- Od kiedy ty syczysz?- zapytałem ze śmiechem
- Ja nie syczę- odpowiedział z pogardą
- A to przed chwilą to co było?- jego zabójcze spojrzenie przygwoździło mnie do ziemi
- Skończ już z tym, jasne?
- Okej szefuńciu...- Infil poszedł przodem, a ja opuściłem głowę i zacząłem szeptać sam do siebie.
Mój ojciec był starym chińskim magiem. Kiedyś uczył mnie jak się wymawia
niektóre zaklęcia. Jak przywołam tego złego to może razem go zabijemy i
dzięki temu spłacę mój dług. Pradawne zaklęcia czy coś takiego płynęły z
mojego pyska jak strumień wody.
- To ci się nie uda, więc nawet nie próbuj- powiedział i przygniótł mnie do ziemi
- Okej, okej. Nie będe go próbował przywoływać
Puścił mnie i ruszył w milczeniu, a ja za nim jak ten baran.
- Ej panie ośle zwolnij bo my barany w tym jeden matoł nie nadarzamy
- Co?- zapytał zdziwiony
- Nic, nic- tak go nie rozluźnię.
- A jak poszła ci pierwsza walka z nim?
- Kiepsko
Po chwili wszystko mi opowiedział. Starcie pierwsze ze szczegółami.
Zrobiło się ciemno, rozpaliliśmy ognisko i Infil opowiadał dalej.
Starcie numer dwa było bardzo ciekawe.
- Ale nadal nie rozumiem dlaczego zamknąłeś wejście do ciebie tym kamieniem
- Spokojnie nie tylko ty nie wiesz- powiedział bardzo poważnie
Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać.
- Daj tego rumu- powiedział a mi zabłyszczały oczy
- Tak nareszcie- wyczarowałem dużo butelek
- Ale tylko troszkę
--RANO--
Obudziło mnie burczenie w brzuchu. Gdy otworzyłem oczy Infil już nie spał. A może nadal...
- Co to było?
- Nie dobrze jest spać na zakazanych terenach. Podobno one dziwnie działają na psychikę.
- Ta jasne, a nasz statek zawsze był pchany przez małe wróżki morza
- To nie było śmieszne
- Cicho patrz- powiedziałem i wskazałem łapą dziwne zwierze, zaburczało mi w brzuchu- Ale jestem głodny
- Upolujmy go i wyjdźmy stąd
Upolowaliśmy, zjadłem bo Infil nie chciał i zaczęliśmy wychodzić z zakazanych terenów. Przy granicy mój kamrat nie chciał wyjść.
- Nie wychodzisz?
- Nie- powiedział i zawrócił
- Ale czekaj gdzie ty idziesz?
- Nie chcę wychodzić z tego miejsca.
Chciałem pójść za nim ale nawet nie pozwolił mi postawić jednej łapy.
Rzucił się na mnie. Kiedy tak sapał nad moim gardłem spojrzałem mu w
oczy. Miał rozszerzone źrenice.
- Chłopie nie zabijaj mnie- zawyłem żałośnie a jego oczy wróciły do normy. Byłe pełne strachu.
- Idź i znajdź Lily... albo nie idź po Rico- powiedział zmienionym
głosem- Albo kogoś koto mnie będzie mógł uspokoić. Lily w to nie
mieszaj.
Jego oczy znowu zrobiły się złe. Zeskoczył ze mnie i pobiegł w głąb
zakazanych terenów. Przez chwilę leżałem na plecach tak jak mnie
zostawił i patrzyłem w miejsce gdzie były jego przestraszone oczy.
Poderwałem się na równe łapy i pobiegłem do ich jaskini.
<Wymyśliłem. A teraz ktoś może po drodze się napatoczy albo już w jaskini będzie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz