piątek, 24 lutego 2017

Od Doriana C.D Avaresh

Więc kolejny pan idealny. Nie mógł po prostu zostawić tych kamieni i iść sobie? No rozumiem, że inaczej zrobi się wielkie bum i z miasta nic nie zostanie, ale przecież ja tu nie mieszkam, więc... No i oczywiście ktoś inny mógłby się tym zająć. Cicho westchnąłem i poszłem w ślady Arszennika. Cicho wylądowałem na podłodze pokrytej szkłem. Wstałem z przykucu i rozejrzałem się dookoła. Ciemno jak... No wiecie jak ciemno. Ledwo widziałem koniec nosa. Przeszedłem kilka kroków i wpadłem na Arszennika. Zatoczyłem się do tyłu lekko tracąc przy tym równowagę. W końcu jednak dałem radę stanąć prosto. Westchnąłem cicho, czy ja cały czas myślę tylko o wzdychaniu jak jakaś rozpieszczona księżniczka? Wyciągnąłem rękę do góry i zataczając nią koło wyczarowałem ogień, który rozświetlił pokój. Przynajmniej tyle dobrego z tej magi... Zacisnąłem ręce w pięści przypominając sobie coś. Spokojnie nic się nie dzieje... Odciąłem się od ponurych myśli. Spojrzałem na płomień, ktoś mógłby go zauważyć z okna. Ale co jak co, ale ja po ciemku chodzić nie będę. Tym razem dokładnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szare, lekko osmolone ściany ze zdrapaną chyba niebieską farbą, podrapane krzesło koło starych sosnowych drzwi. Żelazna, ciężka klamka i zamknięcie od wewnątrz. Brudny kiedyś zapewne biały sufit pokryty dość niepokojącymi obrazami. Ruszyłem do drzwi. Szkło lekko chrzęściło mi pod stopami, a płomień podążał za mną. Mężczyzna podążył za mną. Wadą bycia tak wielkim jest to, że chodzisz jak wielki, czarny niedźwiedź. Sięgnąłem po klamkę, ale za nim otworzyłem drzwi rzuciłem jeszcze wzrokiem na krzesło. Nie pasowało tutaj. Mimo obdrapanych nóg oparcie i siedzisko wciąż wyglądały zbyt dostojnie jak na to miejsce. Zastanawiające. Przekręciłem gałkę w drzwiach i wyszedłem na korytarz. Płomień oświetlił kolejne pomieszczenie. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch. Zaciekawiony ruszyłem w tamtym kierunku. Przeszedłem dość spory kawałek drogi, a Arszennik zniknął mi z oczu. Coś niespodziewanie przygwoździło mnie do podłogi. Poczułem zimny dotyk stali na gardle. Instynktownie zrzuciłem z siebie postać. O dziwo była bardzo lekka. Poderwałem się szybko do góry. Postać również. Usłyszałem kroki Arszennika. Przynajmniej tak mi się wydawało. Przyjrzałem się nieznajomej, bo postać była kobietą. Dla ostrożności wyjąłem sztylet z cholewki buta. Dziewczyna miała śnieżnobiałe włosy przyprószone lekko różowym. Długa blizna ciągnęła się przez lewy policzek, a nos był dziwnie mały i trochę nie pasował do groźnej twarzy. Usta wykrzywione w złośliwym uśmiechu i niebieskie oczy, które patrzy na mnie groźnie. Chuda, żylasta dłoń trzymała sztylet. W czasie gdy ja przyglądałem się dziewczynie podszedł do mnie nie kto inny jak Arszennik. Nagle postać wydała mi się znajoma. Zaskoczony prawie, że upuściłem broń.
- Apsalar? - zapytałem szeptem.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. Jej sztylet głucho upadł na podłogę. Wyprostowała się. Świat jest taki mały... Prawie, że na każdym kroku widzę kogoś znajomego... Rozpoznanie Apsalar tylko pogłębiło mój strach. Była groźna. I to bardzo.
<Avaresh?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz