czwartek, 23 lutego 2017

Od Natalie C.D Tantum

Jak każdego ranka siedziałam na Kamieniu nad jeziorkiem. Teraz "Kamień" to już nazwa własna, bo to ten historyczny głaz który sobie przywłaszczyłam kiedy miałam 3 lata. I tak nikt inny z niego nie korzysta. W każdym razie siedziałam na nim i nuciłam pod nosem jakąś piosenkę. Sama nie mam pojęcia jaką, bo kiedy śpiewam słowa same opuszczają moje... usta? Gardło? Struny głosowe? No, po prostu nie mam nad nimi kontroli. Najwidoczniej jednak nie śpiewałam tak cicho, jak mi się wydawało, bo nie usłyszałam kroków za swoimi plecami. W pewnym momencie poczułam jednak czyjąś obecność. Odwróciłam się gwałtownie, szykując się na atak lub wyśmianie. Pierwszego oczekiwałam po zwierzęciu, natomiast drugiego po człowieku. Albo jakimś innym stworzeniu z na tyle rozwiniętym mózgiem, by posiadać choć namiastkę słuchu muzycznego. Nie doczekałam się jednak ani jednego, ani drugiego. Poczułam jak zdradziecki rumieniec wypływa mi na policzki.
- Nie ma się czego wstydzić. Ładnie śpiewasz - zaśmiał się pod nosem.
- Dzięki - odparłam mile połechtana komplementem, a czerwień na mojej twarzy zintensywniała. Czułam się trochę głupio. Nikt mnie wcześniej nie przyłapał na śpiewaniu, a tym bardziej nie pochwalił moich umiejętności w tej dziedzinie. Zapadła krępująca cisza. Przynajmniej dla mnie krępująca, bo mężczyzna wydawał się całkowicie pewny siebie.
- Dlaczego ukrywasz swój talent zamiast się nim przed wszystkimi chwalić? - spytał.
Zastanowiłam się chwilę.
- A przed kim mam się popisywać? - zapytałam. Do tej pory myślałam, że tą okolicę odwiedzam tylko ja. Jak widać się myliłam.
- Mi możesz! - odparł szybko, a dziwny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Eee... - zająknęłam się. - Nie sądzę, żeby chciało ci się tego słuchać. Chętniej zobaczę twoje talenty - uśmiechnęłam się lekko, zawstydzona tą propozycją. - Tak w ogóle to jestem Natalie - podałam mu dłoń.
- Ja mam nieco bardziej oryginalne imię. Tantum - przedstawił się. - Ej, idziesz ze mną zapolować na zająca?
- Jasne - rozpromieniłam się. Od czasu do czasu i tak musiałam zjeść jakieś mięso, jak bardzo bym się tego nie wystrzegała, a w sumie nie miałam dzisiaj co robić. Mimo że czułam się trochę nieswojo przy Tantum'ie, to muszę przyznać, że mnie zaintrygował.
- To chodź tędy, znam miejsce, gdzie jest ich wiele!
Ruszyłam za nim. Po drodze omawialiśmy strategię. Mi przypadło zagonienie królików do ślepego zaułka. Już jako wilk ruszyłam w kierunku białych zwierzątek. Zaczęły przede mną uciekać. Próbowałam je dogonić i okrążyć, ale były bardzo szybkie. Skupiłam całą swoją uwagę na jasnych kształtach, nie rozglądając się po otaczającym mnie lesie. Przebiegłam kilkadziesiąt metrów, gdy poczułam ostry ból w łopatce. Zdezorientowana przewróciłam się na ziemię. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Zdążyłam jeszcze zobaczyć wystającą z mojego barku strzałę. Zawołałam słabo mojego towarzysza na pomoc, po czym zemdlałam.
Pierwszym co poczułam po odzyskaniu świadomości był chłodny metal pode mną. Otworzyłam oczy i zamrugałam szybko. No po prostu cudownie. Znowu w klatce! Podniosłam się gwałtownie to pozycji siedzącej. Byłam już w formie człowieka, więc najwidoczniej zmieniłam się w niego po utracie przytomności. Poczułam piekący ból w barku. Zerknęłam na niego i natychmiast odwróciłam wzrok. Zrobiło mi się niedobrze. Jakoś obok łopatki miałam wielką dziurę w ciele, z której wciąż sączyła się krew. Na dodatek mieszała się z czymś zielonkawym. Fuj. I jeszcze ten okropny ból... Zerknęłam na siedzące obok klatki stwory. Trudno było stwierdzić co to właściwie jest, w każdym razie było ogromne, umięśnione, ogoniaste i czerwone jak krew sącząca się ze świeżej rany na moich plecach. No może bez tego dziwnego zielonego czegoś. Rozmawiali o czymś w dziwnym, bulgoczącym języku. Oparłam się lewym ramieniem o pręty, nie chcąc podrażnić rany opierając się drugim. Była to trochę niewygodna pozycja, ale przynajmniej mogłam mieć na oku dwóch tajemniczych jegomościów. Jednak z moich obserwacji nic nie wynikło, a ja wkrótce potem zasnęłam.
Obudziłam się gdy niebo zaczynało już szarzeć. Dziwne stworzenia rozpaliły ognisko. W półmroku ich białka błyskały złowieszczo w czerwonym świetle ognia, a ich skóra przybrała jeszcze bardziej krwisty odcień. Jednym słowem wyglądały strasznie. Upiornie. Potwornie. Czy jakoś tak. Nagle gdzieś za swoimi plecami usłyszałam szelest. Odwróciłam się gwałtownie. Z krzaków wystawała śnieżnobiała czupryna. Tantum mnie znalazł!
<Tantum?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz