wtorek, 14 lutego 2017

EVENT Od Caitlyn - "Ogień", "Lochy"

Szłam wraz z resztą drużyny na misję skutecznego odparcia ataku i raz na zawsze pokonać uporczywych najeźdźców miasteczka na terenie Warteron. Pełniłam w sumie funkcję jak by to powiedzieć nadzorczą zdrowia naszego oddziału. Co prawda wzięli również jakiegoś lekarza, jednak ktoś kto pomoże mu w razie dużej ilości rannych lub chorych zawsze się przyda.  Wszystko może się zdarzyć i musimy jak najlepiej się zabezpieczyć żeby zmniejszyć liczbę ofiar ze strony Przymierza. Liczy się to, żeby odnieść zwycięstwo z jak najmniejszą stratą. Co do siły żołnierzy mogłam się lekko spierać. Moim  i lekarza zadaniem jest też podać leki na bezsenność. Z informacji jakie otrzymałam wynika że, napaści przeciwnicy dokonują nocą. Dzieje się tak już od długiego czasu stąd zaczyna brakować im sił i prosili o wsparcie. Martwię się również o przywódcę całej misji i operacji. Zarówno ja jak i lekarz dostrzega kiepski stan zdrowia, ale ten zaprzeczał. Uparł się, że będzie przewodził misją pomimo naszych zastrzeżeń. Inni również patrzą na całą jego postawę krzywo, lecz przemilczeli to. Podczas wykłócania zarzucono mi, że jestem tylko alchemikiem, znam się lepiej na roślinach więc mam nie wciskać nosa tam, gdzie nie trzeba. Zabolało i szczerze wróżyłam mu jedynemu śmierci. Sam siebie wykończy i nie będzie chciał pomocy od nas. Duma i honor swoją drogą ale zdrowie również ważne. Nie rozumiem czemu nie wyznaczyli kogoś innego. No nic.
Kiedy dotarliśmy do miasteczka dotarło do nas jak silni oni muszą być. Rozbiliśmy się niedaleko ludności, żeby mieć szybki dostęp do czego chcemy i w razie nocnego ataku musimy być zwarci i gotowi. W czasie rozbijania obozu na czas trwania misji, przywódca zwołał mnie, lekarza i paru innych wojowników z wyższym stopniem i doświadczeniem. Odbyła się między nami rozmowa dotycząca całego planu działania.
-Geiści nękają ludność terenów Warteron. Jak wiemy, ich silnymi stronami jest szybkość i zwinność więc walka nie będzie łatwa. Ich baza znajduje się tutaj - wskazał na mapie gdzieś trochę za granicami Imperium w Blekheart. - Są to pełzające stworzenia, więc po prostu spalimy ich bazę.
-A co z tymi co zdążą zwiać? - zapytał jeden z wojowników.
-Jak to co? Zabić - odparł tak jakby to było oczywiste. -Podpaleniem zajmie się nasz alchemik - wskazał na mnie palcem na co po prostu stałam i posłałam mu pytające spojrzenie. - W bazie znajdują się lochy, do których się zakradniesz i uratujesz wszystko co się da. Są tam wszystkie skradzione rzeczy mieszkańców. Będziesz miała dwóch towarzyszy. W drodze powrotnej, kiedy będziecie wracać, wrócicie jak najkrótszą drogą kierując się w naszą stronę. Żołnierz na twój znak wypuści strzałę ognia, która ta z kolei da nam znak do podpalenia - wytłumaczył prawie cały plan działania.
-Czyli bezpośrednio się do tego nie przyczyniam, tak? Mam po prostu zakraść się, wziąć to co skradli z lochów i dać znać? - upewniłam się bo szczerze nie wierzyłam w jego pomysł.
Był absurdalny. Dlaczego mnie, alchemika?
-Pewnie zastanawiasz się dlaczego ty. Powód jest prosty. Napadają co noc więc w momencie w których napadną wioskę część z nas będzie pomagała odbierać atak. Wy w tym czasie robicie co macie zrobić z bazą. Skradzione rzeczy zostawicie po drodze w obozie i wrócicie na pole walki atakując z zaskoczenia od tyłu. Jednak wraca tylko wasza trójka, bo tamci sobie poradzą. Macie się zająć walką. Chociaż Caitlyn, wolałbym żebyś została, albo walczyła z daleka jak bardzo chcesz - wytłumaczył to jakby czytał mi w myślach.
Kiwnęłam głową rozumiejąc wszystko. Szybko ja i moich dwóch towarzyszy przyszykowało się do zadania. Wyruszyliśmy okrężną drogą do bazy, żeby móc się minąć. Nadeszła noc ale paru Geistów zostało na warcie by strzec bazy. Przywołałam węże, które wypuściłam w stronę wartowników. Ci jednak  byli szybsi i zwinniejsi, więc pozbyli się ich. Lekko zniesmaczona zaczęłam rysować pieczęć spoczynku. Szybkie i płynne ruchy na ziemi by na końcu aktywować moc. Poszłam o krok dalej i jednocześnie zaczęłam dziabać drugą na drugiego wartownika. Skończoną aktywowałam i nałożyłam na pierwszego, drugiemu nałożyłam chwilę potem. Kocham tą podzielność uwagi.
-Szybko- rozkazałam a ci błyskawicznie pozbyli się wrogów nim się wyswobodzili z czarów. Najszybciej i jak najciszej zaczęliśmy badać umiejscowienie lochów, które znajdowały się na końcu bazy. A musieliśmy przejść niepostrzeżenie przez jeszcze 4 pary wartowników. Używając sprytnie naszych umiejętności mogliśmy wartowników przechytrzyć. Docierając do lochów, gdzie wartowników też się prędzej pozbyliśmy. Ostrożnie weszliśmy do środka, pozbieraliśmy to co mieliśmy i się wynosiliśmy, kiedy jeden z moich dwóch towarzyszy narobił lekkiego hałasu. Szybko ich pognałam i nadal się skradając w zastraszającym tempie zaczęliśmy się ewakuować. Niestety reszta tych stworzeń została zaalarmowana i już wybiegając z bazy wypuściliśmy płonącą strzałę. I teraz zaczęliśmy szaleńczy bieg sprawnościowy obładowani wszystkim skradzionymi rzeczami. Po pewnym czasie przestaliśmy biec a mnie złapała kolka. Tak jak przypuszczaliśmy, wykorzystał człowieka władającego ogniem oraz płonące strzały. Baza prędko stanęła w ogniu a gdy się o tym upewniłam ruszyliśmy w stronę obozu najkrótszą drogą jak się dało. Dotarłwszy do obozu zobaczyłam już pierwszych rannych. Zostawiliśmy wszystko i czym prędzej dołączyliśmy do walki. Zgodnie z planem nasza trójka zaatakowała ich od tyłu stosując różne techniki zasadzki. Wykorzystywaliśmy już na starcie swoje najmocniejsze strony. Ja stałam z boku i po narysowaniu i aktywacji pieczęci lalki, manipulowałam wrogami by mordowali się na nawzajem albo dali się zabić. Więc moja pieczęć z jednego stwora wędrowała do drugiego urządzając sobie ogromną rzeź. Ze skupieniem starałam się oddać ich naturalne ruchy, żeby nie wyczaiły, że ktoś nimi steruje. Drużyna z Przymierza zauważyła moją taktykę więc zostawiali mi to w moich rękach. Na swoim koncie miałam już dzisiaj ponad 20 morderstw w tym 'samobójczych'. Walkę wygraliśmy zabijając każdego Geista. Co prawda posiadał szybkość i zwinność ale rozumu i inteligencji już mniej stąd nasza przewaga. Walka skończyła się o świcie. Kiedy nabieraliśmy sił, wyczekiwaliśmy powrotu ekipy, która była odpowiedzialna za dokończenie dzieła spalenia bazy. W południe zjawili się z dobrymi wieściami. Mieszkańcy byli nam dozgonnie wdzięczni. W drodze powrotnej zagadał do mnie przywódca.
-Wątpiłaś we mnie a widzisz, dałem radę.
-Też we mnie wątpiłeś, prawda? - odpowiedziałam pytaniem na co ten się tylko zaśmiał.
- Ale miło mnie zaskoczyłaś. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Wątpiłem też w twoje umiejętności walki.
-No widzisz, i jesteśmy kwita - ucięłam krótko rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz