie dokończyłem nazwiska, gdyż nie chciałem, by chwilowo znała moją tożsamość. Nie dlatego, że jej nie ufam, tylko.. nikt nie poprowadzi swobodnej rozmowy z królem. Wilkołaki zaczynają myśleć "Przecież to Król, ktoś wysoko postawiony, nie zasługuję na jego łaskę, a co dopiero na rozmowę z nim". Potępiam takie zachowanie, ale nie zmienię ludzkiej natury.
- Królu! - Nagle do namiotu wbiegł zwiadowca. Słysząc to słowo zacisnąłem powieki i zęby. I się wydało... Skrzywiłem lekko twarz.
- Królu? - Zdziwiła się wadera, na co posłałem jej miły uśmiech.
- O co chodzi? - Odszedłem z wilkiem na bok, który specjalnie zamienił się w przystojnego młodzieńca, by być na wysokości moich oczu.
- Mamy coraz mniej czasu, siła wroga wcale nie maleje, a niedźwiedzie długo się nie utrzymają - Zameldował
- Rozumiem, możesz odejść - Skinął głową i podniósł zasłonę namiotu, przez co wpuścił zimny bicz powietrza do środka. Poczułem drobne ciarki i skierowałem się do wadery. Siły nie maleją.. w takim razie muszą cały czas dostawać posiłki, ale jak? Król Entianty wyraźnie zameldował, że nie ma żadnych statków na wybrzeżu. Ogarnął mnie drobny niepokój.
- Wszystko w porządku? - Zamrugałem kilkukrotnie słysząc słowa wadery, która najwyraźniej coraz bardziej rozumiała swoją sytuację. Do jej uszu zaczęły dochodzić liczne dźwięki. Głośne głosy ludzi, nieprzyjemny dźwięk uderzania młota o metal, parskanie koni, szum silnie żarzącego się ogniska. Cała mozaika odgłosów.
- Zamyśliłem się - Zaśmiałem się, drapiąc dłonią z tyłu głowy. - Idziemy? - Zapytałem podnosząc jedną brew, pokazując na lekko powiewający materiał. Przechyliła głowę, po czym skinęła. Puściłem waderę przodem, mogła samodzielnie chodzić, gdyż z powodu wojny mamy tutaj wielu wykwalifikowanych medyków. Dodatkowo jej sen trwał kilka dni. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, biel spowijająca każdy zakamarek lekko mnie oślepiała. Wywołany ból oczu prędko minął i pozwolił mi ujrzeć wszystko co się dzieje. Patrzyłem na świat zalany jasnym, żółtawym światłem, od czasu do czasu przecinany ciepłym płomieniem ogniska. Usłyszałem, jak wilczyca nabiera powietrze w zadumie.
- Czemu jest was, aż tylu? -Zapytała rozglądając się po wilkołakach, a każdy miał pełne ręce roboty.
- Wojna... - Westchnąłem i spojrzałem w stronę góry. Można było dostrzec dwie plamy lasu wspinające się po zboczach, które płonęły królewską barwą białej zimy. Sama również spojrzała w tym kierunku. - Powinnaś stąd odejść - Spojrzałem w dół, jak się okazało prosto w oczy wadery. Już przez ten czas odparliśmy kilka silnych ataków, na szczęście nasze straty są minimalne dzięki dobremu przygotowaniu.
- Nie mogę pozostawić swoich braci - Rozejrzała się marszcząc brwi.
Nagle słychać było tylko łomot dziesiątków kopyt zwierząt. Zza rogu wyłonili się nasi rodacy z kolejnymi informacjami.
- Królu! Dowiedzieliśmy się jak wrogowie zdobywają posiłki! - Koń zatrzymał się parę centymetrów od mojej twarzy, a ja położyłem dłoń na jego chrapy by się uspokoił.
- Melduj - Powiedziałem krótko patrząc w oczy konia, które ukazywały szaleństwo.
- Pewien wielki czarodziej, rasy ludzkiej wytworzył portal, co jakiś czas przechodzi przez niego kilkadziesiąt członków Imerpium - Wytłumaczył, na co zareagowałem wyprostowaniem pleców. Rozumiem, przysłali go tam pewnie z nieliczną eskortą, dowódca niedźwiedzi uważał to za błahostkę i nawet nie zwrócił większej uwagi. Wykorzystali to i przez ten czas teleportował tutaj wrogów, poznali wszelkie sekrety tych terenów, nie zaskoczymy ich. Zbyt długo tu przebywają, już nawet przyzwyczaili się do tutejszego klimatu. Moi ludzie nadal mają z tym problem. Spojrzałem w kierunku ludzi ocierających ręce i przykładających je do buzi w celu ocieplenia ciepłym oddechem.
- Odstaw konie, przywiąż je.. mocno - Spojrzałem na zdziwiona twarz mężczyzny, nigdy ich nie przywiązywaliśmy, jednak teraz musimy. Magia wytaczana przez maga, ma na nie wpływ, nie wiem jaki, lecz muszę się tego przekonać. - Weź kilku ludzi i rusz na kolejne zwiady, jednak uważajcie - Powiedziałem - Jeśli kogoś spotkacie, nie walczcie i zwróćcie uwagę na tutejsze zwierzęta - Zwiadowca przytaknął i kazał swoim podwładnym ruszyć za nim. Przyłożyłem dłoń do podbródka w pozie zamyślenia.
- Wyczuwam tę magię dokoła, jest wszędzie, przyprawia mnie o dreszcze - Wyszeptała wadera - Jest taka brudna... - Spojrzała na mnie nieznacznie. A więc też to czuje, niezwykła zdolność.
- Chodź ze mną - Powiedziałem dość poważnie, co mogło wystraszyć wilczycę, dlatego po chwili zerknąłem na nią przez ramię i posłałem miły uśmiech. Na co odpowiedziała dość niemrawo tym samym. Wyczuwałem dobrze coś niepokojącego. Ruszyłem przez chrupiący śnieg i gołe gałęzie. Uczucie z każdą chwilą się umacniało. Słyszałem za mną ciche ruszy wadery, co lekko mnie uspakajało. Towarzystwo zawsze jest przyjemniejsze od samotności. W pewnym momencie przez śnieg na coś nadepnąłem przez co się poślizgnąłem i wylądowałem głową w śniegu.
- Hahaha - Usłyszałem cichy śmiech wilczycy. Również się zaśmiałem i wyjąłem głowę z puchatej pierzyny.
- Przynajmniej miękkie lądowanie - Powiedziałem z krzywym uśmiechem
- Uważaj.. - Wyszeptała patrząc pod moje nogi. Idąc tym tropem ujrzałem jak pod moim ciężarem ujawniła się dziura prowadząca do jakiejś jaskini. Zaciekawiony przełknąłem ślinę i odgarnąłem śnieg nogą. Zobaczyłem stare przejście, nawet ja go nie znałem, albo chwilowo nie kojarzę. Zacząłem w głowie przetasowywać liczne legendy, które znam. Jednak żadna nie mówiła o takim przejściu, gdy zajrzałem do środka zrozumiałem, że tam się nie zmieszczę w ludzkiej formie. W wilczej będzie trudno, ale łatwiej zgiąć skrzydła niż nieruchome mięśnie. Niezbyt pocieszony tym faktem zerknąłem na waderę, która najwyraźniej wyczekiwała mojego kolejnego kroku. No trudno... westchnąłem. Stanąłem kilka metrów od przejścia i skupiłem się w celu przemiany. Poczułem jak powietrze zaczyna wirować wokół mej osoby, śnieżna pierzyna poruszyła się niezgrabnie i po chwili poczułem jak ląduję na czterech łapach. Wbiłem pazury w mokre podłoże i rozpiąłem gigantyczne skrzydła. Uwielbiam uczucie wolnego strzelca, a zawsze takie doznaje, gdy staję się wilkiem. Uświadamiając sobie, że na mojej twarzy widnieje, aż nazbyt szczęśliwy uśmiech, zerknąłem na waderę. Przypatrywała mi się z zaciekawienie, prędko złożyłem skrzydła. Zmusiłem zesztywniałe wilcze mięśnie do ruchu i zrobiłem kilka kółek wokół własnej osi.
- Nie jesteś jakoś rozgadana - Uśmiechnąłem się do wadery, która jedynie pokiwała nieznacznie głową.
- Jesteś pewny? - Zapytała - Zwierzęta też tam nie wchodzą - Spojrzała na pieczątki śladów omijające zygzakiem ową, teraz powstałą dziurę. Złapałem się na tym, że oddychałem gwałtownie, wciągając powietrze przez nos i wypuszczając ustami. Zła siła bijąca z tego miejsca wywołała u mnie taką reakcję.
- Tak, to nie dla mnie to robię, tylko dla całego Przymierza - Powiedziałem poważnie podchodząc bliżej - Dziękuję Ci za twoje towarzystwo, jednak tutaj czas się rozstać, jeśli nie wrócę przed zmierzchem uznaj, że nie żyję - Posłałem jej gorący uśmiech i mój wzrok spoczął na ciemnej głębinie.

< Ascrasia? Nie jest to jakieś wybitne, ale może coś ciekawego w kontynuacji wymyślisz. :D Jeśli są jakieś błędy to wybacz, już byłem zbyt zmęczony by dokładnie sprawdzać>

niedziela, 29 stycznia 2017

Od Tytanii Do Avaresha

Wilczyca splunęła na ziemię krwią, patrząc nienawistnie na swojego przeciwnika. Minotaur zaśmiał się i uderzył ją ponownie orężem, tym razem jednak z całej siły. Tytania nie zamierzała bawić się z nim w kotka i myszkę. Uskoczyła przed kolejnym ciosem. „Byk” warknął z wściekłości i uniósł po raz kolejny swój potężny młot. Tytania wrzasnęła z całej siły i jako pierwsza postanowiła tym razem zaatakować. Skoczyła i ugryzła przeciwnika w rękę. Stwór zaskowyczał z bólu i upuścił młot, który upadł dokładnie na stopę minotaura.
Zadowolona ze swojego czynu Tytania postanowiła się ulotnić stąd jak najszybciej, zanim wojownik przypomni sobie, że to ona była przyczyną tych nieszczęsnych wypadków.
- Jeszcze cię dorwę! - wrzasnął z całej siły, tak, aby jego uciekinier mógł to usłyszeć.
Zadowolona z siebie wadera zmieniła się na powrót w człowieka i poprawiła grzywkę, która zasłaniała jedno z jej złotych oczu. Dziewczyna ledwo chwiała się na nogach po tym całym pościgu i walce z mocno rozwścieczonymi minotaruami, którym właśnie zabrała posiłek. Tylko jeden przeżył, jednak kobieta nie zamierzała i jego zabijać. Była zbyt wycieńczona, a pieczeń z dzika nie wystarczyła na poprawę nastroju. Na uzupełnienie zasobu energii tym bardziej, a chwilowo Cortez nie posiadała przy sobie żadnego przedmiotu, z którego mogłaby skorzystać jako źródło energii. Żałowała, że dawno nie wytworzyła sobie przedmiotu, z którego mogłaby teraz skorzystać.
- No..od dzisiaj Tytanio robisz sobie więcej takich gadżetów. – warknęła przez zęby do siebie dziewczyna i przyłożyła rękę do krwawiącego nosa. – Zajebiście.
Urazy i kolejne rany to było coś, czego szczerze nienawidziła młoda wilczyca. Na szczęście miała ze sobą koronkową chusteczkę otrzymaną od pewnego wędrowca należącego do przymierza, który wspomógł ją trochę, jeżeli chodzi o zasoby. Szkoda tylko, że szybko cały ekwipunek zmarnowała (było to głównie pożywienie i woda) i pozostała jej tylko ta chusteczka. Oraz kilka pustych, niepotrzebnych toreb, które już dawno wyrzuciła.
Cortez usiadła na ziemi i oparła się o pień rosnącego na środku polany drzewa. Sama już nawet nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. G*wno ją to wszystko obchodziło. Chciała po prostu iść dalej i zdobyć coś, co pomogłoby jej przetrwać kilka najbliższych dni.
Oprócz krwawiącego nosa okropnie dokuczały jej również poobijane żebra. Najchętniej zostałaby tutaj na noc jednak dobrze wiedziała, że ktoś może ją napaść. I z pewnością nie byłby to zwykły dzik broniący młodych, ale pewnie kolejny, rozwścieczony minotaur. Lub coś o wiele gorszego. Smok? Możliwe, jednak czy ogromna bestia zwróciłaby uwagę na nieistotne truchło w postaci Tytanii Cortez?
Brązowowłosa podniosła się i stanęła niepewnie na nogach. Znowu przemieniła się w waderę i spokojnym krokiem, nie zdarzając na ból, zaczęła iść dumnie przed siebie. Znając życie znowu miała się w coś wpakować. I chciała mieć to już jak najszybciej za sobą. (…)
Łania właśnie przebiegła przez drogę prowadzącą do zamku. Do zamku? Na pewno akurat tam? Czy wadera znowu przypadkiem nie pomyliła się w swoich obliczeniach? Tytania już zamierzała rzucić się na bezbronną zwierzynę, kiedy zobaczyła w oddali światło, jakby bijące od…ognia. Usłyszała śpiew jakby pijanych mężczyzn, którzy dodatkowo okropnie się śmiali. Wadera zamknęła oczy i schroniła się za najbliższym drzewem, modląc się cicho w duchu, żeby żaden z nich nie chciał nagle iść na zwiady. Miała ochotę zasnąć. Gwiazdy świeciły już na niebie, zachęcając tym samym waderę do zamknięcia oczu. Ilekroć je widziała, tak właśnie miała ochotę zrobić. Gdyby wadera należała wciąż do Imperium, z chęcią podeszłaby do rozbitego obozu i ogrzała się przy ognisku. Jednak teraz należała do przymierza. Ciało zaczynało odmawiać jej posłuszeństwa. Zmęczenie wkrótce wzięło górę. Wadera położyła się i zwinęła w kłębek. Nagle się podniosła. To byłby najgłupszy ruch, jaki mogłaby zrobić. Niedaleko niej siedzieli wrogowie, a ona spałaby pod drzewem niczym lis w swojej ciepłej norze. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt – księżyc. Miała nadzieję, że wpatrując się w jasny punkt na niebie szybko nie zaśnie. Myliła się jednak. Przyzwyczajona do życia w dziczy potrafiła bardzo łatwo zasnąć, nawet w takich warunkach. W końcu się poddała. Położyła się na ziemi i ugryzła z całej siły język. Znowu czuła się pobudzona, jednak tylko na chwilę.
Usłyszała kroki. Potrząsnęła głową i wstała. Widząc zdziwioną twarz mężczyzny, wpatrującego się w nią z otwartymi oczami, zamarła. Kątem oka widziała, że wykonał nieznaczny ruch ręką, jakby chciał się rozluźnić przed walką..albo jakby chciał po coś sięgnąć. Wadera warknęła tylko i rzuciła się na przybysza, gryząc go słabo w nogę. Słabo, ponieważ zwyczajnie nie miała siły, którą zmarnowała na wędrówce i walce ze wściekłymi minotaurami. Mężczyzna zaczął rzucać wulgaryzmami na prawo i lewo, a po chwili wyciągnął sztylet. Czarny cień pojawił się nagle za człowiekiem, który chyba nawet nie zauważył go. Już zamierzał uderzyć Tytanię, kiedy nieznajomy nagle padł martwy na ziemię. Bez głowy. Bestia, która skradała się za nim okazała się być dobrze zbudowanym niedźwiedziem.
- Z wami to tak jest. – parsknął „goryl” po czym ominął Tytanię szerokim łukiem.
Wadera słyszała już za sobą tylko jęki i wrzaski. Nieprzyjemne odgłosy walki przeraziły ją. Nie chciała się mieszać w sprawy niedźwiedzi, które, nie wiadomo skąd, wzięły się tutaj i zaatakowały obóz. Tytania szybko oddaliła się od pola walki. Chwilowy przypływ adrenaliny dał jej trochę sił się oddalić. Znalazła kryjówkę. Jaskinia, gdzieś w głębi lasu.
Wilczyca rozpaliła ogień i położyła się obok niego. Wreszcie mogła zasnąć. (…)
Otworzyła oczy. Słońce było już wysoko na niebie i dawało waderze jasny sygnał, że już grupo po jedenastej. Tytania przekręciła się tylko na drugi bok i zmieniła w kobietę. Przeciągnęła się i spojrzała na wylot jaskini. Zdziwiła się, kiedy ujrzała przed sobą białego wilka, zasłaniającego jej wyjście.
Dziewczyna poderwała się nagle z ziemi i wyciągnęła ręce do przodu, myśląc, że zwierzę zaraz zaatakuje.
- Masz szczęście, że nie jestem naga. – mruknęła i zaczęła się oddalać od przybysza. – Co tu właściwie robisz?
- Przechodzę sobie. – wilk, po głosie basior, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Tytanii.
Dziewczyna nagle odwróciła się i zaczęła uciekać w głąb jaskini. Skrzydlaty wilk zaczął coś do niej krzyczeć, jednak Tytania udawała, że nie słyszy. Biegła dalej przed siebie. Nie obchodziło ją to, że jest to inny wilkołak. Obecnie nie wiedziała, komu może ufać, a komu nie.
Poczuła nagle uderzenie i upadła na ziemię. Biały wilk złapał ją za nogę i przeciągnął kawałek dalej.
- Co ty…- mruknęła Tytania, ale zobaczyła, jak basior wskazał łapą na przód.
Dziewczyna przewróciła się i wstała. Podeszła tam kilka kroków i okazało się, że przed nią była wielka przepaść.
<To panie..ekhem..królu? Coś czuję, że będę ci teraz zatruwać tyłek swoimi wypocinami xp>

Od Ascrasii C.D Avaresh

Szłam lasem, oczekując czegoś interesującego.... wszędzie tylko śnieg. Dawałam sobie zawsze radę, to teraz też dam sobie radę. Las był nawet spokojny, liści prawie nie było, a na gałęziach widniały piękny blask śniegu... Wszędzie widzę coś miłego... rzadko to widzę, a szczególnie z moich stron... Ahhhh... wspomnienia o moich rodzicach... rzygać mi się chce na miejscu.
Usłyszałam jakieś kroki. Szybko cofnęłam się do tyłu, chowając w krzakach.
Kto to może być?! Tutaj?! Muszę szybko coś wymyślić! Wzięłam głęboki wdech, by się uspokoić. Wyskoczyłam przed siebie z warkiem, ale po chwili pisnęłam, czując jak jakieś zęby wbijają mi się w łapę. Warknęłam, spoglądając na pułapkę na niedźwiedzie. Chol*era jasna! Czemu ja zawszę muszę trafiać w takie... Ugh! Zaczęłam się siłować, by pułapka puściła, ale bardziej wbiła mi się w łapę. Pisnęłam lekko, zaczynając znów warczeć. Czemu nie chce puścić?! Zawsze to działało! Ugh... Czułam jak moja krew spływała po mojej łapie. Pewnie mi odpadnie, albo przebije do końca i na tym się skończy! Kocham to... kocham swojego pecha... Popatrzyłam pod łapę. Krew coraz szybciej leciała na podłoże, a dodatkowo czułam jak tracę przytomność.
- Szybko, otwórz to! - usłyszałam głos jak przez mgłę. Gdy poczułam jak pułapka się rozluźnia, straciłam przytomność.

****

Obudziłam się... w sumie nie wiem gdzie. Chciałam wstać, ale gdy postawiłam tylną łapę, natychmiast ją podniosłam z sykiem.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam głos basiora. Natychmiast wyprostowałam uszy. Serce zaczęło mi szybciej bić ze strachu.
- Nie - warknęłam.
- Nie chce ci zrobić krzywdy. Z resztą. Nawet gdybym chciał, już dawno bym to zrobił - odpowiedział - jak Cię zwą?
- Ascrasia Lightwood - odpowiedziałam. Ten zaczął mnie okrążać. Stałam prawie wyprostowana. Spojrzał na moją łapę.
- Jak tu trafiłaś?
- Szłam tu i tam, aż nagle znalazłam się tu - odpowiedziałam - a tak na serio. Wyruszam z Starfall Forest... już od 14 lat podróżuje po świecie...
- Rozumiem...
- Jestem ci dłużniczką. Można wiedzieć, jak Cię zwą?

Avaresh?

piątek, 27 stycznia 2017

Od Ruki'ego C.D Caitlyn

Szedłem zwyczajnie lasem, nie jestem typem podróżnika, ale tym razem zapuściłem się trochę dalej. Ktoś mnie powiadomił, że te miejsca są niespokojne, miałem teoretycznie się tym zająć...
~ Tak mi się nie chce.. ~ Poczochrałem się po głowie.
Co mnie to interesuje? Żyją tak jak chcą, skoro nie potrzebują mojej pomocy, to czemu zostałem tu przysłany? Król, nie chce by źle żyło się jego poddanym. I to on ma robić jakieś kroki a nie oni sami? Nie cierpię pomagać tym, którzy.. Od moich rozmyśleń odciągnął mnie szelest. Kilka kroków dalej z mroku tuż przede mną wynurzył się jakiś kształt. Był to mężczyzna nachylający się groźnie. Moją uwagę przykuł blask, który uderzył w moje oczy. Zostało one wywołane nożem, od którego odbiło się światło.
~ Czego tu szukasz chłoptasiu? ~ Odezwał się szorstkim i zdecydowanym głosem.
Nie odpowiedziałem, stałem w bezruchu. Wyglądałem, jakbym zamarł z przerażenia, albo jakbym był pogrążony w głębokiej zadumie. Kiedy wreszcie się poruszyłem, zrobiłem to niezwykle szybko. Trzask, szarpnięcie rękawa i bandyta krzyczał z bólu, padając na kolana. Nóż zabrzęczał uderzając o ziemię. Chyba straciłem prędkość używania wzmocnień. Poklepałem bandytę po ramieniu.
~ Wybrałeś niewłaściwą noc i ewidentnie niewłaściwy cel. ~ Uśmiechnąłem się pokazując rzędy ostrych zębów.
Po chwili upadł twarzą na ziemię. Przekroczyłem jego ciało i ruszyłem dalej. Jeśli to będzie tak dalej wyglądać, może nie będzie tam nudno jak się spodziewałem. Zatrzymałem się i spojrzałem przez ramię w stronę krzaków. Usłyszałem jakieś krzyki, zdezorientowany ruszyłem w ich kierunku. Z każdym krokiem stawały się coraz głośniejsze i mogłem już dobrze zrozumieć każde słowo.
~ Nie waż mi się przeciwstawiać! ~ Usłyszałem głośny dźwięk uderzenia dłonią o twarz kobiety.
Chwilę później dostrzegłem ofiarę i napastnika. Mężczyzna wyglądał na typowego wilkołaka, tyle że obleśnego bandziora. Kobieta natomiast, nie należała do żadnej znanej mi nacji. Twarz była szczupła, kości policzkowe i podbródek zbiegały się w wąski klin. Zaskakująco wyraziste usta wydawały się za duże w stosunku do twarzy. Miała ciemniejszą karnację niż wilkołaki, ale zamiast fioletowobiałej, charakterystycznej dla Draenei, miała niebieskawą barwę. Jej włosy lśniły blondem, bardzo ciemnym w porównaniu z jasnymi kolorami wśród Gryfów. Wiek? Dawałbym jej około dwadzieścia sześć lat. Wyrównanie jakiś porachunków, najwyraźniej mężczyzna, którego przed chwilą spotkałem stał na straży. Nie będę się wtryniał w czyjeś sprawy. Już miałem odjeść, gdy dostrzegłem inną kobietę, w porównaniu do tej już leżącej była zadbana i miała typową karnację wilkołaka. Była drobna, wyglądała na słabą dziewczynkę, jednak wprawione oko wojownika od razu ujrzy silną kobietę. Nieznajoma podeszła do ofiary i przykucnęła przy niej. Co ona robi? Pomaga komuś takiemu..?
~ Nie bój się mnie, co się stało? ~ Wypowiedziała delikatnie te słowa, by nie wystraszyć bardziej pobitej kobiety.
Dostrzegłem jak nagle pojawił się za nią oprawca.
~ Marna dziewojo, odsuń się od niej! ~ Wykrzyczał odpychając ją.
Burknęła najprawdopodobniej mało uprzejmego pod nosem. Napastnik podniósł rękę, oczekiwałem ze strony kobiety prędkiego uniku, jednak ona pozostała w miejscu. Ręka mężczyzny zawisnęła w miejscu. Byłem pewny jak powinienem zareagować...
Złapałem mężczyznę za nadgarstek.
~ Co Ci zawiniły te dwie damy? ~ Zapytałem z ironicznym uśmiechem i z całej siły uderzyłem jego ręką o swoje kolano, po czym usłyszałem przyjemny odgłos łamanej kości.
Następcą był głośny krzyk przepełniony rozpaczą i bólem. Po chwili mężczyźnie z oczu popłynęły łzy.
~ Coś ty zrobił?! ~ Wykrzyczał zasmarkany, obleśny dziad, patrząc na wiszącą na samej skórze dłoń.
Po chwili z bólu opadł na kolana.
~ Nie klękaj jakbyś chciał wziąć do ust mojego ku*asa i tak nie dałbym Ci go do Twojej parszywej mordy. Chyba że byłbyś samym Jowiszem! ~ Zaśmiałem się drwiąco i użyłem mocy by wzmocnić siłę mięśni mojej nogi, której uderzenie poczuł na swojej klatce piersiowej.
Atak był na tyle mocny, by jego ciało wbiło się w drzewo, rosnące kilka metrów dalej.
~ Dziękuję. ~ Usłyszałem wycieńczony kobiecy głos.
~ Nie ma za co. Zwyczajnie pomogłem siostrze. ~ Przykucnąłem przy dwóch siedzących kobietach.
~ Siostrze? ~ Wyszeptała ledwo i przechyliła się do tyłu.
Prędko objąłem ją wokół pleców. Wyglądała na ledwo żywą, mężczyzna nawet jej nie dotkną, w takim razie musi być wycieńczona długą podróżą. Patrząc na jej wysuszone i popękane wargi można było także stwierdzić, że dawno nie miała w ustach wody, to co można powiedzieć na temat jedzenia.
~ Jesteśmy wilkołakami, więc wszyscy jesteśmy braćmi. ~ Uśmiechnąłem się biorąc ją na ręce.
Niestety kobieta była cięższa niż myślałem i chwilowo się zachwiałem, lecz prędko wspomogłem się mocą. Zapomniałem, że całą moc przeniosłem do nogi, przez co osłabiłem mięśnie ramion. Teraz ciężar był prawie nikły, dopiero mogłem wyczuć jej kości wbijające się w moje ręce. Nie wyglądało do dobrze, uśmiech prędko zniknął z mojej twarzy. Spojrzałem na drugą kobietę. Była poobijana, jednak jest stan był o niebo lepszy, przed atakiem miała dosadne życie.
~ Potrzebujesz czegoś? ~ Zapytałem
~ Nie.. ~ Wyszeptała drżącym głosem, ale po chwili rzuciła się w stronę, wbitego w drzewo, ciała mężczyzny.
~ Zwykła dziwka.. ~ Syknąłem pod nosem widząc jak szuka natarczywie sakiewki z monetami.
Człowiekowi robi się przykro, gdy porządna i odważna osoba poświęca się by ratować życie zwykłego śmiecia. Dziewczyna ma na pewno dobrze serce. Usunąłem wszystkie wzmocnienia jakie posiadałem na swoim ciele i przeniosłem do ciała kobiety. To sprawi, że poczuje się lepiej. Ruszyłem ścieżką i po chwili dotarłem do jednej z wiosek. Nie wyglądała na jedną z tych porządnych, ale wyboru nie miałem.
~ Gdzie znajdę nocleg? ~ Podszedłem do stojącej do mnie plecami starszej kobiety.
Mimo, że była zgarbiona byłem od niej wyższy zaledwie o pół głowy.
~ Co wam się wzięło na cholerne noclegi?! ~ Odwróciła się z wrzaskiem ~ Nie znajdziesz tu nic takiego! Odczep się kurduplu. ~ Zaczęła machać łapami tak jakby chciała odgonić małego dzikiego kota.
Ale słucham? Jak mnie nazwała?
~ Słuchaj babo.. nie obchodzi mnie to, że nie ma tu żadnych pubów, gdzie można się przespać.. masz w domu łóżko to mnie tam prowadź! Do zachodu słońca jeszcze dużo czasu, więc przestań mi tu zrzędzić i się w końcu do czegoś przydaj! ~ Warknąłem patrząc na nią gniewnie, a sama odważna staruszka, zadrżała i wskazała mi drogę do jej chaty.
Niby prywatny domek, a wyglądała jak zapyziała speluna. Lepsze to niż spanie pod drzewem. Znalazłem się w jednym z trzech pomieszczeń, w każdym byli ludzie. Liczna rodzinka... Rozejrzałem się dokładnie. Małą dziewczynkę siedzącą na brzegu łóżka męczył silny kaszel, który przerywało jedynie łapanie tchu. Podszedłem do niej i poprosiłem by się odsunęła. Położyłem delikatnie kobietę na kocu. Patrząc na to wszystko pewnie wszędzie były robakami... Skrzywiłem się i zdjąłem z siebie wełniany sweter. Opatuliłem nim ramiona dziewczyny, co sprawiło mi nie lada kłopot, przez długie i gęste ciemne włosy plączące się między moimi palcami. Dopiero teraz zdumiał mnie ich kolor, krucza czerń, przechodziła w jasny błękit, a w innych miejscach w ciemną zieleń. Śliczne... Magia dała jej coś pięknego. Wyprostowałem się po chwili odwracając przodem do gospodyni.
~ Podaj mi kubek wody i coś do jedzenia. ~ Nie zmieniłem swojego wrogiego tonu, co jak co, ale kurduplem mnie starucha nazywać nie będzie. ~ Zapłacę. ~ Dodałem.
Chociaż dam im trochę więcej niż powinienem za takie usługi, małą musi zobaczyć lekarz, patrzyłem na kaszlące dziecko. Gospodyni skinęła głową i po chwili otrzymałem zapotrzebowanie. Biorąc kubek do ręki, podniosłem delikatnie głowę kobiety i zamoczyłem jej wargi w wodzie, po czym zacząłem powoli przechylać naczynie. Kiedy ciecz dostała się do jej ust, dziewczyna nagle otworzyła oczy i z niebywałą prędkością wypiła całą zawartość. Zdziwiony popatrzyłem na wpół przytomną kobietę, która zaczęła się rozglądać.

<Caitlyn?>

Od Avaresha Do Ascrasii

Po wielu wysiłkach ja i moi ludzie staliśmy się główną strażą przeciwko wszystkim potencjalnym najeźdźcom. Mimo ciągłych potyczek z minotaurami, lizardami i ludźmi, nie zakosztowałem wiele walki, ale dzięki temu spokój panował w lasach Przymierza. Jednak muszę być cały czas czujny podczas tej ciszy. Bowiem ona zawsze oznacza początek burzy. Moje obawy prędko się ziściły, gdy usłyszałem głos Nevi, jednej z członkiń Sowiego Gniazda. Dzięki jej niezwykłej umiejętności komunikacji, dostałem szybką i dokładną wiadomość co się dzieje na wschodzie krainy...
- Panie, na terenach Free Mountain pojawili się nowi napastnicy, nasza przewaga drastycznie spadła. - Spojrzałem w jej kierunku, spodziewałem się jakiejś wiadomości, lecz to.. co przegapiłem?
- Jak to? To nie jest możliwe.. - Warknąłem pod nosem lekko zdezorientowany - Ilu ich jest? - Zmarszczyłem brwi zaczynając krążyć w kółko, zadając również prędko nowe pytanie. Poczułem nagły niepokój, zaczynałem przeczuwać, że to co zaraz usłyszę nie będzie miodem dla moich uszu. Zimny kamień dotykający poduszki moich łap dodatkowo doprowadził moje ciało do nieprzyjemnych dreszczy.
- Mistrz Halforc określa ich siły na ponad.. - Zadrżała Nevi trzepocząc głośno potężnymi skrzydłami.
- Na ile? - Zapytałem patrząc gniewnie w jej stronę
- Dwadzieścia tysięcy - Wypowiedziała ogromną liczbę drżącym głosem. Moje brwi zamiast ukazywać gniew, przerodziły się w zdziwienie. Mocny łomot serca dodatkowo przyspieszył. Skąd wzięli taką liczną armię? Zacisnąłem zęby.
- Natychmiast karz im się wycofać! - Rozkazałem. Na górze mają przewagę wysokości, ale z taką ilością wrogów nie ma to najmniejszego znaczenia, jeśli prędko jej nie opuszczą.. utkną tam i zostaną skazani na śmierć..
- Mistrz Halforc odmawia wykonania rozkazu.. - Odparła zmartwiona Nevi. No tak, czego ja się spodziewałem po tych gorylach? Nawet nie poprosi o wsparcie, dumny paw. Teraz ta wielka armia powinna trzymać go w stanie permanentnej ucieczki. Kogo mam wysłać? Jaki przeciwnik ma plan? Jak powinienem postąpić? Te myśli zaprzątały mą głowę.
- Wyślij do niego część Jednorożców znajdujących się na polu walki w Mount Ghul i.. - Chwila.. przecież.. nie mam już kogo wysłać. W głowie pojawił mi się cały plan walk, ostatnio zostały one nasilone.. więc ataki na Eltos, Warteron, TreantForrest, Areherland nie były tylko przypadkiem, wszystko polegało na tym bym wysłał tam wszelkie jednostki.. cholera. Zdobycie Free Mountain mogłoby postawić nas w kryzysowej sytuacji. Ilość manewrów możliwych do użycia w tamtym miejscu jest niezliczona. Avaresh uspokój się, co możesz zrobić? No zastanów się.
- Przygotować wszystkich zdatnych do walki, nie obchodzi mnie czy to dzieci, teraz.. w tej chwili! Wszyscy mają zebrać się na głównym placu! - Wykrzyknąłem do mojej doradczyni. Tym razem nie powiedziała nic. Ta, która zawsze trzyma mnie z dala od nieodpowiednich kroków zwyczajnie pokiwała głową i po chwili zniknęła za potężnymi drewnianymi wrotami. Muszę tym razem zebrać swych Obieżyświatów i ruszyć wrogowi naprzeciw.
- Nev! - Od razu skierowałem mój wzrok na nią
- Tak Panie? - Zatrzepotała skrzydłami nerwowo
- Skontaktuj się z królem mórz Entiantym, nie mogli się tam zwyczajnie pojawić.. niech zniszczą ich statki - Rozkazałem kierując się ku drzwiom - Lecz niech uważają, na pewno jadowita Skyriss tam będzie - Nabrałem głęboko powietrze i wypuściłem je powoli z płuc. Ciężar, który noszę teraz na swoich barkach przybijał.
- Tak jest Panie - Wykonała rozkaz, a ja stanąłem chwilowo w drzwiach, po czym dodałem
- Wyślij posłańca do Johna... niech pilnuje miasto pod moją nieobecność - Przekułem ostatnią myśl w słowa i ruszyłem przez wielki korytarz. Przeszedłem pod ogromnymi łukowymi podporami i znalazłem się w kolejnym pomieszczeniu. Znajdowały się w nim dwie piętrowo ustawione grupy stołów umieszczonych wzdłuż dłuższych ścian. Wielka i pusta przestrzeń między nimi była zajmowana, tylko w okazjach, gdy na przyjęcia zapraszano także szlachtę. Szedłem na drugi koniec sali, gdyż znajdują się tam dwoje dużych drzwi prowadzących na zewnątrz. Chociaż stare i wystawione na działanie żywiołów przez wiele setek lat wciąż solidne i ciężkie. Nad stołami dla gości było kolejne piętro, do których prowadziły długie kręte schody. Taki układ zapewniał wszystkim dobry widok na salę, ale tez jasno przedstawiał hierarchię. Najwyższe miejsca zajmowali królowie wszystkich ras, wraz ze swoimi doradcami. Rząd poniżej przeznaczony jest dla różnych dowódców wilkołaków, czy znanych zielarzy. Jeśli wygramy tę bitwę, na pewno zorganizuję tutaj wielką ucztę. Doszedłem w końcu to wielkich drewnianych drzwi, które zostały otwarte z całej siły mięśni przez dwóch strażników. Ciepłe światło słoneczne zalało moją twarz i ogród, sprawiając, że wielobarwne kwiaty rozjaśniały w morzu zielonej roślinności. Minąłem mury moja "królestwa" i ruszyłem przez miasto. Zanim zwrócę na siebie większą uwagę, powinienem zmienić się w człowieka. I tak uczyniłem. Od razu widziałem dużo więcej dodając dobie ponad metr wzrostu. Zakręcając w główną ulicę, dostrzegłem jak całe tłumy idą w stronę placu. Byłem już blisko, budynki wokół głównego rynku są wykonane z czarnego kamienia, żyłkowanego szarością i bielą. Kiedy wkroczyłem między ludzi natychmiast pojawił się szum i droga nagle się ukazała w całej swoje okazałości. Wilkołaki, czy to zamienieni w ludzi czy w wilki stanęli po bokach ze spuszczoną głową. Dokładnie znali moją ludzką formę, co innego z wilczą. Charakterystyczne wystające uszy i ogon daje znać kim jestem, dodatkowo wielka broń w kształcie słońca na moich plecach, trudno to pominąć.
- Królu! - Podbiegła do mnie doradczyni - czemu postępujesz tak lekkomyślnie? - Zapytała patrząc mi prosto w oczy - Wiesz ilu czyha, tylko na twoje życie? - Oburzyła się i po chwili umilkła uświadamiając sobie, że podniosła głos na samego króla - Przepraszam.. - Jej wzrok wbił się natychmiastowo w ziemię.
- To ja powinienem cię przeprosisz, dbasz jedynie o moje dobro - Uśmiechnąłem się, na co kobieta uniosła kąciki ust - Chodźmy - Powiedziałem, a ta skinęła głową.
Przez tę krótką drogę, zacząłem się zastanawiać, jaka jest pieść naszego miasta? Jakie głosy są w stolicy? Co słychać nocą? Jeśli tylko się zatrzymać i posłuchać, Powinny pokazać się stłumione i odległe szumy dźwięków. Śmiech, jęki, krzyki, piosenki, głosy, wrzaski. A więc zatrzymałem się i zamknąłem oczy. Usłyszałem jedynie zgrzytliwy dźwięk, który tu nie pasował, dźwięk wojny.. Otworzyłem oczy i wypuściłem powoli powietrze z płuc. Wszedłem po małych schodkach na podwyższenie, znajdujące się na środku rynku. Spojrzałem liczną grupę gotowych do walki dorosłych, starców, nawet dzieci. Poczułem głęboki żal, który początkowo nie pozwolił mi nic powiedzieć.
- Wybaczcie, że tak nagle was wezwałem - Wykrzyknąłem by usłyszały mnie nawet szczury pod kamiennymi budynkami - Niestety Przymierze jest w niebezpieczeństwie! - Nie miałem zamiaru okłamywać mego ludu - Przepraszam jednak matki.. żony, których najbliższych zabieram ze sobą do walki! Nie mogę obiecać jednak, że wrócą żywi... - Spodziewałem się zaniepokojonych szeptów, jednak chwilowe zaprzestanie przemówienia ujawnił jedynie ciszę, ufają królowi.. - Ale! - Prędko kontynuowałem - Wrócę tu z każdym ciałem, każdego wojownika! Nie pozostawię nikogo na polu bitwy.. Obiecuję wam! Obiecuję... że jako pierwszy postawię nogę na polu walki i jako ostatni je opuszczę! - Mój głos doszedł do każdego. Od razu poczułem gorzący we mnie żal, przez wypowiedzenie tych słów. Jednak to co po chwili ujrzałem... wszyscy się pokłonili, co nie oznaczało tylko hołdu dla króla, ale także to, że oddają swoje życie, w moje ręce. - Dziękuję - Wyszeptałem pokłaniając w ich stronę głowę. Miałem ochotę wypuścić trzymany we mnie żal i poczuć łzy spływające po moich policzkach, jednak nie mogłem ukazać słabości, nie w tej chwili.
- Czas ruszać - Poczułem dłoń na ramieniu doradczyni, a ja potaknąłem.
Spojrzałem przeciągle na wojowników, próbując oszacować siły. Wsadziłem do ust kciuk i palec wskazując, po czym gwizdnąłem. Przez co z miasta wydobył się rozległy okrzyk i tupot nóg. Stolicę zaczęła opuszczać liczna armia wilkołaków, ze mną na czele. Czekała nas długa podróż, a nie mamy dużo czasu. Przejście przez Antivę, było przyjemne i krótkie. Tereny te są znane z rozmaitej roślinności, dzięki czemu nawet bez przerwy można było się zrelaksować, liczna zwierzyna pozwoliła chwilowo dopełnić zapasy. Podróż przez Lighthought, było wyczerpujące przez nagłą zmianę klimatu, dni i noce były dużo chłodniejsze. Kiedy słońce, było już nisko na niebie, rozbiliśmy obóz. Mi jak zawsze dużo czasu zajęło rozłożenie namiotu. Każdy chciał mi pomóc, co prawda nigdy nie miałem do tego ręki, jednak z podniesionym ogonem próbowałem przez całą godzinę. Przynajmniej mi się udało i mogłem położyć się spać. Wstałem, gdy tylko słońce dostało się do wnętrza. Zabrałem miecz, nóż, kołczan i ruszyłem na polowanie. Jednak, nie było to takie proste. Zmarnowałem strzałę, bo nie trafiłem w lecącego ptaka, zaskakująco przypominającego gęś. W sumie kto się spodziewał, nie mam na sobie prawię żadnego odzienia i drżę z zimna. To kilkunastu minutach tracę nadzielę. Okolica jest jak wymarła. Nie dostrzegłem, nawet myszy. Ostatecznie skończyłem, nad rzeką z włócznią w ręku. Wypatrywałem ryb wśród kamieni i skał. Patrząc na wijące się kształty wbiłem broń prosto w rybę. Po jakimś czasie uzbierałem całkiem sporą liczbę, którą schowałem w stary materiał i ruszyłem z trudną do wyobrażenia dumą do obozu. Przez większość życia jestem królem, a rozpiera mnie duma z powodu jednej ryby. Gdy ta myśl do mnie doszła, roześmiałem się głośno. Do myślenia dał mi dopiero mocny bat zimna. Powróciłem jak najszybciej i rozdzieliłem jedzenie między ludzi. Kiedy tam dotrzemy wrogowie będą strudzeni walką, natomiast my będziemy wypoczęci i najedzeni. Dalsza podróż... kolejny obóz.. i kolejny ranek bez kawy czy mydła. Znalazłem za to jakieś piekielnie kwaśne jagody, które żułem przez jakiś czas. Niektórzy pozostawili wczorajsze ryby i teraz siedzą przy ognisku delektując się nimi.
- Królu! - Usłyszałem dojrzały męski głos i spojrzałem w tamtym kierunku - Przyłącz się! - Krzyknął z uśmiechem, a po chwili ktoś szturchnął go w bok.
- Co ty robisz idioto, to król.. nic Ci to nie mówi? nigdy się do nas nie... - W tym momencie usiadłem w ich towarzystwie
- Poczęstujecie mnie? - Uśmiechnąłem się szczerze
Kiedy w końcu znaleźliśmy się w górach zacząłem wyczuwać przytłaczającą moc. Dodatkowo kilka godzin wcześniej dostałem wiadomość od Nevii "Panie król mórz Entainty informuje, że nie napotkali żadnych statków". Jak się tam dostali było kompletną zagadką, można pomyśleć, że dzięki jakiejś magii. Jednak nie znam tak potężnej by przenieść, aż tak liczną armię. Jednak teraz zostaną zaatakowani z dwóch stron. Nie mają szans wygrać. Mimo wszystko zaczynam się niepokoić. Wyczerpująca podróż pod górę kazała zrobić jeszcze jeden ostatni postój, wróg był bardzo blisko. Rozesłałem szpiegów, by szukali czujek. Sam ruszyłem przed siebie ścieżką, chciałem zobaczyć co kryje się za zakrętem. Pozostawiłem ludzi kilkaset metrów za mną. Podszedłem zupełnie bezgłośnie. Poczułem odurzający smród, zdezorientowany ogarnąłem krzaki, za którymi dostrzegłem stertę zbutwiałych kości. Nagle żołądek podszedł mi do gardła i wydaliłem całe śniadanie. Kiedy promienie słońca przebiły się przez gałęzie drzew, dostrzec mogłem w dole wielką bazę wroga. Tyle, że wszędzie były trupy, wyglądało to jakbym trafił na cmentarz. Przeszedłem przez liczne ciała i zacząłem się rozglądać. Kolejne trupy były w całkiem niezłym stanie. Niektóre siedziały w takiej samej pozycji. Zabici w śnie.. Czyżby walka skończyła się zanim tu przybyliśmy? Do moich uszu doszły odgłosy walki, prędko pobiegłem w tamtym kierunku równocześnie zdejmując ciężką broń ze swoich pleców. Ujrzałem wielkiego niedźwiedzia atakującego minotaura. Widząc, że czterokopytne stworzenie chce zadać ostateczny cios, prędko stworzyłem kulę światła, która wybuchła tuż przed jego twarzą. Podbiegłem i z całej siły uderzyłem swoją masa ciała w tułów minotaura, który upadł na plecy. Nie chciałem zabijać.. lecz nie miałem liny by unieruchomić wroga. Utworzyłem wokół każdej z kończyn ogniste pętle, które parzyły jedynie podczas ruchu. Mężczyzna krzyczał czując jak coś parzy jego ręce i kopyta. Nie potrafił zrozumieć, że powinien zostać w bezruchu.
- Nie ruszaj się - Powiedziałem z zaciśniętymi zębami stojąc w odpowiedniej odległości, by nie dosięgnęło mnie silne tylne końskie kopyto. Nagle w ciele stworzenia znalazł się wielki topór.
- Tylko się męczył - Warknął wściekły niedźwiedź - Król wilkołaków się waha? Poprowadzisz ludzi ku zgubie - Wymieniliśmy wściekłe spojrzenia
- Nie każ mi żałować, że ruszyłem wam na ratunek - Powiedziałem wrogo - Gdzie wasz dowódca? - Zapytałem szorstko
- Broni naszej stolicy w górach tak samo jak reszta.. - Chrząknął patrząc na sam szczyt
- Jaka jest tam najszybsza droga? - Ruszyłem powoli w stronę naszego obozu, a wielki niedźwiedź poszedł w moje ślady.
- Jest tylko jedna droga na górę, każdy to wie - Fuknął
Bądź spokojny.. to tylko bezmózgi goryl.. pomyślałem, by poczuć się lepiej. Kiedy próbowałem się uspokoić lekko straciłem orientację w terenie. Próbując nie ukazywać temu olbrzymiemu zwierzakowi, że się zgubiłem ruszyłem w losowym kierunku. Tak, musiała mnie wziąć ta głupia duma. Kiedy zbliżałem się do krzaków, znów usłyszałem ten potężny i dość irytujący głos.
- Uważaj... pełno nastawiali tu pułapek na niedźwiedzie - Zerknąłem na niego za ramienia i pokiwałem głową
- Wątpię by to było na was skuteczne.. - Westchnąłem widząc potężną posturę.
Kiedy spojrzałem przed siebie zamarłem. Zobaczyłem białą jak śnieg waderę, która była pokryta czerwienią w okolicach tylnych łap. Prawa była przytrzaśnięta przez jedną z pułapek. Prędko podbiegłem do wpółprzytomnej wilczycy.
- Szybko otwórz to! - Krzyknąłem do towarzysza, który postąpił jak powiedziałem. Gdy niedźwiedź uwolnił wilczycę, ta cicho zaskomlała. - Spokojnie.. - Wyszeptałem biorąc ją na ręce.
Nie czas na gubienie się Avaresh, no już.. skojarz coś, skąd tutaj przyszedłeś?

< Ascrasia? Wybacz, nie miałem już siły opisywać co się stało po uratowaniu xD>

Od Caitlyn Do Ruki'ego

Wiele rzeczy mnie zastanawiało, zadziwiało. W mojej głowie miałam miliardy pytań ale na żadne nie odpowiedziałam. Wszystkie odpowiedzi, a raczej ich część to czyste domysły. Jednakże przez otaczającą mnie samotność miałam dużo czasu by nad nimi gdybać. Moje wewnętrzne uczucia i emocje były nie do zniesienia. Dręczyły mnie i nie dawały spokoju. Wieczny żal do wszystkich i wszystkiego. Dlaczego musiało się to stać? Gdyby nie doszło do tego wydarzenia, byłabym normalnym wilkołakiem. Posiadałabym wielu przyjaciół i znajomych. Nadal mogłabym porozmawiać z rodziną. Wiedziałabym co u moich braci. Martwię się o to, że wzajemnie się pozabijali. Chciałabym ich kiedyś spotkać, zobaczyć że żyją i doszli do porozumienia. Może to drugie jest mniej realne ale ten fakt, że nadal egzystują w tym szalonym świecie. To byłoby już coś. Chociaż może bawiłoby mnie gdybym żyła tylko ja, siostrzyczka która dorastała w cieniu swoich dwóch braci. Rodzice i bliżsi pokładali w nich swoje nadzieje na to, że będą kimś. A tutaj niespodzianka i taka ja, zostaje kimś ważnym. Mogłabym im wygarnąć wtedy wszystkie swoje żale. Cóż... nad czym tutaj gdybać. Muszę jedynie zrobić pierwsze kroki a dalej pójdzie gładko. Tylko co to za kroki? Pragnę stać się kimś o kim będą układać legendy. No ale samymi marzeniami przecież nic nie wskóram, prawda?
Z moich rozmyślań nad tymi samymi aspektami wyrwało mnie nagłe zerwanie się wiatru. Mierzwił on moją sierść, łaskotał moje uszy. Uwielbiam słuchać świstu wywołanego wiatrem. Jednocześnie zaalarmował mnie, że należałoby się ruszyć z miejsca. Nie mogę pozwolić sobie na przegraną. Nie tego chcę. Wstałam leniwie i przeciągnęłam się chcąc w jakiś sposób obudzić mięśnie i kości. Energicznie potrząsnęłam głową na końcu rozwierając pysk w potężnym ziewie. Zamrugałam oczami rozglądając się po zielonych terenach. Moja podróż nadal trwa. Gdzieniegdzie przemykam przez terytorium Imperium. Nie popieram tamtejszej polityki. Kompletnie jej nie rozumiem. Nie chcą działać dla innych, działają dla siebie. Egoistycznie zapatrzeni i zadufani w siebie. Uważają, że będą mieć wszystko, że są najsilniejsi. Przymierze im jeszcze pokaże. Posmakują smaku porażki. Nie wiedzą z kim zadzierają. Ja wierzę w moc Przymierza i wierzę, że zaskoczy ono swoich wrogów. To tak naprawdę ślepa wiara. Przecież w teorii nikogo nie znam. Pojawiam się, niektórym pomagam a potem znikam w dalszą podróż. Podróż bez celu. Po co podróżuje? Po co w to brnę? Nie wiem, wydaję mi się że z powodu zaistniałego paradoksu. Z resztą... gubię się. Tyle czasu na to by się gubić i znajdywać drogę w swoim umyśle. Niby mam go dużo ale może nie starczyć. Cały czas powtarzam, że będę długo żyła ale co jeśli ktoś mnie zaatakuje znienacka? Co jeśli będę walczyć i zginę na polu bitwy? Co jeśli załapię jakąś groźną chorobę i nie dam rady ją zwalczyć? Niektórzy by mnie wyśmiali w wiarygodność ostatniej wersji, aczkolwiek posiadam tylko podstawową wiedzę na temat zielarstwa. Umiem wytworzyć dla siebie naturalną farbę do malowania po drewnie. Umiem przyrządzić miksturę na przyspieszenie gojenia ran, zbicie gorączki, bezsenność i wiele innych mniej lub bardziej błahych powodów. Są to słabe mikstury.
Ruszyłam naprzód. Parłam do przodu. Od jakiegoś czasu moja podróż trwa całymi dniami i nocami. Czułam zmęczenie, ale nie mogę się poddać. Mało śpię ale co z tego. Zobaczymy ja długo wytrzyma mój organizm. Zważając że zaraz chyba odpadnę, nie długo. Miałam wrażenie, że zaraz upadnę i po prostu zacznę płakać z wycieńczenia. Nie teraz, czuję, że niedługo będę w wiosce. Tam znajdę dla siebie miejsce, gdzie odpocznę, ogarnę co i jak, i ruszę w dalszą drogę. Znaczy chyba. Nie wiem. Zanim zregeneruję swoje siły to trochę potrwa. Nie mam tyle czasu. Chociaż... Nie, Caitlyn, zdecyduj się czy ty masz dużo czy masz mało czasu. Westchnęłam cicho ziewając po raz któryś z kolei. Walczyłam ze zmęczeniem. Do moich uszu dobiegły głosy. Zaalarmowana pospiesznie zmieniłam swoją formę wilczą w ludzką. Nie mogą mnie zobaczyć z tymi kośćmi. Nie mam zamiaru się tak obnażać. Nikt nie musi wiedzieć co zrobiła ze mną magia. Nie lubię magii, zniszczyła moje życie. Szybko porzuciłam tę myśl, gdy zaszłam do jakiejś wsi. Rozejrzałam się. Normalne życie w takiej wsi. Z kamiennym wyrazem twarzy zaczęłam powoli się zagłębiać. Obserwowałam ludzi, którzy dyskretnie również się na mnie patrzyli. W głębi siebie nie byłam zadowolona z tego, że zainteresowali się moją osobą. Przenikliwe spojrzenie moich oczu przestraszyło pewną dziewczynkę. Aż taka straszna jestem. Zaczepiłam przechodzącą bok mnie staruszkę.
-Przepraszam, którędy do miasta? Albo gdzie znajdę nocleg? - zapytałam grzecznie.
Staruszka zatrzymała się i zmierzyła mnie mało dyskretnie.
-Tutaj noclegu panna nie znajdzie - fuknęła groźnie na co ja lekko się odchyliłam do tyłu zaskoczona reakcją.
Próbowałam być miła, chyba nie wyszło.
-A którędy chociaż do miasta? - zależało mi na tym i jakaś głupia staruszka nie będzie mi stała na przeszkodzie.
-Jak wyjdzie panna ze wsi w południe - wskazała palcem przede mnie - tam się kieruj. Jest droga, nie zgub się - wyczułam w jej głosie ironię.
Przymrużyłam tylko lekko oczy i lekko się uśmiechnęłam.
-Oczywiście, wrócę pewnie, oczekujcie mnie - odparłam chłodno i bez pożegnania ruszyłam w stronę gdzie kazała.
Idąc drogą spotkałam nielicznych przechodni. Nie zamieniłam z nimi ani jednego słowa. W spokoju dotarłam do miasta, gdzie panowało zawsze jakieś zamieszanie. Ludzie cały czas mijali się, gdzieś ktoś krzyczał, tam się kłócili. Rozglądałam i gdzieś kątem oka zauważyłam mniejszą uliczkę. Postanowiłam tam zajść. Od razu moją uwagę przykuła leżąca kobieta, która szlochała. Podeszłam do niej i przyklękłam. Odgarnęłam kosmyki włosów z jej twarzy badając wzrokiem. Kobieta z przerażeniem na mnie spojrzała.
-Nie bój się mnie, co się stało? - spytałam nie wiedząc, że jej oprawca przyczaił się za mną.
-Marno dziewojo, odsuń się od niej! - krzyknął ktoś za mną i w tym samym momencie mocno odepchnął mnie na bok.
Upadłam na pupę mocno zaciskając zęby. Byłam lekko zaskoczona tym zachowaniem. Spojrzałam na niego z wyższością i spokojem. W oczach widać było niebezpieczny błysk.
-I ty, masz czelność się tak zachowywać? Kim jesteś by tak czynić? - zapytałam niby słodko ale słowa tego nie pokazywały.
Przekrzywiłam głowę oczekując odpowiedzi.Facet jednak zamiast jej mi udzielić z furią przymierzał się do ciosu, który wykonał. Nie zrobiłam uniku. Nie chciałam tego. Po prostu go z dumą przyjęłam. Rysowałam znaki do użycia pieczęci. Gdy skończyłam nałożyłam na niego pieczęć spoczynku. Zatrzymał się. Wycieńczona usłyszałam jakieś krzyki w moją stronę. Skuliłam się i poczułam dłoń kobiety. Czułam, że odlatywałam. Pieczęć okazała się zbyt słaba, gdyż po chwili uwolnił się z niej. Jednakże ani ja, ani uratowana kobieta nie oberwałyśmy. Ktoś się musiał nad nami zlitować. Dzięki Bogu, niedługo bym nie wytrzymała. Ledwo przytomna z pomocą kobiety wstałam. Mężczyzna coś mówił ale niezbyt go rozumiałam. Wiem, że odeszłyśmy kawałek dalej.
-Dziękuję - powiedziałam niemrawo w stronę bohatera.
Oh ironio, chciałam jej pomóc sama jestem ratowana.

(Ruki?)

sobota, 21 stycznia 2017

Nowy sojusz!

Zapraszam serdecznie do dopiero utworzonego bloga! Administratorem jest jeden z członków WSNK - Caitlyn. Oryginalna fabuła i możliwość stworzenia własnej nadzwyczajnej rasy na prawdę ekscytuje. Polecam! 10/10

czwartek, 19 stycznia 2017

Letrance Cartwright

R a n g a: Młodszy szeregowy 1-szej klasy

W ł a ś c i c i e l: 
niezapominajka_

Myślisz o mnie źle
To wiedz, że ja nie myślę o tobie wcale
I m i ę: Letrance
N a z w i s k o: Cartwright
P s e u d o n i m: Jak już muszę, to przedstawiam się Luma. Ty wołaj na mnie jak chcesz. Jeśli mi się nie spodoba sposób w jaki mnie nazywasz, to po prostu Cię zignoruję. Wiedz jednak, że na ksywkę Lulu mam reakcję alergiczną.
P ł e ć: Nie widać? Oczywiście, że płeć piękna
T e r e n: Lighthought
R a s a:  Wilkołak
C h a r a k t e r: Urocze dziewczę przypominające aniołka? Nic bardziej mylnego. Jestem tzw. złem wcielonym. W końcu mówi się, że małe jest wredne, prawda? Nikogo nie słucham. Czemu? Bo mogę. Kowalem własnego losu jestem tylko i wyłącznie ja. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Często podważam autorytet osób wyżej rangą od mnie. Oglądanie tego niedowierzania połączonego ze wściekłością i bezradnością… Ach, coś pięknego. Cięty język nierzadko wpędza mnie w kłopoty. A co tam. Taka moja natura. Najpierw zygam i drażnię, by w razie potrzeby wykorzystać z głośnym śmiechem swoją sprawdzoną już wielokrotnie strategię. Taktyczny odwrót. Nie mylić z ucieczką. Bo to przecież dwie, całkiem różne rzeczy. Ironia to moje drugie imię, a sarkazm i złośliwość to moje rodzeństwo. Zawsze znajdę celną ripostę i w potyczkach słownych nie mam sobie równych. Uwielbiam denerwować i wyprowadzać innych z równowagi. Zabawnie wtedy jest. Wprowadzanie zamętu jest jedną z moich ulubionych czynności. Rewelacyjny ze mnie słuchacz. W przenośni i dosłownie. I nawet jak chcesz, żebym czegoś nie usłyszała, wiedz, że ja i tak dowiem się o co chodziło. A konsekwencje wtedy tego mogą być straszne. Wiem więcej niż mogłoby się wydawać. Bo w końcu informacja to bardzo cenna rzecz. A w dobrych i umiejętnych rękach wyjątkowo potężna broń. Bardzo łatwo mnie obrazić czy urazić. Pamiętaj. Wybaczam, ale nigdy nie zapominam. Kocham "wyciągać stare brudy" w najmniej spodziewanym momencie. Myślisz, że jest wszystko dobrze. A tu bach! I zaczynają się problemy. Jestem niezwykle pewna siebie. I nawet jak nie mam racji, a zazwyczaj ją mam, nie przyznam się do tego. Będę szła w zaparte. Trawa jest zielona? Bzdura! Skoro według mnie jest niebieska, to taka właśnie ona jest. Nie kłóć się. I tak wiem lepiej.
Oprócz rozpoznawalnej na szeroką skalę kpiny, moja skromność także jest moim jednym z licznych atutów. Nie można powiedzieć, że patrzę na wszystkich z góry, gdyż sama dodatkowo zaliczam się do grona tych niższych. Jednak znam swoją wartość. Nie pozwolę sobą pomiatać jak Ci się podoba. Jeśli będziesz próbował, to marny Twój los. Nie lubię lizydupstwa. Wręcz nie trawię. Jest to coś, czym całkowicie i niezaprzeczalnie gardzę. Uważam, że jest to poniżej godności. Ja nie kłamię. Ja ubarwiam rzeczywistość. Być może, że wszystko co ode mnie usłyszałeś, to jedna wielka nadinterpretacja mojego autorstwa. Bo w końcu, jak coś robić, to z rozmachem, prawda? Jestem bardzo nieufna, dlatego wiele opowiadań na mój temat, które głoszę (z resztą nie tylko ja) są wyssane z pazura. Jeśli kiedykolwiek usłyszysz, że wielka, żółta, krwiożercza bestia, zabijająca wzrokiem grasuje w okolicy, to jest ogromne prawdopodobieństwo, że jestem to ja. A że prawdziwy jest tylko kolor mojego futerka, nie ma nic do rzeczy. Krętacz i kombinator. Moja maksyma brzmi "Co zrobić, żeby się nie narobić, a zarobić?". Jednakże, gdy tylko mi się zechcę, potrafię wykrzesać z siebie dobroć i współczucie. Mimo wszystko posiadam coś takiego jak instynkt samozachowawczy. Nie jestem samobójcą. Lubię swoje życie takie jakie jest. Dlatego rzadko, naprawdę rzadko odpuszczę i wycofuję się. W końcu znam swoje możliwości i gdybym miała walczyć sama z jakimś gigantem to wolałabym chyba odpuścić. No chyba, że widziałabym swoją ewidentną przewagę.
Z m i a n y: Głównie zmieniła się barwa mojego futerka. Teraz jest żółto-granatowa pokryta wzorami. Dodatkowo moje uszy urosły, dzięki czemu jeszcze lepiej słyszę. No i ogon. Jest teraz wyjątkowo długi i puszysty. Mimo początkowych trudności z poruszaniem się, w końcu opanowałam na nowo tę zdolność. Bywa jednak czasem, że się potknę.
M o c e: Kolor mojego futra idealnie zgrał się z mocami. Bowiem wyładowania to mój żywioł. Gdy się zezłoszczę zarówno moja sierść jak i sierść innych w promieniu 10 metrów staje dęba. Zdarza się, że z czystej złośliwości wytwarzam pole elektryczne wokół jakiegoś wilka. Wtedy oprócz tego, że stanie się niezwykle "puchaty", to wszystkich kogo dotknie będzie kopał prąd. A wiesz, że ludzie jednak są mądrzy? To właśnie dzięki nim odkryłam, że w każdym z nas występują tzw. komórki nerwowe. A między nimi co jest przesyłane? Dokładnie. Impulsy elektryczne. A ja nauczyłam się je kontrolować. Dzięki temu mogę "lokalizować" chorą lub niesprawną część ciała, a nawet czasem przy odrobinie dobrej woli (z mojej strony oczywiście) uleczyć. Jednak po co się tym wszystkim chwalić? Im mniej o mniej wiesz, tym mam większą przewagę nad Tobą. Mała, żółta, elektryczna kulka władająca błyskawicami. Tyle powinno Ci do szczęścia wystarczyć.
Jako człowiek też co nieco potrafię. Nadal jestem panią błyskawic jak i impulsów elektrycznych. Kłopot jednak polega na tym, że czasem zdarza się, że nie panuję całkowicie nad swoją mocą. Podejrzewam, że przyczyną jest brak ogona w ludzkiej formie. Będąc wilkiem używam go jako uziemienia. Na dwóch nogach nie mam takiej możliwości. Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie. Ten problem także rozwiążę.
S t a n o w i s k o: Szpieg/Zabójczyni
W i e k:No wiesz? Wader i kobiet o wiek się nie pyta. Ale skoro musisz wiedzieć to 18 lat minęło 25 czerwca
C e c h y C h a r a k t e r y s t y c z n e: Dzięki niewielkim rozmiarom jestem wyjątkowo zwinna i zwrotna. Z wielka gracją manewruję nawet w najgęstszym lesie i to na dodatek z niezłą prędkością. Bo szybka też jestem. Można powiedzieć, że jak błyskawica. Mimo chudziutkich łapek świetnie radzę sobie ze skakaniem. Nie straszne mi są żadne wysokości. I mimo, że czasem skakanie z kilkudziesięciu metrów powinno się źle skończyć, ja zawsze wychodzę z tego cało i jak kot spadam na cztery łapy.
R o z p o z n a w a l n o ś ć:Biała maska na pyszczku. Dlaczego ją noszę? Sama nie wiem.
W y g l ą d: Malutka, drobniutka, szczuplutka. Chucherko o wielkości niewyrośniętego lisa. Mam lekko kręcone żółte futerko z granatowymi i błękitnymi wzorami na grzbiecie. Na karku jest zmierzwione. Granatowe znaki układają się między innymi w krzyże w okolicach górnych części łap i ogona. Posiadam wyjątkowo duże uszy oraz bardzo puchaty i bardzo długi ogon. Oczywiście z granatową końcówką. Raz jeden wilk zapytał mnie czy często zdarza się, że przydeptuję go sobie, co wcale się nie zdarza (tsaa… wyczujcie ten sarkazm), łapkami. Jak go tym ogonem trzepnęłam, to przestał pytać. Do tego posiadam niezwykle chude, granatowe łapki. Ładna jestem, prawda?
Jako człowiek nie jestem brzydsza. Oczywiście nadal jestem drobna i niska. Nie wiedzieć czemu, moje włosy są wtedy białe. Może dlatego, że wcześniej miałam taką sierść? Kontynuując spięte są one w dwa kucyki. Kolor mojego ubioru idealnie pokrywa się z barwą mojej sierści. Zazwyczaj noszę żółte sukienki do kolan, rozkloszowane. Na ramionach mają bufki, a rękawy są długie. Całość zdobi biały, koronkowy kołnierzyk jak i mankiety, również biała dość strojna kryza oraz duża, brązowa kokarda. Na głowie noszę malutki, czarny kapelusik z żółtymi i niebieskimi dodatkami. Na nogach znajdują się płaskie baletki. Co jak co, ale wygoda przede wszystkim. Dopiero teraz można zobaczyć kolor moich oczu. Są one jak dwa, zielone, błyszczące ogniki, świetnie widzące zarówno w dzień jak i w nocy.
O r i e n t a c j a: Do koloru, do wyboru. Czyli Bi
Z a u r o c z e n i e: Kpisz czy o drogę pytasz?
H i s t o r i a: Będzie tworzona na bieżąco w opowiadaniach
C i e k a w o s t k i:
  • Jestem czyścioszkiem jakich mało. Swój ogon używam jako miotełki do kurzu. Jest związane z tym, że w ludzkiej formie mam alergie na pyłki i kurz.
  • Poza tym postanowiłam zapoznać się z tą wyjątkowo trudną sztuką do opanowania jaką jest gotowanie. Jako wilk nie miałam możliwości i przeciwstawnego palca, ale jako człowiek? Kto wie, może akurat okaże się, że jestem jakimś wirtuozem łyżki?
J a k o C z ł o w i e k:
O c e n a:2/0
G ł o s:
Intelekt: 115
Wytrzymałość:  15
Siła:70
Zwinność:60
Bonusy: -

piątek, 13 stycznia 2017

Uwaga!

Moi drodzy parafianie, dzieci, dzieciątka, uczniowie, fryteczki... mam dla was ogłoszenie, że blog zostanie oficjalnie otwarty, gdy dostanę trzy opowiadania! Tak by otwarcie było z energią, chcę trzy piękne, długie opowiadania. Co najmniej 250 słów! Jak na rozprawce u Pani z polskiego! Na maturze was nie przepuszczą bez 250 słów! Nie no żartuję, tu nie wojsko, czy więzienie, dla wtajemniczonych znane pod pojęciem "szkoła". Nie pogardziłbym jednak czymś rześkim i dłuższym, zepnijcie pośladki. Zostały wam dwa opowiadania do wysłania, gdyż już jedno jest tworzone przeze mnie. Widzicie, taki dobry ze mnie władca, że wam roboty zabieram. :/ Mam nadzieję, że dostanę coś co będę czytać z zapartym wdechem, reszta pójdzie jak pójdzie. xD Nie no żartuję, ważne byście mieli wenę i byście chcieli pisać te opowiadania! Jeśli nie macie weny, poproście kogoś by wysłał do was opowiadanie. A i bardzo byłbym wdzięczny za aktywność na czacie za to też się zwiększa ranga. Caitlyn powinna być już co najmniej Szeregowym pod tym wpływem (Dobrze, że jeszcze otwarcia nie było <3) Co do weny, musicie mieć temat, z którym pisanie idzie wam z górki, w moim przypadku jest to walka. Jak nie mam weny, próbuję jakoś do tego natoczyć i nagle w oka mgnieniu mam z 50 linijek opowiadania, a każdy wątek można popchnąć dalej. Jak nie macie pomysłu walcie śmiało do mnie. Mogę wam nawet napisać, krótki fragment opowiadania i sugerować w jaki sposób możecie to rozwinąć, pomagałem tak już z charakterami, na prawdę nie gryzę! Jestem tutaj dla was, nie bójcie się zadawać pytać moje ptysie.
Ps.  Prosiłbym o nie pisanie na końcu opowiadania "Ktoś?" Wybierzcie ofiarę i tyle! Na czacie jak jesteście aktywni łatwo znaleźć osobę, z którą miło popiszecie, wystarczy wejść na czat! Ja przykładowo dzięki temu mam pewność, że chcę popisać przyjemnie, aż z dwoma osobami. Wchodząc na czat, także poznajecie inne osoby i na tym głownie się to opiera, tak to strzelacie, a tak nawiązujecie z kimś kontakt, chyba lepiej się pisze z osobami, które się polubiło niż strzał i okaże się, że to kompletnie nie osoba do pisania dla Ciebie. Jednak jak jesteście bardzo zdesperowani przyjmę ktosia, a zły za to nie będę Broń Cię Panie Boże!
Ps. nr2 : Jeśli znacie kogokolwiek kogo mógłby zainteresować blog, zapraszajcie go! Informując mnie o tym zdobywacie plus jedno serduszko miłości talonka i punkty do rangi! Dodatkowo! Rozwijacie blog, im większa grupa tym raźniej!
Ps. nr3 : Zapraszam do wykonywania questów, trochę się nad nimi namęczyłem, a w przeciwieństwie do zwykłego opowiadania macie już temat, może akurat, któryś wam się spodoba i przypłynie fala weny?

Ascrasia Whitewood

R a n g a: Rekrut
 
W ł a ś c i c i e l: 
Renesme_Darkline

Wejdź na pierwszy stopień
nie musisz widzieć całych schodów
po prostu wejdź na pierwszy stopień
Tak idąc, poznasz mój sekret
I m i ę: Ascrasia (czyt. Askaszia) 
N a z w i s k o: Whitewood
P s e u d o n i m: Mówią jej As lub Crass
P ł e ć: Wadera
T e r e n: Starfall Forest
R a s a:  Wilkołak
C h a r a k t e r: Pewnie już zobaczyłaś bądź zobaczyłeś, że śmieszką ona to nie jest. W sensie... uśmiechnąć się uśmiechnie, ale nie szczerze. Pewnie na jej widok pomyślicie "Awww jaka słodka" nie. Ona NIE JEST słodka. Wręcz przeciwnie. Potrafi odgryźć dwa razy mocniej. Rzadko co mówi, stanowcza. Nie ma mowy by zdradziła czyiś sekret. Jest chowaczką sekretów. Co do niej przyszło - nie wyszło nigdzie. Jest także tajemnicza. Nikt oprócz niej samej nie wie jaka jest. Mało mówi o sobie, a więcej mówi o innych. Zawsze, gdy ją spytasz o nią samą, uniknie tematu. Sarkastyczna i opanowana. Umie zmieniać strony. Jak impreza zmieni się w bitwę, natychmiast z humorku wyjdzie jej oblicze walki. Wredna tylko dla wrogów. Milusia to ona nie jest. Nikomu nie pozwala się dotykać. Dotkniesz ją? Nie żyjesz. Serio. Na ogół delikatną waderą nie jest. Pozwala kotom i królikom się wtulać w jej futerko, ale nikt inny dotykać jej nie może. Poważna jest na pewno. Nigdy niczego nie olewa. Dla przyjaciół? Ohoho moi drodzy zdziwicie się. Dla bliskich jest strasznie miła. Śmieję się przy nich, oddycha z uśmiechem i słucha doskonale. Oddałaby za nich życie, tak samo jak dla Alfy. Nigdy, prze nigdy nie odda czyjegoś życia, gdy jest jej obecność. Basiorów z dala od niej. Jedyna wada? Jak strzelisz jej komplement, ucieka. Czemu? Bo wtedy się rumieni. Jest jeszcze jedna sprawa... Krzycz na nią, wrzeszcz. Nie zobaczysz po niej bólu. Na zewnątrz owszem. W środku się potrafi załamać. Ale nigdy tego nie okazuje. Jest twardą zawodniczką, ciężko ją złamać. Czasem zadają jej pytania "Czy jesteś na co dzień smutna?" Odpowiedź brzmi: nie. To, że ma taki wyraz pyska, nie oznacza jeszcze, że na co dzień ma doła. Ona praktycznie nigdy nie ma. Ciekawostkę wam opowiem. Kiedy jest sama, potrafi być sobą. Najczęściej wtedy jest delikatna, normalna i... zamyślona. Myśli o wielu rzeczach. Tak wiele ma w głowie, że wasze małe głowy, by tego nie strawiły. W nocy jest opiekuńcza, ale mimo to potrafi pokazać pazury. Jej głos najczęściej jest uniesiony, by pokazywać swoją skorupę. Jeśli pamiętacie to wiecie, że jej skorupa jest twarda i ciężko ją zniszczyć. Musielibyście znać jej słaby punkt. Sama go nie zna. Znaczy... po części nie zna. W głębi duszy wie, co ale nigdy nie powie.
Z m i a n y: Niegdyś fioletowa, piękna i złocista, dzisiaj biała, niebieskawa i szara. Czemu? Przez to g*wno co ją spotkało czyli tą wojnę.
M o c e: Wilcza forma? Umie używać gwiazd jako wzywanie małych duszków, które grają, śpiewają lub robią atmosferę. Używa ich, gdy jest smutna lub szczęśliwa. W pełni jej moce są wyostrzone, dzięki czemu lepiej widzi w nocy niż w dzień, a dowolny gwiazdozbiór może wykorzystać jako ratunek. Umie w 80% panować nad lodem. Gdy się wkurzy (lub boi) traci nad sobą kontrolę. By ją uspokoić, trzeba do niej mówić.
Jako człowiek może panować tylko i wyłącznie nad lodem.
S t a n o w i s k o: -
W i e k:21 lat. Urodziny? 21 grudnia.
C e c h y C h a r a k t e r y s t y c z n e: Ascrisia jest dobra w bieganiu. Jest naprawdę szybka i zwinna. Jeśli chodzi o siłę... silnej jej nazwać nie można, lecz słaba też nie jest.
R o z p o z n a w a l n o ś ć: Ma bliznę na plecach po pazurach, a na szyi kieł swojej matki.
Jako człowiek, na plecach ma bliznę, która jest taka sama jak w formie wilczej plus na szyi ma dziwny znak.
W y g l ą d: Wysoka, biała wadera. Mimo to, że jest wyższa od wader, wciąż nie dorównuje basiorom. Niebieskie oczy, turkusowe poduszki. Nie ma zaczerwienionych oczu. Ma tylko raz od czasu. A jako człowiek, białe włosy, niebieskie oczy i dziwny znak na szyi. Szczupła, zgrabna i lekko umięśniona.
O r i e n t a c j a: heteroseksualna
Z a u r o c z e n i e: Jeśli nie jesteś idiotą, umiesz pokazać, że zależy ci na kobiecie i staniesz w jej obronie... możesz o niej pomyśleć.
H i s t o r i a: Nie mówi. Nigdy nie powiedziała i zapewne nie powie.
C i e k a w o s t k i:
  • Strach przewraca w nienawiść
  • Raz na ruski rok się zwierzy i wypłacze
  • Tak naprawdę boi się basiorów
  • Kocha siedzieć w nocy, patrząc w gwiazdy
  • Nigdy nie była oddawana pieszczotami lub uczuciami
J a k o C z ł o w i e k:
O c e n a:0/0
G ł o s:
Intelekt: 70
Wytrzymałość:  60
Siła: 25
Zwinność: 45
Bonusy: Brak

środa, 11 stycznia 2017

NPC - John

NPC to każda postać z naszego świata, z którą można wejść w interakcję, a nie jest kontrolowana przez żadnego z członków. Powstałe formularze NPC, to postacie możliwe do napotkania przez każdego członka watahy, mają one większe lub mniejsze znaczenie fabularne, czy też questowe.

R a n g a:





Life is too short 
to stress yourself
with people who
don't even
deserve to be an
issue in your life
I m i ę: Jedni mają długie imiona niewzruszające nikogo, inni mają krótkie imiona poruszające wszystkich. On nawet nie ma imienia, jest znienawidzonym wyrzutkiem na którego wołają John, które w slangu kilku krain oznacza obraźliwie psa/kundla.
N a z w i s k o:  Nie posiada
P s e u d o n i m: Można nim nazwać to jak na niego wołają
P ł e ć: Basior 
T e r e n: Treantor
R a s a: Jest pomieszaniem wielu ras, a jest to spowodowane tym, że matka była ladacznicą. Dlatego wszyscy uważają go za wyrzutka. Plotki mówią, że w jego ciele płynie krew, aż 6 ras.
C h a r a k t e r: Chłopak przez to, że od samego początku był traktowany jak przysłowiowe "zwierzę" wyszlifował w sobie niechęć i nienawiść do innych. Jest znany z licznych wybryków i bezpieczniejszych lub mniej bezpiecznych akcji mających na celu uprzykrzyć życie mieszańcom królestwa. Jedni uważają, że to przez chęć zauważenia i uznania, drudzy twierdzą, że to niepoczytalny bachor, bo wszystko robi z wielkim uśmiechem na ustach. Dzięki umiejętności perfekcyjnego kamuflowania emocji, nikt nie wie co tak na prawdę czuje i nie można odkryć jego słabości. Przez nieliczne sytuacje, w których ktoś ukazał mu dobroć, kompletnie się nie zatracił. Odzyskał świadomość i zrozumiał, że jednak są tutaj dobrzy ludzie. Przed tym miał myśli jak zniszczyć wszystkich i był bliski przejścia na stronę Imperium. Teraz dzielnie znosi jak traktują go ludzie i głębi serca dobrze wie, że są wilkołaki, którzy go doceniają i rozumieją. Poczuł co to jest być patriotą. Bez wiedzy kogokolwiek donosi królowi o wszystkich niepokojących sytuacjach, czy osobach. Nie chce by kiedykolwiek się wydało co robi dla królestwa, nie chce żadnego uznania, ani nigdy nie chciałby słyszeć cudzych przeprosin. Z czasem zaczął kochać to co robi dla swojej rasy, mimo dalszej niechęci do innych. Gdyby ktoś chciał go poznać mógłby się od niego wiele nauczyć, oczywiście nie pod względem dokuczania i przeszkadzania mieszkańcom, a woli walki. Jego determinacja mogłaby wpływać na życie wokół niego i niejako tak jest, gdyż jest szpiegiem samego króla i bez wytchnienia sprawdza co się dzieje na ulicach królestwa. Sam fakt, że przezwyciężył swoją ciemną stronę, porzucił myśli by zdradzić swój kraj, mimo takiego traktowania, jest czymś wielkim. Może chłopak doczeka się jakieś legendy o sobie? Jest bardzo nadpobudliwy w wilczej formie, co jest całkowitym przeciwieństwem charakteru, który mu towarzyszy podczas bycia człowiekiem. W dwunożnej postaci jest oziębłym i smutnym mężczyzną, wiele osób, wręcz każdy nie domyśliłbym się, że to ta sama osoba. Zwykle przesiaduje w ciszy pod wielkim dębem. Las całkowicie go akceptuje, a sam chłopak myśli, że zabiera on z niego cały smutek. To ulubiony moment każdego jego dnia, mimo burzy okropnych myśli w głowie, może się tam zrelaksować, a dodatkowo zwierzęta się go nie boją i chętnie przebywają w jego towarzystwie. Ale powróćmy do tej częściej spotykanej formy. Jest impulsywny, energiczny, żywiołowy i nieuważny. Zawsze kiedy ktoś z nim zadrze, co się nierzadko zdarza, rzuca sarkastycznymi zdaniami, co często irytuje napastnika. Na ogół trzyma nerwy na wodzy, jednak jeden temat potrafi wyprowadzić go momentalnie z równowagi. Dokładnie chodzi o teksty dotyczące jego matki, nienawidzi poruszać jej tematu, a tym bardziej piętnuje osoby, które go do niej porównują. Jest stosunkowo naiwny, mimo iż już dawno powinien przestać ufać ludziom. Przez brak wykształcenia, na który nie miał nawet okazji jest lekko głupkowaty. Często potrzebuje uproszczonej analogii, jeśli ktoś podaje mu rozwinięty plan działania. Jednak jeśli do takowego działania dochodzi, staje się inteligentny na swój własny sposób, szybko odczytuje sytuację i zna wiele różnych opcji wyjścia. Jest zuchwały i rzadko zwraca uwagę na formalności. Ma pełne zaufanie do siebie, do duszy, myśli i ciała. Często nagina swoją wytrzymałość i daje z siebie więcej niż powinien. Jeśli przegnie często kończy się to licznymi uszczerbkami na zdrowiu, jednak nigdy nie prosi nikogo o pomoc. Może w przypadku, gdy jest z nim naprawdę źle. Pomimo licznych tłumaczeń, że otwarta rana jest łatwa do zakażenia (tym bardziej, jeśli jest brudny) nie pójdzie po jakikolwiek bandaż. Jednak jeśli zaoferuje mu ktoś pomoc nie pogardzi z niej. Ma to do siebie, że lubi nazywać rzeczy, które służą mu dłużej niż jeden dzień. Nawet jego sztylety mają swoje imiona, jednak ich nie wyjawia. No chyba że go na tym przyłapiesz, bo nierzadko zdarza mu się ich używać. Warto wspomnieć, że chłopak nie potrafi się zakochać, każdą wilczycę uważa za brzydką, co czasami mówi prosto w oczy. Jednak gdyby to się stało, zrobiłby dla takiej osoby wszystko. Ale tak się nie stanie. Idąc tą drogą, zastanówmy się co by się stało, gdyby zdobył jednego zaufanego przyjaciela? Nie straszne mu było nic, uszczęśliwiałby go za własną cenę, nawet mógłby się ukorzyć przed kimś, czego nie toleruje. Chłopak zawsze poszukuje rozwiązania, jego zdaniem nie ma czegoś takiego jak tylko dwa wyjścia, zawsze musi być trzecie, ale trzeba go poszukać. John od samego początku podkreśla, że nie chce rozmawiać na temat rodziców i nienawidzi ich z całego serca. Samo wypowiedzenie imienia matki doprowadza go do mdłości. Zamiast winić matkę, że nie jest przy nim w czasach jego młodości, obwinia ją za bycie ladacznicą, co jest obleśne. Chciałby na zawsze o niej zapomnieć, jednak ludzie zawsze będą pamiętać i wypominać. Czasami zastanawiał się co by było, gdyby mógł zniwelować "ból" i "nienawiść". Wbił mu to do głowy Avaresh, który zwierzał mu się, że chciałby tego dokonać. Początkowo to wyśmiał, jednak z czasem zapragnął do tego dążyć, jednak nadal nie jest pewny swojej decyzji. Pojawiają się w nim mroczne myśli, że chce by ludzie wyczerpali to co on, jednakże niejednokrotnie nazywał się idiotą, że chciałby stać się tacy jak inni. Co oczywiście, nie oznacza, że uważa się za lepszego. Zna swoją pozycję i wie jak widzą go wilkołaki, co po długim i męczącym czasie zaakceptował. 
Z m i a n y: Niezaistniały w jego ciele żadne zmiany, prócz białek ocznych, które przybrały kolor żółci, przez co gorzej widzi. 
M o c e: John wyróżnia się niebywałymi zdolnościami fizycznymi, jest szybki, wytrzymały, zwinny i silny. Pokonałby dzięki determinacji dużo silniejszych od siebie przeciwników. Ponadto ma niebywałą moc magiczną, a jej żywiołem jest ogień. Kontroluje go z wielką precyzją i potrafi zwiększyć to olbrzymich rozmiarów, co najczęściej się zdarza podczas szałów. Najciekawsze w tym wszystkim jest jego możliwość do niepodpalania rzeczy, których nie chce. Nawet jakby rozproszył ogień po całym budynku, podpaliłyby się przedmioty, które on chce by płonęły. Dodatkowo ogień jest niemożliwy do zgaszenia, zniknie dopiero, gdy spali na popiół cel, lub gdy odwoła go sam właściciel. Jako człowiek, nie potrafi posługiwać się tym żywiołem, jednak umiejętności fizyczne pozostają. 
S t a n o w i s k o: Szpieg Króla 
W i e k: Chłopak urodził się 2 wiosny temu i został od razu porzucony. (01.01)
C e c h y C h a r a k t e r y s t y c z n e: Chłopak jest niezwykle zwinny i potrafi się przemieszczać po nawet najtrudniejszych terenach. Zna na pamięć każdy zakątek królestwa i tajne przejścia, o których powinni wiedzieć tylko złodzieje, lub tylko król. Nie ma problemów z mieszczeniem się w nawet najmniejszą szczelinę i wie jak szybko wykorzystać zmianę w człowieka, która przychodzi mu niebywale zwinnie. Dzięki bystremu, chociaż słabemu wzrokowi znam każdą twarz w mieście, dzięki czemu rozpozna kto jest tutaj nowy. Dzięki czemu stał się jednym z głównych donosicieli króla. Odkrył nie raz szpiegów Imperium. Ma szybkie ręce, które byłyby niezastąpione dla złodziei, jednak nigdy nie użył ich w takim celu, nawet jeśli głodował. Poza tym potrafi perfekcyjnie posługiwać się sztyletami, sam ukrywa dwie takie bronie. Jedną z bardzo trudnych cech pojawiających się u niego, to perfekcyjne ukrywanie emocji. Osoba spotykająca go pierwszy raz, pomyślałaby, że to szczeniak cieszący się z tego co ma, mimo że nie ma domu, ani rodziny. W głębi serca jest zrozpaczony, jednak podtrzymują go na duchu nieliczne osoby, pomagające mu słowem, ponieważ nie przyjmuje niczego od obcych. Ma bardzo dobrą pamięć, dzięki czemu rozpoznał poszarpane ciała przez jakieś zwierzę, gdyż zapamiętał szczegół jak delikatne znamię na nadgarstku. Zna wszystkie języki Przymierza, jednak tylko w podstawowym zakresie. Co mimo wszystko pozwala mu uzyskać informacje, które potrzebuje. Uczy się także czytać podsłuchując lekcje w szkołach, co umie tylko część wilkołaków. 
R o z p o z n a w a l n o ś ć: Jako wilk posiada w lewym uchu, aż trzy złote kolczyki, a na końcu kucyka okrągły zrobiony z tego samego tworzywa pierścień. Oczywiście, wszyscy uważają, że są skradzione i jego prawe ucho jest rozerwane przez to, ze ktoś mu je lekko mówiąc zabrał. Tutaj kończą rzeczy, który podkreślają jego rozpoznawalność. W postaci człowieka pozostaje mu jedynie pierścień przytrzymujący jego kitkę, który nie raz szarpie go za kosmyki włosów. 
W y g l ą d:John jest bardzo niezadbanym młodzieńcem i nie jest to spowodowane tym, że jest niechlujny. Zwyczajnie nie ma gdzie się umyć, czy też nie posiada WM do kupienia ubrań. Jest szczupły, a jego postura atletyczna. Jako wilk przeważa u niego czarna sierść, a biała znajdowała się w okolicach pyska, podbrzusza i ogona, jednak teraz jest szara od brudu. Bardzo charakterystyczną rzeczą w wyglądzie Johna są spiczaste i długie włosy zakończone kitką. Jego białka podchodzą pod żółć, co jest też oznaką, jego słabego wzroku. Same źrenice są ciemno brązowe. Poduszki są natomiast zdrowo różowe.
Jako człowiek wygląda jak już dorosły chłopak, jednak nie przekroczył pełnoletności. Jest bardzo szczupły i ma atletyczną sylwetkę. Jednak przez to często widać u niego kości, najbardziej odznacza się to w okolicach obojczyka i żeber. Jego włosy stają się o odcień jaśniejsze, przez co przypomina bardziej szatyna niż bruneta. Nie można odmówić mu także uroku, jest bardzo przystojnym młodzieńcem, a mimo pomieszania wielu krwi, wygląda jak zwykły wilkołak. Jego ciało jest pokryte wieloma bliznami i świeżymi ranami, które czasami na zakryte bandażami, bo komuś zrobi się go żal. Jako człowiek nie posiada górnego odzienia, chodzi w zwykłych za dużych spodniach.
O r i e n t a c j a: Heteroseksualny, jednak wielu mówi, ze niedługo będzie musiał się przygotować na klientów tej samej płci.
Z a u r o c z e n i e: Nigdy.. uważa, że ludzie potrafią tylko ranić.
H i s t o r i a: Porzucony od narodzin szczeniak przeżył dzięki instynktowi przetrwania, który jest głównym atutem wilkołaka, jednak nie tylko przez to.. chciał tak los, obdarowując go krwią czterech ras, dzięki czemu uzyskał.. spryt, siłę, wolę walki, zwinność i wytrzymałość. Wychowywał się na ulicy i teraz jest jej panem. Znając każdy zaułek królestwa potrafi uciec od najbardziej niepożądanego towarzystwa. Chłopak przyzwyczaił się do licznych wyzwisk rzucanych w jego stronę. Jest znienawidzony przez rasę, której krew płynie w jego żyłach, przez bycie innym. Nie wyglądem, pod tym względem, w ogóle się nie wyróżnia. Jego niezwykłe umiejętności fizyczne jak i magiczne, sprawiają, że inni się go obawiają, tak też często można napotkać zamachy skierowane w jego stronę. Lud zmusza do tego też jego zachowanie, nie boi się wygarnąć im prosto w oczy nienawiści jaką do nich czuje. Nie krzywdzi ludzi, jednak ujawnia swoje moce w przypadku, gdy ktoś zacznie rozmawiać o jego matce ladacznicy. Dzięki dobrej pamięci poinformował kilka razy władze na temat podejrzanego zachowania, dzięki czemu zdemaskował kilku szpiegów Imperium. Tym samym zwrócił na siebie zainteresowanie króla, który poprosił go o zostanie Królewskim Szpiegiem. Mimo proponowanych mu bogactw, odmówił bojąc się o reputację władcy. Po kilku miesiącach jednak się przekonał pod warunkiem, że nikt się o tym nie dowie. Jeszcze bardziej pobudziła się w nim wierność dla narodu. Nie myślcie, że przez to teraz ma nieskończoną ilość pieniędzy, nadal nie przyjął niczego, co mogłoby poprawić jego stan majątkowy. Żyje jak kiedyś i chce by tak pozostało. Wyszlifował w sobie niezwykłą determinację, która pomaga mu podczas licznych treningów. Liczy na to, że w dalekiej przyszłości, usłyszy legendy o jego osobie, jednak pod postacią anonima. Tak szykuję się, by wyplenić zło z tego świata.
C i e k a w o s t k i:
  • Naprawdę jest pomieszaniem 4 ras, dzięki czemu ma nie tylko niebywałe umiejętności fizyczne, ale także magiczne,
  • Na ciele chłopaka często można dostrzec liczne rany i siniaki, wiele wilkołaków go zwyczajnie nie toleruje, a wręcz boi się jego brakiem panowania nad mocą, 
  • Raz podpalił dom, od tamtej pory jest jeszcze gorzej traktowany przez innych,
  • Dostał propozycję od króla, by mieszkał w jego pałacu.. odmówił nie chcą narażać opinii króla,
  • Przez zaniedbanie siebie jak i powstałych ran, dużo choruje,
  • Leśne zwierzęta się go nie boją, wręcz siadają koło niego, lub się na nim kładą,
  • Najbardziej nienawidzi plotek, mówiących, że będzie niedługo sprzedawać ciało jak jego matka,
  • Często przebywa w lesie, ma tam nawet zbudowany szałas, w którym śpi,
  • Uważa, ze tylko słabi płaczą, dlatego mimo swojej sytuacji nie uronił nawet łzy,
  • Kiedy jest wilkiem na jego twarzy widnieje tylko łobuziarski uśmiech, natomiast kiedy staje się człowiekiem (A robi to tylko prywatnie) pokazuje jedynie smutek,
  • Potrafi stwierdzić, że kobieta jest w ciąży nawet jak nie widać brzucha, dodatkowo może określić płeć dziecka.
J a k o C z ł o w i e k:
O c e n a: Brak
G ł o s:
Intelekt: 60
 Wytrzymałość: 80
Siła: 80
Zwinność: 130
Bonusy: -