niedziela, 29 stycznia 2017

Od Tytanii Do Avaresha

Wilczyca splunęła na ziemię krwią, patrząc nienawistnie na swojego przeciwnika. Minotaur zaśmiał się i uderzył ją ponownie orężem, tym razem jednak z całej siły. Tytania nie zamierzała bawić się z nim w kotka i myszkę. Uskoczyła przed kolejnym ciosem. „Byk” warknął z wściekłości i uniósł po raz kolejny swój potężny młot. Tytania wrzasnęła z całej siły i jako pierwsza postanowiła tym razem zaatakować. Skoczyła i ugryzła przeciwnika w rękę. Stwór zaskowyczał z bólu i upuścił młot, który upadł dokładnie na stopę minotaura.
Zadowolona ze swojego czynu Tytania postanowiła się ulotnić stąd jak najszybciej, zanim wojownik przypomni sobie, że to ona była przyczyną tych nieszczęsnych wypadków.
- Jeszcze cię dorwę! - wrzasnął z całej siły, tak, aby jego uciekinier mógł to usłyszeć.
Zadowolona z siebie wadera zmieniła się na powrót w człowieka i poprawiła grzywkę, która zasłaniała jedno z jej złotych oczu. Dziewczyna ledwo chwiała się na nogach po tym całym pościgu i walce z mocno rozwścieczonymi minotaruami, którym właśnie zabrała posiłek. Tylko jeden przeżył, jednak kobieta nie zamierzała i jego zabijać. Była zbyt wycieńczona, a pieczeń z dzika nie wystarczyła na poprawę nastroju. Na uzupełnienie zasobu energii tym bardziej, a chwilowo Cortez nie posiadała przy sobie żadnego przedmiotu, z którego mogłaby skorzystać jako źródło energii. Żałowała, że dawno nie wytworzyła sobie przedmiotu, z którego mogłaby teraz skorzystać.
- No..od dzisiaj Tytanio robisz sobie więcej takich gadżetów. – warknęła przez zęby do siebie dziewczyna i przyłożyła rękę do krwawiącego nosa. – Zajebiście.
Urazy i kolejne rany to było coś, czego szczerze nienawidziła młoda wilczyca. Na szczęście miała ze sobą koronkową chusteczkę otrzymaną od pewnego wędrowca należącego do przymierza, który wspomógł ją trochę, jeżeli chodzi o zasoby. Szkoda tylko, że szybko cały ekwipunek zmarnowała (było to głównie pożywienie i woda) i pozostała jej tylko ta chusteczka. Oraz kilka pustych, niepotrzebnych toreb, które już dawno wyrzuciła.
Cortez usiadła na ziemi i oparła się o pień rosnącego na środku polany drzewa. Sama już nawet nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. G*wno ją to wszystko obchodziło. Chciała po prostu iść dalej i zdobyć coś, co pomogłoby jej przetrwać kilka najbliższych dni.
Oprócz krwawiącego nosa okropnie dokuczały jej również poobijane żebra. Najchętniej zostałaby tutaj na noc jednak dobrze wiedziała, że ktoś może ją napaść. I z pewnością nie byłby to zwykły dzik broniący młodych, ale pewnie kolejny, rozwścieczony minotaur. Lub coś o wiele gorszego. Smok? Możliwe, jednak czy ogromna bestia zwróciłaby uwagę na nieistotne truchło w postaci Tytanii Cortez?
Brązowowłosa podniosła się i stanęła niepewnie na nogach. Znowu przemieniła się w waderę i spokojnym krokiem, nie zdarzając na ból, zaczęła iść dumnie przed siebie. Znając życie znowu miała się w coś wpakować. I chciała mieć to już jak najszybciej za sobą. (…)
Łania właśnie przebiegła przez drogę prowadzącą do zamku. Do zamku? Na pewno akurat tam? Czy wadera znowu przypadkiem nie pomyliła się w swoich obliczeniach? Tytania już zamierzała rzucić się na bezbronną zwierzynę, kiedy zobaczyła w oddali światło, jakby bijące od…ognia. Usłyszała śpiew jakby pijanych mężczyzn, którzy dodatkowo okropnie się śmiali. Wadera zamknęła oczy i schroniła się za najbliższym drzewem, modląc się cicho w duchu, żeby żaden z nich nie chciał nagle iść na zwiady. Miała ochotę zasnąć. Gwiazdy świeciły już na niebie, zachęcając tym samym waderę do zamknięcia oczu. Ilekroć je widziała, tak właśnie miała ochotę zrobić. Gdyby wadera należała wciąż do Imperium, z chęcią podeszłaby do rozbitego obozu i ogrzała się przy ognisku. Jednak teraz należała do przymierza. Ciało zaczynało odmawiać jej posłuszeństwa. Zmęczenie wkrótce wzięło górę. Wadera położyła się i zwinęła w kłębek. Nagle się podniosła. To byłby najgłupszy ruch, jaki mogłaby zrobić. Niedaleko niej siedzieli wrogowie, a ona spałaby pod drzewem niczym lis w swojej ciepłej norze. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt – księżyc. Miała nadzieję, że wpatrując się w jasny punkt na niebie szybko nie zaśnie. Myliła się jednak. Przyzwyczajona do życia w dziczy potrafiła bardzo łatwo zasnąć, nawet w takich warunkach. W końcu się poddała. Położyła się na ziemi i ugryzła z całej siły język. Znowu czuła się pobudzona, jednak tylko na chwilę.
Usłyszała kroki. Potrząsnęła głową i wstała. Widząc zdziwioną twarz mężczyzny, wpatrującego się w nią z otwartymi oczami, zamarła. Kątem oka widziała, że wykonał nieznaczny ruch ręką, jakby chciał się rozluźnić przed walką..albo jakby chciał po coś sięgnąć. Wadera warknęła tylko i rzuciła się na przybysza, gryząc go słabo w nogę. Słabo, ponieważ zwyczajnie nie miała siły, którą zmarnowała na wędrówce i walce ze wściekłymi minotaurami. Mężczyzna zaczął rzucać wulgaryzmami na prawo i lewo, a po chwili wyciągnął sztylet. Czarny cień pojawił się nagle za człowiekiem, który chyba nawet nie zauważył go. Już zamierzał uderzyć Tytanię, kiedy nieznajomy nagle padł martwy na ziemię. Bez głowy. Bestia, która skradała się za nim okazała się być dobrze zbudowanym niedźwiedziem.
- Z wami to tak jest. – parsknął „goryl” po czym ominął Tytanię szerokim łukiem.
Wadera słyszała już za sobą tylko jęki i wrzaski. Nieprzyjemne odgłosy walki przeraziły ją. Nie chciała się mieszać w sprawy niedźwiedzi, które, nie wiadomo skąd, wzięły się tutaj i zaatakowały obóz. Tytania szybko oddaliła się od pola walki. Chwilowy przypływ adrenaliny dał jej trochę sił się oddalić. Znalazła kryjówkę. Jaskinia, gdzieś w głębi lasu.
Wilczyca rozpaliła ogień i położyła się obok niego. Wreszcie mogła zasnąć. (…)
Otworzyła oczy. Słońce było już wysoko na niebie i dawało waderze jasny sygnał, że już grupo po jedenastej. Tytania przekręciła się tylko na drugi bok i zmieniła w kobietę. Przeciągnęła się i spojrzała na wylot jaskini. Zdziwiła się, kiedy ujrzała przed sobą białego wilka, zasłaniającego jej wyjście.
Dziewczyna poderwała się nagle z ziemi i wyciągnęła ręce do przodu, myśląc, że zwierzę zaraz zaatakuje.
- Masz szczęście, że nie jestem naga. – mruknęła i zaczęła się oddalać od przybysza. – Co tu właściwie robisz?
- Przechodzę sobie. – wilk, po głosie basior, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Tytanii.
Dziewczyna nagle odwróciła się i zaczęła uciekać w głąb jaskini. Skrzydlaty wilk zaczął coś do niej krzyczeć, jednak Tytania udawała, że nie słyszy. Biegła dalej przed siebie. Nie obchodziło ją to, że jest to inny wilkołak. Obecnie nie wiedziała, komu może ufać, a komu nie.
Poczuła nagle uderzenie i upadła na ziemię. Biały wilk złapał ją za nogę i przeciągnął kawałek dalej.
- Co ty…- mruknęła Tytania, ale zobaczyła, jak basior wskazał łapą na przód.
Dziewczyna przewróciła się i wstała. Podeszła tam kilka kroków i okazało się, że przed nią była wielka przepaść.
<To panie..ekhem..królu? Coś czuję, że będę ci teraz zatruwać tyłek swoimi wypocinami xp>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz