piątek, 3 lutego 2017

Od Ruki'ego C.D Caitlyn

Uśmiechnąłem się potulnie widząc jak oddech kobiety staje się spokojny. Zmęczona Caitlyn postanowiła zapaść w głęboki sen w celu zregenerowania sił. Słysząc nieprzyjemny odgłos wydobywający się z mojego brzucha, wstałem w celu przeszperania tutejszych zakamarków. I tak już im zapłaciłem, więcej niż powinienem, mogę chociaż coś zjeść. Nie myśląc nad tym dłużej skierowałem się do kuchni. Zacząłem wyczuwać odurzająco przyjemny zapach. Na stole pod ścianą leżała pieczona sarna. Jest zimna i ponadkrawana. Nie pytając o pozwolenie, odłamałem kawałek z samego końca, piszczel ze sporym kawałkiem mięsa. Zabrałem jeszcze dzban, który napełniłem z ustawionej na półce beczułki i bez słowa skierowałem się z powrotem do kobiety. Zostawianie jej na dłuższą chwilę sprawiało, że zaczynałem się martwić. Kto wie kto mieszka w tym domu, mogą być porządnymi ludźmi lub złodziejami, gwałcicielami i mordercami. Ogryzam mięso i siadam na szorstkiej skórze, ze skierowanym wzrokiem w okienko.
~ Zamilcz! ~ Wycedził ktoś z ledwo hamowaną wściekłością.
Zastygam z zębami wbitymi w mięso i z dzbanem w drugim ręku. Chciałem odłożyć wszystko na miejsce, ale robiąc hałas mógłbym nie zrozumieć, co spowodowało kłótnię. O dziwo zjawisko nagle ustało. Zaistniała cisza budziła we mnie nieprzyjemne uczucia. Nie wysilam się, nie jestem skoncentrowany. Po prostu nasłuchuję. Minęła minuta, dwie. Wstałem i podszedłem do okna. Zobaczyłem zastygłego w miejscu mężczyznę. Ma pobladłą, spopieloną twarz, półotwarte usta i wybałuszone oczy. Kręci lekko głową, jakby czemuś zaprzeczał, po czym zaczyna się cofać. W chacie nagle robi się zimno. Spoglądam odruchowo w stronę drzwi, potem na zewnątrz, jednak nic tam się nie zmieniło. Ptaki zaczynają krzyczeć. Coś się przewraca. Po chwili słyszę szczęk i widzę, jak coś toczy się pod moimi nogami. Jeden z domowników, którego mogłem dostrzec kątem oka siedział prosto i dziwnie sztywno, zupełnie jakby coś go unieruchomiło i przycisnęło mu ręce do boku. Prostuję się spokojnie, myśląc o leżącej kilka metrów ode mnie Caitlyn. Nasłuchuje, ale docierają do mnie tylko szelesty i potrzaskiwania przewracających się drobnych przedmiotów. Pot zaczął spływać po mojej twarzy. Po niskim stole przede mną toczy się niewielkie szydło do skór. Stalowa igła, umieszczona w drewnianym uchwycie. Miałem wrażenie, jakby na mojej twarzy malował się wyraz straszliwego wysiłku. Powoli zacząłem okręcać głowę, by dostrzec coś chociaż kątem oka. Moje źrenice zwiększyły swoją objętość dwukrotnie, gdy dostrzegłem zaledwie paręnaście centymetrów od siebie czerwieniejącą się twarz. Żyły zaczęły mężczyźnie wychodzić na skronie, wyglądał jakby chciał za wszelką cenę złapać trochę powietrza. Schodząc wzrokiem trochę niżej, dostrzegłem na jego szyi zaciśnięte szczęki całego czarnego jak smoła wilka. Po chwili ciało upadło bezwładnie na ziemi. Moim oczom ukazała się mała dziewczynka, ta którą męczył kaszel. Jednak, była w połowie przemieniona w wilka. Potępiona. Ona nie była chora, to były objawy przemieniania. Nagle na mojej ręce zacisnęły się ostre szczęki. Wrzasnąłem z bólu i złapałem wolną ręką stworzenie za górną szczękę, próbując się jakoś wydostać. Nogami z całej siły kopałem ją w korpus. Co za piekielna siła. Pomyślałem czując jak ucisk się tylko zwiększa.
~ Puszczaj mnie szkarado! ~ Wykrzyczałem zwiększając moc w nodze i kopiąc ją z całej siły.
Usłyszałem skomlenie i ostry ból, kiedy zęby przecięły doszczętnie moją skórę na ręce. Szybka utrata takiej ilości krwi wywołała zawroty głowy. Czarna plama zaczęła poruszać się w moim kierunku. Próbowałem kilkukrotnie wstać. Nagle słyszę wrzask, który niemal podnosi dach chaty. Straszny, rozpaczliwy, z otwartego gardła. Kiedy podnoszę głowę, uświadamiam sobie, że dźwięk pochodzi z zewnątrz. Prędko jednak wróciłem wzrokiem do napastnika. Mimo silnego uścisku, czułem jak krew cały czas się sączy. Ciemna plama była zaledwie metr ode mnie. Przełknąłem ślinę przez zaciśnięte gardło. Chciałem coś zrobić jednak nie mogłem. Moje ciało zaczęło samoistnie drżeć.
~ Szybko, musimy stąd uciekać! ~ Usłyszałem głos Caitlyn, która natychmiastowo pomogła mi wstać.
~ Nawet, nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę. ~ Wydusiłem, wysilając się by stanąć na nogi.
Całe przerażenie spadło z moich barków, jednak nie mogłem zrozumieć co się dzieje. Mam jakieś halucynacje? Od tego pomysłu odciągnęły mnie kolejne krzyki.
~ Co się dzieje? ~ Wydusiłem czując jak kobieta mnie gdzieś prowadzi.
Jej oddech był płytki i bardzo szybki, jakby się czegoś bała.
~ Nie wiem, ale.. wydaje mi się, że to miasteczko dręczy coś więcej niż zwykła grypa. ~ Powiedziała drżącym głosem.
Otworzyłem usta by coś powiedzieć, jednak wydobył się z nich jedynie syk bólu. Przypadkiem wsadziłem palec w ranę, co doprowadziło mnie do mdłości. Miałem wrażenie, że tracę przytomność. Słyszałem jak przez mgłę kojący głos dziewczyny, który niestety działał na mnie jeszcze bardziej usypiająco. Moje ciało zrobiło się ciężkie. Podtrzymywałem jeszcze otwarte oczy, z których zaczęły płynąć łzy.
~ Tak mi żal.. ~ Wymamrotałem ~ Nie potrafiłem jej pomóc ~ Moje myśli zaczęły krążyć wokół małej dziewczynki.
Zacząłem się zastanawiać, czy gdybym zrobił coś więcej, niż tylko położenie do łóżka.. gdybym zabrał ją do lekarza, czy nie byłaby tym czym jest teraz?

(Caitlyn?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz