Zerwałem się gwałtownie z łóżka. Zaplątałem się w pościel i ciężko upadłem na podłogę. Podniosłem się i rozejrzałem po pomieszczeniu. Gdzie ja holenderski holender jestem? Roztarłem stłuczoną głowę i napotkałem spojrzenie szkarłatnych oczu. Przełożyłem pościel z podłogi na łóżko i przysiadłem na jego brzegu. Schowałem twarz w dłoniach i lekko ignorując obecność nieznajomego, próbowałem zrozumieć tą sytuację. Przed oczami stanęła mi sytuacja z... Wczoraj? Tak to chyba było wczoraj. Zacisnąłem oczy wciąż nie rozumiejąc jak to się wszystko stało. Do niczego pożytecznego nie doszłem. Odgarnąłem włosy z czoła przy okazji natrafiając palcem na bliznę. Uśmiechnąłem się lekko prawie zapomniałem, że ją mam. Kiedyś natrafiłem na kobietę, która potrafiłaby ją usunąć, ale uznałem, że warto o wszystkim pamiętać. Nawet o bólu. Postanowiłem zostawić ją na pamiątkę drobnego błędu przez który o mało nie zginąłem. Uniosłem wzrok na mężczyznę. Jego kruczoczarne włosy opadły na blade czoło. Kim był? I czemu mi pomógł? Nagle sobie uświadomiłem, że czegoś mi brakuje. Moja torba! Przebiegłem lekko spanikowanym wzrokiem po pomieszczeniu. Zgubę odnalazłem na krześle pod ścianą. Ciekawe, czy do niej zaglądał... Nieznajomy wciąż na mnie patrzył, a ja wlepiłem wzrok prosto w jego szkarłatne oczy.
- Kim jesteś? - zapytał w końcu cichym tonem.
Nie było sensu kłamać, przynajmniej na razie. Imię i tak przecież mu za wiele nie da. Poza tym i tak byłem na straconej pozycji, bo znajdowałem się w jego domu. A jeśli jest z Imperium? Mogę uciec oknem. Jest zamknięte i nie mam czym go rozbić... Jeśli pobiegnę po torbę on wtedy zdąży wstać i do mnie dojść. Ale ja wtedy ruszę do okna i na nie skoczę. Dwie szyby po pięć milimetrów, dam radę się przebić. Wyląduje i zdążę uciec... Stop! Dorian, twoje rozmyślania nie mają sensu. On nie może być z Imperium, bo cię uratował. Poza tym zadał ci proste pytanie. Kim jestem? Mógłbym zagłębić się teraz w sens swojego istnienia, ale jemu chodziło raczej o imię.
- Dorian. - powiedziałem krótko mimo moich długich przemyśleń.
Ciągle patrzyłem w jego szkarłatne oczy. Kto pierwszy odwróci wzrok.
- Coś więcej? - zapytał moim zdaniem beznamiętnym tonem.
Jego brwi się lekko zmarszczyły, więc zapewne nad czymś myślał.
- Przymierze. - szepnąłem leciutko, chciałem mieć szansę żeby się w razie czego wybronić. Zawsze mogłem przecież powiedzieć, że źle usłyszał... Chyba za dużo myślę. Tak, zdecydowanie. I na dodatek sam ze sobą rozmawiam we własnej głowie. Skupiłem się znowu na mężczyźnie. Kiwnął powoli głową, a wzrok wbił w podłogę. Nastała dziwna cisza. Zacząłem obdrapywać skórki z prawego kciuka. Nerwowy tik, który towarzyszył mi od dawna. Nagle coś mi podrażniło nos. Chciałem się powstrzymać, ale nie mogłem...
- A aaa... Apsik!! - kichnąłem na cały głos.
Później jeszcze raz i kolejny. Szybkim krokiem podszedłem do torby i gdy szukałem w niej chusteczki kichnąłem po raz kolejny. W końcu ją znalazłem i wydmuchałem nos. Wrzuciłem ją z powrotem do torby i usiadłem tym razem na miękkim krześle.
- A ty kim jesteś? - zdziwiłem się moją śmiałością, a mój głos był lekko zachrypnięty po kichaniu.
< Mishabiru? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz