niedziela, 5 lutego 2017

Od Doriana Do Avaresha

Splunąłem na ziemię że złością. Byłem w swojej ludzkiej postaci, więc dałem ponieść się emocjom i kopnąłem sporej wielkości kamień. Z moich ust wyszedł sznur przekleństw, zdecydowanie nie nadający się do cytowania. Byłem wściekły, ale usta nawet mi nie drgnęły, a brwi się nie zmarszczyły kiedy oni znowu to powiedzieli. Czułem się jak narzędzie, które odkłada się na półkę kiedy nie jest już potrzebne. Żadnego głupiego "dziękuję", nic, zero. Ponad dwa miesiące nadstawiałem za nich kark, nie jednego uratowałem gdy go otruto. A co dostaję? "Jesteś zwolniony z walki w tym oddziale, możesz wrócić do rodziny. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy". Tak brzmiały jego słowa. Tyle, że ja nie mam rodziny. Albo raczej rodzina nie ma mnie. Zwolniony, niepotrzebny, bezużyteczny. Dobrze, już spokojnie. Wdech i wydech, wdech, i wydech. Uspokoiłem się i usiadłem na pniu ściętego drzewa. Zdjąłem torbę z ramienia i zacząłem przeglądać jej zawartość. Zostało mi jeszcze dużo pełnych fiolek, ale niektóre były puste. Trzeba będzie uzupełnić zapasy. Roztarłem zmęczone oczy i spojrzałem na księżyc w pełni. Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. Zmieniłem się spowrotem w wilka i wygodnie ułożyłem się pod sporym drzewem. Szybko zasnąłem. Gwałtownie obudziłem się w ciele człowieka i już miałem znowu się położyć gdy dostrzegłem ugryzienie na ręce. Rozejrzałem się tym razem dokładniej po okolicy. Dostrzegłem małą, białą wiewiórkę.
- Cześć malutka. - powiedziałem cicho nachylając się nad nią.
Niestety to małe, wredne coś skoczyło mi na twarz. Zaskoczony odchyliłem się do tyłu i ciężko upadłem na miejsce gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Szarpałem stworzonkiem, ale ten mały skurczybyk mocno złapał moją twarz. Wreszcie mocniej szarpnąłem i przygwoździłem wiewiórkę jedną ręką do ziemi. Drugą szybko wyjąłem sztylet i wbiłem go w drobne ciałko. Wiewiórka przestała się miotać, była nieżywa.
- Potępiona. - szepnąłem lekko przestraszony.
Była tak blisko stolicy. Jak zdołała się tutaj przedostać. Czym prędzej założyłem torbę i ruszyłem w kierunku miasta. Znowu przed oczami stanęło mi wydarzenie ze wczoraj. Tym razem tylko prychnąłem przypominając je sobie. Szybko odpędziłem je od siebie i przyspieszyłem kroku. Dlaczego ludzie nie doceniają tej formy? Tak wygodnie jest być człowiekiem. Móc podnosić różne rzeczy, jeść rękami, a nie całą twarzą. Móc rzucać bronią. Jako wilk mogę tylko drapać i gryźć, ale jak człowiek... Cóż mogę wszystko i czuję się wtedy jak niepokonany bóg. Ale dość tego samo uwielbienia. Las stał się rzadszy, a moim oczom ukazało się ogromne miasto przymierza. Zmieniłem się w wilka i biegiem ruszyłem do bramy. Już po chwili moje pazury głośno uderzały o bruk. Mieszkańcy odwracali się na mój widok, niechętnie spuściłem wzrok przestając oglądać okolicę. Moja sierść i pióra dość mocno się wyróżniały, czego chciałem uniknąć. Na szczęście udało mi się wymieszać z tłumem. I pozwoliłem mu sobą kierować. Moje zdziwienie było ogromne kiedy zostałem, prawie siłą wepchnięty do ogromnego baru. Oszołomiony zmieniłem się w człowieka i usiadłem na pierwszym lepszym wolnym krześle. Myślałem, że siedzę sam przy stoliku, ale wtedy z cienia wyłoniła się twarz wilka z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Miał białą sierść na twarzy, a wokoło oczu i uszu niebieski-błękitne plamki. Chrząknąłem lekko zdenerwowany tym jego uśmieszkiem, ale się nie odezwałem tylko czekałem aż on coś powie. Mocniej złapałem torbę, kiedy tłum znowu zaczął się pchać. Nienawidzę takich miejsc, ale tylko i wyłącznie przez własną głupotę znalazłem się w tym miejscu. Równie dobrze mógłbym od razu udać się na targ i tam kupić wszystko czego mi potrzeba. Ale nie dałem się wepchnąć tłumowi do jakiegoś lokalu i teraz siedzę na przeciwko tego uśmiechniętego gościa. Mam ochotę uderzyć go za ten wkurzający uśmieszek i na dobre zetrzeć go z tej mordki. Westchnąłem i przestałem gapić się na wilka. On chyba czeka, aż ja coś powiem. Ale mi odpowiada ta cisza, panie uśmiechnięty. Rozejrzałem się dookoła. Może trzeba by było coś zamówić? W sumie nawet jestem trochę głodny. Oparłem swój podbródek na ręce i że zdziwieniem zauważyłem krew na dłoni. Wiewiórka. Głupia wiewióra.
< Avaresh? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz