niedziela, 5 lutego 2017

Od Avaresha C.D Dorian

Otrzymałem kolejną wiadomość na temat więźnia. Schwytali człowieka, podczas walki i oszczędzili jego życie. Został wrzucony do jednego z pięciu pilnie strzeżonych lochów. Są one rozmieszczone po całym terenie Przymierza. Jedno znajduje się w Runtah, całkiem niedaleko naszej stolicy. Kolejne znaleźć można w Moung Ghol, Antivie, Crystalsong Forest oraz Areherland. Ja sprawuję pieczę nad dwoma z nich, przez co muszę sprawdzać każdego nowego więźnia. Wciągnąłem do płuc mroźne powietrze. Spojrzałem na ciągnące się przede mną łańcuchy górskie. Postrzępione chmury kłębiły się wzdłuż szczytów. Znowu wyruszyłem sam, Alola nie będzie z tego zadowolona. Poruszyłem barkami robiąc nimi kilka kółek w celu pozbycia się bólów pleców. Bezcelowe i bezużyteczne, tylko kretyn pomyślałby, że to może zadziałać.
- Chyba czas na przerwę.. - Wyszeptałem siadając na kamieniu i zapalając fajkę. Powoli zacząłem uspakajać oddech i bicie serca. Wędrówka trwa już parę dobrych godzin, co wywołało silne zmęczenie. Zazgrzytałem delikatnie zębami, płaszcz którym się okryłem nie był zbyt ciepły. Wsadziłem fajkę do ust, a dłońmi potarłem energicznie swoje barki. Wejście do więzienia, było zaledwie paręnaście metrów przede mną. W takim stanie za cholerę nie pomyślą, że jestem królem. Zaśmiałem się do siebie i wystukałem fajkę o kamień, chowając ją. Zaczesałem dłońmi włosy do tyłu i podszedłem do ciemnej dziury. Straże są dopiero tam niżej. Złapałem się za kark przy okazji rozglądając. Przekręciłem mozolnie oczami i zacząłem schodzić w dół, prosto w serce uroczyska jaskini. Miałem wrażenie, że krąg w który wchodzę wygląda niczym rozwarta szczęka rekina. Przy okazji aktywowałem tryb bojowy. Oczy zmieniły kolor. Jedno stało się zielone, drugie fioletowe. Bez słowa schodziłem coraz niżej i niżej. Nie było to zbyt przyjemne uczucie. Mrok i wilgotne ściany. Wzdrygnąłem się, gdy moja noga nie trafiła na żadne podłoże, w ostatniej chwili się podtrzymałem rękoma, by nie upaść.
- Było blisko.. - Poczułem pot spływający po moim czole.
- Kto tam jest?! - Mrok nagle rozświetlił ciepły płomień pochodni - Kim jesteś szczeniaku?! - Wrzasnął wściekle, na co się uśmiechnąłem i przeskoczyłem ukryta pułapkę, przy okazji ujawniając moją twarz.
- Królu.. przepraszam, nie wiedziałem... - Skłonił się nisko
- Nie zamartwiaj się tym - Powiedziałem każąc mu się wyprostować i prowadzić do więźnia. Wielkie stalowe wrota się otworzyły. Przede mną przesuwały się skalne ściany, smagane tylko słabym blaskiem płomyków. Kiedy znalazłem się przed kratami, spojrzałem wgłąb celi. Mrok. Złamany słabym, migotliwym światłem kaganów. Mężczyzna siedział ze splecionymi nogami, nagi, na zimnym kamieniu. Na ciele miał liczne rany. Nie raz im mówiłem, by tak nie postępowali, nie jesteśmy bestiami, którzy ranią innych. Dziecięcy pogląd, zwracając uwagę na fakt, że jest teraz wojna.
- Jak cię zwą? - Mój głos odbił się echem od sklepienia, jednak nie dostałem odpowiedzi.
- Niech król się nie wysila, nic nie powie.. - Usłyszałem skrzypiący głos za sobą. Strażnik stał z nienawiścią patrząc na więźnia, był wilkołakiem. Plujemy na siebie jadem, a nie próbujemy zrozumiem. Skrzywiłem się i kazałem mu odejść. Początkowo nie ustał na to, jednak szybko go przekonałem. Kiedy oddalił się w stronę wyjścia, usłyszałem zgrzytliwy i szorstki szept. Spojrzałem na więźnia i próbowałem usłyszeć, co próbuje powiedzieć.
- Spalić ich wszystkich... - Wydusił pod ustami i zacząłem coś mruczeć. Kiedy usłyszałem co wydostaje się z jego ust prędko oddaliłem się od tego miejsca i kiedy mijałem strażnika...
- Zabij go.. - Warknąłem. Wspinałem się na zewnątrz w ciszy. W głowie dudnił mi głuchy, rytmiczny, szarpiący nerwy bęben. Słyszałem chrzęst żelaza i szuranie tysięcy par ciężkich butów. W mroku zaczęły obracać się koła i kosy. Poczułem coś mokrego. Spojrzałem na dłoń i zobaczyłem krew. Miałem ochotę krzyczeć, i w zaledwie kilak sekund znalazłem się na powierzchni, leżąc twarzą w śniegu. Nie mogłem uspokoić bicia serca. Spojrzałem na drżące ręce. Ani kropli krwi. Wspomnienia? Przecież.. Zdenerwowany złapałem w dłonie śnieg i wtarłem sobie w głowę. Położyłem się i spojrzałem w błękitne niebo. Czas, kontynuować upartą wędrówkę. Wstałem uświadamiając sobie, że moje nogi jeszcze drżą. Zacisnąłem zęby i skierowałem się w stronę stolicy.
~~~
Zmęczony przemieniłem się w wilka i schowałem w głębi jednego z barów. Akurat trwały w nim liczne zabawy. Tancerze lśnili migotliwym blaskiem, mieli gładkie i wygolone ciała pokryte cienką warstwą oliwy. Grupa ludzi grała na instrumentach, a skromnie ubrane tancerki skakały z stolika na stolik. Blask ognia odbijał się od naoliwionych kończyn. Od przedstawienia odciągnął mnie mężczyzna, który się do mnie dosiadł. Dopiero po chwili zrozumiałem, że mnie nie zauważył. Kiedy jego wzrok spoczął na mojej osobie uśmiechnąłem się przyjaźnie. Rzucił mi groźne spojrzenie, na które walczyliśmy parę dobrych minut i odwrócił głowę. Mężczyzna próbował wezwać chłopaczka, który tu pracuje jednak ruch był zbyt duży. Zrezygnował i podparł podbródek o dłoń, która była pokryta krwią. Mężczyzna trochę spanikował i schował ją pod stół. Spojrzałem na niego pytająco, a on fuknął coś pod nosem i chciał odejść.
- Co się stało? - Zapytałem miło
- Nie twój interes - Mruknął niezadowolony
- Prawda - Pokiwałem głową i zamieniłem się w człowieka po czym zrobiłem ten sam chwyt co mężczyzna i położyłem lekko przechyloną głowę na dłoni. - Ale miło czasami z kimś porozmawiać - Uśmiechnąłem się zadowolony

< Wybacz, kompletnie nie miałem pojęcia, czy twoja postać przypadkiem mnie nie zagryzie xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz