Brązowowłosy naciągnął cięciwę i wycelował w mężczyznę, który zaczął niebezpiecznie zbliżać się do niego. Wojownik Imperium jakby poczuł na sobie wzrok chłopaka. Percy zacisnął zęby i ledwo powstrzymał się od zadania śmiertelnego ciosu wrogowi. Kryjówka za drzewem, niedaleko jednej z ważniejszych siedzib wroga.. Praktycznie idiotyczne miejsce na choćby chwilowy postój.
Tak naprawdę jednak chłopak nie miał wyjścia. Był cholernie zmęczony, a po drugie dostał misję, której nie mógł spartaczyć. Miał tylko nadzieję, że szybko się z tym upora i będzie mógł wrócić do swoich codziennych zajęć. Chociaż w gruncie rzeczy i tak nie miał nic ciekawego do roboty.
W ostatniej chwili uzbrojony mężczyzna jeszcze raz rozejrzał się po lesie, jakby próbował dostrzec parę oczu i po dłuższym zastanowieniu się uznał, że to był tylko wiatr. Już miał wrócić do swoich. Viper wypuścił strzałę, jednak przeciwnik prawdopodobnie usłyszał cichy świst, gdyż nagle uskoczył w bok.
- Kur*wa. - warknął chłopak przez zęby i nałożył kolejną strzałę, jednak tym razem trafił w nieosłonioną głowę mężczyzny, przebijając ją na wylot.
Wziął głęboki oddech i wycofał się cicho. Wiedział, że niedługo przybędą tutaj jego towarzysze, którzy będą chcieli pomścić śmierć nieszczęsnej ofiary Dixona.
Dziewiętnastolatek postanowił wyruszyć do owej słynnej wioski, która znajdowała się niedaleko Imperium. Ponoć przez napady mieszkańcy wioski byli wiecznie niewyspani i zmęczeni. Sam nie miał ochoty mieszać się w ich sprawy, jednak król na niego liczył, a tego nie można było od tak zostawić.
Miasteczko jak miasteczko - małe, jednak ogrodzone murem obronnym, a w środku niego - budowla, przypominająca kształtem zamek, jednak zamkiem nie była. Zbyt mała, jak na dom króla. Było to o wiele mniejsze siedlisko, niż te w którym sam mieszkał. Dlaczego Geiści tak bardzo chcieli zdobyć te tereny? Szukali rozrywki? Bawiło ich męczenie tych biedaków?
Chłopak postanowił wstąpić tutaj tylko po zapasy żywności i ewentualnie po jakąś dobrą broń. Wstąpił do pierwszej karczmy, jednak mężczyzna stanowczo odmówił mu zapasów. Tak samo było w drugiej i trzeciej karczmie. Właściciele byli wobec Vipera nieufni. Dopiero za czwartym razem karczmarz dał chłopakowi coś do jedzenia wyjawiając mu przy okazji, że inni karczmarze po prostu zostali okradzieni przez Geistów. (...)
Sytuacja zaczęła robić się ciekawa, kiedy zapadł zmrok. Brązowowłosy chciał zobaczyć sposób ataku na wioskę, żeby móc rozgryźć strategię nieprzyjaciół. Obserwował z daleka całe oblężenie, a między czasie postanowił dostać się do bazy Geistów. Zdecydowana część wojowników wyruszyła łupić miasteczko, podczas gdy jedynie kilkoro z nich zostało bronić obozu. Brązowowłosy miał więc okazję przedostać się do ich kryjówki niezauważony, żeby przynajmniej móc znaleźć pomieszczenie, w którym przetrzymują skradziony mieszkańcom towar.
Zmienił się więc w zwykłego psa, a następnie spokojnym krokiem ruszył w stronę bazy. Miał nadzieję, że zwierzak nie wzbudzi zbytnio sensacji. Nawet w tym świecie psy nie wzbudzały jakiejś sensacji, a wygłodniały kundel nikogo by nie zdziwił.
Truchtem przebiegł najbliższe kilka metrów, a kiedy zauważył strażnika schował się za jednym z namiotów. Już dawno przekroczył granicę obozu i mimo iż był zamieniony w zwykłego psa, wolał się nie ujawniać. Wreszcie znalazł coś w stylu spiżarni. A dokładniej mówiąc - lochy. Wysoki budynek, przypominający wieżę strażniczą, jednak tylko przypominający. Brązowy kundel wbiegł niepostrzeżenie do środka i znalazł się na schodach prowadzących w głąb budynku. Bez zastanowienia zaczął biec przed siebie nie odwracając głowy. Bieg nie trwał długo, gdyż już wkrótce znalazł się pod ziemią.
Ku przerażeniu Vipera przed nim stanął ubrany w zbroję wojownik. Kucnął i chwycił psa za kark. Na jego twarzy pojawił się paskudny grymas.
- Proszę, co to za bydło nas odwiedziło!
- Zostaw go. - po chwili z korytarza wyłonił się drugi wojownik, który trzymał w ręce jabłko. - Pewnie jest głodny. Daj mu coś do żarcia i wypuść. Nad psem będziesz się znęcał?
Strażnik puścić Dixona przemienionego w psa i wyruszył w głąb korytarza przeklinając cicho pod nosem. Widocznie miał ogromną ochotę potarmosić zwierzę.
Strażnik, który uratował tyłek wilkołakowi podszedł do niego i pogłaskał po łebku. Chłopak w ciele psa poczuł się mocno upokorzony... Jeden ruch szczękami i po chwili palec mężczyzny wylądował na ziemi. Strażnik wrzasnął z bólu i wściekły rzucił się na kundla wymachując dziko nożem na prawo i lewo.
Po chwili w lochu pojawił się drugi wojownik niosący ze sobą kawałek steku. Widząc rannego towarzysza dobył miecza i ruszył na psa.
Gra się skończyła. Viper po chwili znowu był człowiekiem. Dobył broni i jednym, szybkim ruchem wbił ostrze w plecy rannego, zwijającego się z bólu wojownika wcześniej przez niego ugryzionego w palec. Biegnący w jego stronę żołnierz zamachnął się, jednak brązowowłosy zwinnie uniknął ciosu. Wyciągnął sztylet i wsadził go w nieosłoniętą szyję wojownika, który po chwili padł trupem . Dixon kopnął ciało i zdecydowanym krokiem ruszył na górę. Wiedział, że pewnie zaraz strażnicy dowiedzą się o jego obecności, więc musiał zrobić coś, co sprawi, że wszyscy odejdą ze swoich stanowisk. Pożar to było pierwsze, co przyszło chłopakowi do głowy. Był pewien, że wiele tutaj budynków było łatwopalnych a o ogień nie było trudno.
Chwycił pochodnię i wyszedł na zewnątrz. Pierwsze co zrobił to na powrót przemienił się w psa, trzymającego płonący kij w pysku. Przyszedł mu do głowy duży namiot, który wcześniej mijał. Zawrócił więc i skierował się w jego stronę. Ogień dotknął materiału i już po chwili cały płonął. Nie trzeba było długo czekać na reakcję strażników, którzy przybiegli i próbowali zgasić wodą ogień. To jednak nie było pierwsze podpalenie. Pies zaczął również podpalać trawę wokół innych budynków, biegając jak szalony tam i z powrotem.
Kiedy wybuchło już całkiem spore zamieszanie postanowił wrócić do lochów. Po drodze trafił na kilku wojowników, z którymi jednak szybko się rozprawił. Szybko znalazł się w korytarzu i zaczął jak szalony otwierać drzwi w poszukiwaniu skradzionych zapasów. Długo mu to zajęło, jednak w końcu znalazł upragniony "skarb".
Viper położył na ziemi koc na który zaczął kłaść żywność, wodę oraz różne sprzęty skradzione mieszkańcom. Koc zawiązał i po chwili dźwigał ciężki wór pełen różnych rzeczy. Wydostał się na powierzchnię i zmienił się w niewielkiego smoka, po czym chwycił w pysk swój balast i odleciał jak najdalej od płonących budynków. Wylądował w pobliżu miasteczka i odłożył wór niedaleko bramy, żeby strażnicy mogli go zobaczyć rano. Pozostało jeszcze jedno do zrobienia. Zamordowanie pozostałych Geistów, którzy napadli w nocy na miasteczko.
Wiadome było, że nie mieli już gdzie wracać, jednak znając życie szybko zdołaliby odbudować zniszczone budynki będąc w licznej grupie. Zbójcy opuścili już godzinę temu mieszkańców i zapewne zmierzali już do swojej kryjówki. Była to najlepsza pora na atak, więc brązowowłosy nie mógł czekać. Musiał wrócić do obozu. (...)
Widząc nadchodzących Geistów chłopak wziął głęboki oddech. Kilkudziesięciu wojowników wkroczyło do swojej zatęchłej bazy zdziwieni. Obóz był spalony. Viper w smoczej skórze przyglądał się z zaciekawieniem, jak ostatni wojownicy wchodzili przez zniszczoną bramę, a kiedy to zrobili, wyszedł wreszcie z ukrycia i popchnął pobliskie drzewo, które spadło na pięciu lub sześciu z jego wrogów.
Rozłożył dumnie skrzydła pokazując się wszystkim mieszkańcom obozu, po czym zaryczał głośno i zaczął podpalać swoim oddechem drewno, które przed chwilą spadło na nieszczęsnych wojowników. Część z łupieżców wyjęła bronie i zaczęli atakować, jednak osłabieni nie mieli szans walczyć z czterometrowym smokiem. Viper zaczął liczyć po kolei swoje ofiary.. 6..13..19... 22..25..27...29..31..35..
Wkrótce większość wojowników zaczęła uciekać od ziejącego ogniem rozszalałego smoka. Cała rzeź nie trwała długo. I dobrze, bo brązowowłosy czuł, że na powrót musi wrócić do swojej postaci. Kiedy to zrobił, w obozie nie było już nikogo. Część albo spłonęła, albo została zabita, albo po prostu uciekła. (...)
[Znowu wyszło mi takie nie wiadomo co xd]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz