Słowa mężczyzny o mojej matce mnie zabolały. Nienawidziłem tej kobiety za to co mi zrobiła, ale i tak nie mogłem słuchać jak ją obrażają. Arszenik dał pokaźną sakiewkę właścicielowi.
- Nie musisz za mnie płacić. - rzuciłem wciąż lekko zdenerwowany.
- To ja spowodowałem... - zaczął.
- Och, zamknij się. - przerwałem mu.
Wilk spojrzał na mnie ze spokojem i delikatnym uśmiechem na ustach.
- Idę stąd. - rzuciłem tylko do niego.
Ruszyłem do drzwi. Ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Zapewne stanę się tematem wszystkich miejscowych plotek. Oj wisi mi to. Mam już dosyć tego paskudne miasta. Trzasnąłem głośno drzwiami.
- Dorian... - usłyszałem głos z budynku.
Arszenik wypadł z baru jak poparzony. Lekko przyspieszyłem kroku. Wilk był jednak nie ugięty i podążał za mną. W krótce maszerował tuż obok mnie. Nie miałem ochoty na niczyjej towarzystwo, a zwłaszcza jego.
- Dorian, nie jesteś stąd. - powiedział, a ja spojrzałem na niego zdziwiony.
- Wiem, że nie jesteś stąd, bo znam w tym mieście dużo ludzi. Strasznie się wyróżniasz, więc zapamiętałbym cię. Jest już ciemno, więc potrzebujesz przewodnika po mieście. - podkreślił słowa wielkim uśmiechem.
- Zostaw mnie w spokoju. Znajdź sobie kogoś innego do nękania. - powiedziałem nawet na niego nie patrząc.
Rozejrzałem się po okolicy. Ciemność znacznie utrudniała poruszanie się po mieście. Skrywała uliczki i budynki, które stawały się niewidoczne.
- Dorian, uspokój się. - powiedział lekko karcąco.
- Nie zostawisz mnie w spokoju? - zapytałem z nadzieją.
Arszenik pokręcił głową. Westchnąłem donośnie. Oparłem się plecami o najbliższy budynek i przysiadłem na chodniku. Odchyliłem głowę do tyłu. Ujrzałem kilkanaście poziomych sznurków do wieszania ubrań. W głowie zaśmiała mi pewna myśl. Jeden z nich był na wysokości mojej wyciągniętej ręki. Chwyciłem go i pociągnąłem. Mogłem się na nim swobodnie podciągnąć. Metalowe umocnienie w środku. Stara, złodziejska sztuczka. Stanąłem na wystającej cegle budynku. Chwyciłem kolejny wyższy sznurek, ten puścił i zleciał bezużyteczny na dół.
- Na co się gapisz, Arszeniku? - zapytałem złośliwie wilka.
Złapałem kolejną linę. Te umocnione metalem były grubsze i nawet przy słabym świetle mogłem je rozróżnić. W końcu lekko zmęczony wdrapałem się na dach. Usłyszałem świst i szum wiatru. Arszenik wyleciał w górę i chwilę później siedział obok mnie.
- Można i tak. - szepnąłem do siebie. Rozmasowałem obolałe dłonie.
- Dlaczego tu weszliśmy? - zapytał Arszenik.
- W sumie sam nie wiem, ale fajnie czasem popatrzeć na coś z góry. - tym razem w mojej wypowiedzi nie było ani cienia złości.
Podeszłem do starego komina. Obejrzałem go uważnie. Jedna cegła przykuła moją uwagę. Była jakby niepotrzebna i jasniejsza. Wyciągnąłem ją, nie była nawet ubezpieczona zaprawą. Puknąłem w nią. Pusta. Była pusta. Rzuciłem nią o dach i pękła na drobny mak. Arszenik aż rozszerzył oczy ze zdziwienia gdy zobaczył jej zawartość.
<Avaresh? Co było w cegle? >
[Nie wiem? Koka? xd]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz