Spojrzałam na basiora. Czy on naprawdę sądzi, że będę tutaj tak stać? Mimo to, że jest wielkim "władcą" nie ma prawa iść tam sam. A z resztą nawet jeśli, by mi kazał, prędzej bym poszła go szukać niż bym uznała, że zdechł. Stanęłam przed wejściem, torując mu drogę. Miał ładne skrzydła. Ciekawe jak to jest latać.
- Z całym szacunkiem - rzekłam spokojnym tonem - ale nie puszczę Ciebie, królu, samego.
- Nie masz nic do mówienia, Ascrasio - spojrzał na mnie.
- Owszem. Mam. Ponieważ skoro mnie wybrałeś jako towarzysza, to według zasad, zostaje z Tobą aż do końca twojej podróży. No. Chyba, że sam król chce pokazać, że jednak można łamać zasady - podeszłam bliżej, a ten niechętnie wywrócił oczami. Szybko wślizgnęłam się do ciemnej dziury. Oczywiście było ciemno...
- Poczekaj, spróbuję ci zrobić miejsce, byś na mnie nie wpa- - przerwała mi wywrotka i zjazd w dół.
- Ascrasia?!
- UWAŻAJ! JEST TU MOCNY SPA- - w tym momencie uderzyłam o ścianę. Podniosłam się i rozciągnęłam.
- NIC MI NIE JEST! - krzyknęłam, przymykając jedno oko - jest tutaj spadek! Uważaj, bo trzeba sporą równowagę utrzymać! - po dłuższej chwili zjechał na dół z krzesiwem. Było strasznie ciemno.
- Nie wzięłam nic z góry... - wtedy zobaczyłam jak Avaresh rozkrzesił ogień. Było widać dość sporą jaskinię. Wzięłam w pysk gałąź, która płonęła i rzuciłam w głąb jaskini. Przez chwilę było widać cień, ale gdy dotarło całe światło, te zniknęło.
- Widziałeś to? - spytałam. Ten uniósł brew.
- Te znaki na ścianach? - gdy to powiedział, popatrzyłam w tą samą stronę. Faktycznie. Były jakieś hieroglify...
- Znam je skądś... - szepnęłam - ale nie umiem sobie przypomnieć - ponownie wymamrotałam - ej, zobacz - wskazałam łapą na kolorowy obraz, ale oczywiście trochę wyblakły - to ty - widziałam przed sobą namalowanego Avaresha, ale w formie ludzkiej z jakąś inną dziewczyną. Nie była pomalowana, albo przez swoją starość farba zeszła.
- Dziwne... - wymamrotał. Dalej podążaliśmy rysunkami. Na końcu był dziwny kryształ.
- Czekaj... - spojrzałam dalej - tutaj jest o krysztale, który potrafi... Albo zamykać portale, albo je otwierać...
- Umiesz to czytać? - uniósł brew.
- Nie. Próbuje czytać z rysunków.
- A więc tak... Rozumiem, że tą samą drogą nie wrócimy - spojrzał w górę.
- Jesteśmy w jakiejś zapadniętej świątyni, Avaresh! Oczywiście, że nie! - podniosłam lekko głos.
- No w sumie prawda, ale to nie powód, by podnosić ton. Idziemy - ruszyłam za basiorem, gdy ten ruszył do przodu.
- Ascrasia... - zatrzymałam się, słysząc swoje imię.
- Kto tam jest? - zaczęłam się rozglądać.
- Zabij... - wciąż się rozglądałam. Co to za głos?
- Lightwood? - do mojego ucha przyleciał głos Avaresha.
- Masz go w garści... Zabij go... ZABIJ! - kolejne słowa. Pomachałam głową.
- Ta moc... - znowu zaczęłam szepczeć do siebie - źle na mnie działa...
- Co? - basior uniósł brew.
- Nic, nic. Idźmy dalej - znów szliśmy przez korytarz. Przed nami stanęło rozwidlenie.
- Może się rozdzielimy? - spytałam.
- Nie - zaprzeczył donośnym głosem - idziemy za złą energią. Nie będę ryzykować, że coś nam się stanie po rodzieleniu. - po tych słowach trochę zesztywniałam.
- Ymm... Jesteś pewny? - zapytałam. Ten przytaknął i ruszyliśmy lewym korytarzem. Gdy byliśmy w połowie drogi, nadepnęłam na jakiś guzik.
Stanęłam lekko sparaliżowana.
- As? - Avaresh spojrzał na mnie, a gdy zabrałam łapę, otworzyła się pod nami zapadnia. Przez chwilę krzyknęliśmy z zaskoczenia. Gdy udało mi się odpowiednio ustawić, zrobiłam nam ślizgawkę z lodu i bezpiecznie zjechaliśmy na dół. Było jeszcze ciemniej niż wcześniej.
- Zejdź mi z ogona - od razu wykonałam jego rozkaz, a w pomieszczeniu zabłysnął ogień.
- Zabij... - znowu głos w mojej głowie - zabij go Ascrasio... Masz ogień... Zabij go! - znowu machnęłam głową. Spojrzałam na swoje łapy, które powoli traciły swój biały blask, a pokrywał czarny kolor.
- Co do... - pomyślałam, patrząc na czarny kolor moich łap i czarny lód, który lekko pokrywał moje palce.
- Wszystko gra? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam - to... Jak myślisz, którędy teraz?
<Avaresh? Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz