wtorek, 21 lutego 2017

Od Avaresha C.D Ascrasia (Fabuła)

(Opowiadanie zawiera ważny wątek, który zdarzył się po przedstawionych wydarzeniach zawartych w fabule - Innymi słowy kontynuacja wydarzeń)

Avaresh słysząc odgłos kroków natychmiastowo zgasił ogień i okrył Ascrasię granatowymi skrzydłami, by zakryć jasną sierść widoczną w ciemności. Czasami słyszał głos matki, lecz zawsze dobiegał z oddali, coraz słabszy i słabszy, aż całkiem zamierał, on zaś pozostawał sam w ciemności. Chciał wychylić głowę zza skrzydeł i podążyć za nim, lecz przysunął mocniej do swojego ciała wilczycę, by być pewnym, że nadal przy nim jest. Czuł szybkie bicie jej serca. Wiedział, że towarzyszka zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Avaresh postanowił spokojnie poczekać i policzyć do dwustu. Myślał, że potem będą mogli bezpiecznie ruszyć dalej. Kiedy doliczył do dziewięćdziesięciu dwóch, w jaskini zrobiło się jaśniej. Zrozumiał, że to przez to, że jego oczy przyzwyczaiły się do spowijającej go ciemności. Powoli postacie wokół stawały się coraz bardziej widoczne. Z mroku wyzierały ogromne puste oczodoły i nierówne cienie ostrych zębów. Potępieni. Zapomniał o liczeniu, poczuł narastający w nim strach. Miał ochotę niczym dziecko zamknąć oczy i powtarzać w głowie, że potwory zaraz znikną. Próbował pozbyć się strachu za wszelką cenę, lecz wszystko szło na próżno. Poczuł w okolicy łap dziwny chłód. Patrząc w tamtym kierunku zobaczył, jak łapy wadery zaczynają pokrywać się lodem. Wtedy dostrzegł na jej twarzy wycieńczenie. Bestie wciąż były przy nich, ale strach zniknął. Wiedział, że musi zabrać ją z tego miejsca jak najszybciej. Powoli składał skrzydła, by nie wydać nimi nawet najmniejszego dźwięku. Pomógł się podnieść Ascrasii i ruszył ostrożnie. Kiedy jego łapa spoczęła na gładkiej kości. Zobaczył usłany dywan szczątek. Byli w więzieniu. Zadrżał. Powoli ruszył dalej upewniając się, że on jak i wadera nie wydadzą żadnego, nawet najmniejszego hałasu. Miał wrażenie, że idzie wąską ścieżką już długie mile. Zmęczenie nawet mu zaczęło dawać siwe znaki, bał się myśleć w jakim stanie może być jego towarzyszka. Lewy bok wilka muskał surowy kamień. Dotykając go delikatnie, szedł wzdłuż ściany. Każdy korytarz dokądś prowadzi. Skoro jest wejście, musi być i wyjście. Wydawało mu się, że idzie bez końca, gdy nagle ściana zniknęła nieoczekiwanie, a Avaresh dostrzegł niedaleko rozbłyskujące światło. Gdzieś za sobą usłyszał stąpanie, ledwo słyszalne głosy, czy nawet krzyki. Wiedział, że to nie jest prawdziwe. Zła moc, którą wyczuwał, była na tyle blisko, że potępiała jego zmysły. Podchodził coraz bliżej, skrywając się w mroku. Cień w końcu się skończył, a Godark ukrył się z Ascrasią za potężną skałą. Zobaczył starszego mężczyznę. Miał długą siwą brodę, a cała skóra była pokryta zmarszczkami. Jego ciało było otoczone drogim materiałem, dodatkowo jego krój wskazywał na to, że jest magiem. Siedział przy lampie oliwnej pochylony nad największą księgą, jaką Avaresh kiedykolwiek widział. Było to opasłe tomisko o pożółkłych i porwanych stronicach, zapisanych niewyraźnym pismem, oprawione w wypłowiałą skórę. Po chwili przysłuchiwania się, zrozumiał, że to język Hughol, pradawnych mitycznych stworzeń. Były to wielkie czerwone demony, które w czasach jego młodości zostały zamknięte za piekielnymi wrotami Dulzdah, przez walecznych przodków. Słyszenie na nowo tego splugawionego języka wywoływał w Godarku ogromny gniew. Byli nieliczni zaledwie kilka setek, jedna moc jednego równała się z całą hordą. Hughol to dawniejsi Draenei przekupieni ogromną mocą demonów. Ich skóra przybrała piekielny kolor, a dusza została stracona. Ich celem było uporządkowanie wszechświata. Pustoszyli wszystko na swojej drodze, oszczędzali jedynie tych, którzy zgodzili im się służyć. Nie zapominając pokazać jak traktują tych, którzy im się sprzeciwią. Serce Avaresha jakby się rozdzierało, gdy przypomniał sobie widok nabitej głowy jego ojca na drewniany pal. Duma posiadania takiego rodziciela, nie równała się z siedzącym w nim cierpieniem. Wilk w pewnej chwili poczuł szturchnięcie i spojrzał w stronę towarzyszki. Ascrasia wyszeptała kilka słów i jego wzrok spoczął na niewielkim lewitującym kamieniu. Pod wpływem rytuału mężczyzny świeciły wyryte na nim runy, których odczytanie było niemożliwe dla Króla. Skutki jego ogromnej mocy, były ujawnione zaledwie kilka metrów dalej. Przez czerwone niczym krew promienie wychodziły to inne stworzenia. Minotaury, lizardy, ghoule, ludzie. A więc, znaleźli portal. Avaresh upewniając się, że są dobrze ukryci i zbadał stan wilczycy. Całe łapy były pokryte ciemnym jak smoła lodem. Musiał powstrzymać rytuał za wszelką cenę, lecz nie wyobrażał sobie, by tą ceną było życie Ascrasii. Zmarszczył brwi w głębokiej zadumie, co ma teraz poczynić. Do jego uszu doszedł głos maga, który stał się głośniejszy i bardziej intensywny. Kiedy spojrzał pod łapy, zauważył, że co drobniejsze kamyczki zaczynają podskakiwać, jakby w nostalgicznym błaganiu o pomoc. Powoli wszystko zaczynało drżeć. Avaresh poczuł ogromny ból, krainy Przymierza rozrywały się niczym płachty. Trzęsienie stało się tak silne, że Godark ledwo utrzymywał się na nogach.
- Głupcy! Wesprzyjcie ściany magią, jeśli jaskinia runie, nasz plan zostanie zrujnowany! - Wykrzyczał mężczyzna, a pod każdą ścianę podbiegł młody czarnoksiężnik. Wszyscy naraz z zamkniętymi oczami zaczęli coś szeptać. Takie efekty, są używania tego kamienia? Avaresh spojrzał na starca. W takim razie jakie szkody, musi wyrządzać w jego ciele? W głowie wilka znowu pojawiły się natarczywe szepty. Zacisną zęby i zaczął się szamotać. Kiedy na nowo odzyskał rozum spojrzał w stronę portalu. Zamarł. Nie potrafił się ruszyć, miał wrażenie, że jest w najgorszym koszmarze. Z portalu wyłonił się powoli wielki czerwony stwór, który wydał z siebie okropny okrzyk. Godark miał wrażenie, że w jego głowę wbiją się setki ostrzy. Dreszcze przeszły jego ciało. Prędko odwrócił się do wadery i zamieniając się człowieka wziął ją na ręce i ruszył biegiem przed siebie. Pragnął jak najszybciej powiadomić innych królów, jednak mroczna moc spowijająca to miejsce, uniemożliwiała mu kontakt telepatyczny. Co się teraz stanie? Hughol, najniebezpieczniejsze stworzenia jakie chodziły po tym świecie znowu wracają by siać zniszczenie. Czuł jak ziemia się rozstępuje. Natura, sama próbowała ostrzec Przymierze. To już nie była wojna, a apokalipsa.

<Ascrasia?>

Odkrycie:
Hughol
https://scontent.cdninstagram.com/t51.2885-15/e35/13687117_1602833580015480_860844808_n.jpg?ig_cache_key=MTMxNzQ2NzY1Nzk4MTUxNDg4Ng%3D%3D.2
Strona: Imperium
Opis: Hughol to dawniejsi Draenei przekupieni ogromną mocą demonów. Ich skóra przybrała piekielny kolor, a dusza została stracona. Ich celem jest uporządkowanie wszechświata. Mężczyźni mają wąsopodobne macki wyrastające z ich bród oraz kościste czoła, wyrastające ponad krzywiznę czaszki. Posiadają oni również długie ogony, które w górze trzymane są przez silnie rozbudowane mięśnie. Kobiety dość znacznie się różnią: zamiast rozbudowanych czół posiadają raczej niewielkie, przypominające rogi wypustki, które wyrastają z obu stron czoła. Damskie macki wyrastają zza uszu i są na tyle długie, by sięgnąć ramion. Są one cieńsze, niż męskie macki. Podobnie ogony kobiet - są krótsze i nie tak umięśnione. U obu płci dostrzec można relatywnie małe kopyta, które kontrastują mocno z ogromnymi kopytami ich dobrych odpowiedników. Okolice ich oczu często pokryte są kościstymi kolcami. Odcień skóry pozostaje jedynie przy czerwieni. Po zamknięciu za piekielnymi wrotami Dulzdah wrócili z nieznanym surowcem, z którego wytwarzają niezwykle silne bronie i zbroje. Jedynym pozytywnym aspektem dla Przymierza, jest ich pycha, przez co tajemniczym kamieniem nie dzielą się z resztą Imperium. 
Herb:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz