niedziela, 26 lutego 2017

Od Doriana C.D Mishabiru

Wstrzymałem oddech widząc rogate satyry. Dlaczego zaszły tak daleko? Ich terytoria są przecież tak daleko... W ustach nadal czułem metaliczny smak krwi dzika. Była dziwna. Prawie w ogóle nie spaczona przez magię. Dawno już nie widziałem zwierząt, które nie zostały dotknięte okrutną dłonią czarów. Cały świat został przejęty przez moc. Czy to nie jest absurdalne, że kłócimy się o magię, której nikt nie jest w stanie poskromić? Zabijamy się dla czegoś niewidzialnego, przelewamy krew za lepsze jutro, które nigdy nie nastąpi. Walczymy dla pokoju. Kiedyś usłyszałem te słowa, ale to tak jak kłamać dla prawdy, chorować dla zdrowia, umierać dla życia... Absurd. Miałem ochotę roześmiać się z tych słów. Moje jakże filozoficzne przemyślenia i tak nigdy nie zostaną wykorzystane. Wojna będzie coraz bardziej krwawa, a dopuszczalne straty coraz większe. Kiedyś i ja dołączę do tych, którzy zostaną zapomnieni. Bo czym jest jeden punkt w stosunku do tysiąca? Niczym. Rzuciłem okiem na mężczyznę po mojej lewej stronie. Czujnik wpatrywał się w satyry. Nie możemy się ruszyć, bo nas usłyszą. Trzeba by jakoś odwrócić ich uwagę i szybko się oddalić. Spojrzałem na to co zostało z dzika. Tyle mięsa się zmarnuje... Wracając do satyrów. Może rzucić kamieniem w drzewo. Nie to zbyt oklepane. Z drugiej strony to oszukanie satyrów nie będzie takie łatwe jak się wydaje. W końcu są dosyć inteligentne, a gdy spróbuję odwrócić ich uwagę może zdarzyć się coś odwrotnego i nas złapią. Hmmm... Za dużo nie wiem o satyrach, ale skoro ich kuzynowie - Irmidi - nie nadają się do walki to może jest to cecha wspólna. No ale zostaje jeszcze magia... Walić to. Ryzyk fizyk. Teraz tylko skup się. Kilkanaście metrów przed nami pojawił się płomień, który szybko przemieścił się do przodu. Nienawidzę magi, mimo że ciągle jej używam. Absurd, prawda? Jeden z satyrów przeszedł kilka kroków, w kierunku wciąż przemieszczającego się ognia. Niestety drugi spojrzał uważnie w naszym kierunku. Miałem już coś zrobić, na przykład rzucić sztyletem, kiedy jasne światło, tak jakby okrągły piorun, trafiło w sam środek piersi stworzenia. Satyr przykląkł na kolana z niemym okrzykiem na ustach. Ubranie w miejscu trafienia było spalone. Stworzenie wydając niezidentyfikowany, przeszywający dźwięk zapadło w sen, z którego nigdy się nie obudzi. Kto by pomyślał, że życie jest tak ulotne? Pierwszy satyr ze wściekłością wymalowaną na twarzy machnął trochę jakby od niechcenia ręką. Silny wiatr uderzył na nas z ogromną siłą. Złapałem się najbliższego drzewa żeby utrzymać się na nogach. Ogień, Dorian wyczaruj ogień! Silny płomień pojawił się przed stworzeniem. Szarpany przez nieznoszący sprzeciwu wiatr powoli pełzł do przodu. Spojrzałem na Mishabiru. Jego twarz wyrażała skupienie. Czyżby kolejny grom miał znów kogoś unicestwić? Jestem idiotą! Po co tworzyć ogień przed satyrem? Kolejny płomień pojawił się na stworzeniu i zapaliło jego długą szatę. Wiatr ustał. Podbiegłem do Mishabiru i pociagnąłem go za rękaw. Zacząłem biec, uciekać od płonącego satyra. Stopą zachaczyłem o wystający korzeń. Runąłem do przodu, ale nie uderzyłem w ziemię. Wpadłem w prost do ogromnego, ciemnego tunelu. Mishabiru, którego wciąż trzymałem za rękaw poszedł w moje ślady. W krótkim czasie uderzyliśmy w o dziwo miękkie podłoże.
- Mech. - szepnąłem ze zdziwieniem.
Roślina wydzielała światło, którego nie zauważyłem spadając w dół. Wstałem strącając z siebie mężczyznę, który wylądował na mnie. Zerwałem kawałek tego niezwykłego mchu.
- Fascynujące. - szepnąłem znowu.
Zebrałem sporą ilość rośliny, którą wrzuciłem do wolnego słoiczka w mojej torbie. Spojrzałem na mężczyznę, a w głowie rozbrzmiała mi jego groźba. Uśmiechnęłem się pod nosem. Co jak co, ale swojej torby nie oddam.
<Mishabiru?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz