Nie jestem tu długo, znam tylko dwie osoby. Wybrałam się gdzieś poza
tereny, ale nie zakazane: gdzieś w inne krainy, których nie znam i w
których nie byłam: ciągnęła mnie zwykła ciekawość. Stanęłam między
ziemią a niebem na wielkiej skale i rozejrzałam się. Nagle ten ból i
tyle…
*****
Budzę się: nie wiem, gdzie jestem. Obok mnie krab. Patrzę na skrzydła:
poranione. Próbuję się uleczyć: nic nie wychodzi. Jeszcze raz, skupiam
się mocnej, dokładniej. Nic.
,,Mistyczny punkt 0x0”-pomysłałam. Jest taki punkt, właśnie 0x0 w którym
żadna moc nie działa: najgorsze, że ciągnie się on wiele kilometrów, a
ja nie znam nawet swego położenia. Nie próbowałam się nawet zmieniać: to
i tak bez sensu, tylko stracę czas. Postanowiłam najzwyczajniej iść
prosto w świat. Machnęłam skrzydłami: może by mnie uniosły. A jednak
nie… ciągle łapami dotykam ziemi.
-Cholerny świat! Niech go piekło pochłonie!-nagle ni stąd ni zowąd
zapaliła się jedna trawa, a potem to przerodziło się w wielki, ogromny
pożar.
,,To są jaja jakieś!”-pomyślałam i pobiegłam w stronę wody. Stanęłam
przy brzegu i zaczęłam biec przy nim najszybciej jak potrafiłam:
przebytą odległość niektórych szusów zwiększałam machnięciem skrzydeł.
Tylko oby dalej: za mną dym, który dotarł do mojego nosa i zaczął
drażnić oczy. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek: to wmawiałam sobie. Nagle
ryk. Zatrzymałam się i uspokoiłam. Ogień zebrał się w jedno i
wystrzelił ukazując płomiennego, wielkiego, ognistego smoka.
Poddałam się i usiadłam. Smok wzbił się w niebo i zgasł stając się
niewidocznym. Sfrunął z nieba i w chwycił mnie w swe szpony unosząc
wysoko. Nie walczyłam: dałam mu się nieść. Zacisnął szpony: gdybym się
szarpała i próbowała walczyć poraniłabym się, a chciałam wyjść z tego w
jak najlepszy stanie. Próba przemiany w ducha: nic to nie dało. Smok
wzbił się wyżej: z jego nozdrzy buchnął dym pysk się rozwarł. Schylił
łeb i spojrzał na mnie, a ja na niego. Nie mogłam odczytać jego myśli,
ani mu nic w głowie powiedzieć. Buchnął we mnie dymem i znów patrzył
przed siebie jak dawnej. Nagle wypuścił mnie na jakieś polanie. Upadłam
łamiąc sobie kości tylnej łapy. Zwinęłam się i okryłam skrzydłami.
Potwór wrócił i stanął rozprostowując skrzydła. Powiedział:
-Co robisz w tej części świata anielski pomiocie.
-Pomiotem nie jestem-powiedziałam stając na trzech łapach i rozprostowując skrzydła.
-Tak?-powiedział-Pokaż co umiesz.
-Tu jest punkt 0x0, który zabiera wszystkim istotą moce jak nie wiesz.-powiedziałam. Jego oczy rozszerzyły się.
-A no fakt, jak widzę, głupim aniołem światła nie jesteś-powiedział.
-Światła? Jestem upadłym aniołem niedorajdo!-powiedziałam niemal przemieniając się, lecz to miejsce powstrzymało mą przemianę.
-Wybacz, pomyliłem cię z innym aniołem prześladującym te tereny. Jest
podobny do ciebie, lecz ma inne oczy-powiedział przyglądając się moim
oczom.
-Wiesz gdzie znajdują się tereny Watahy Srebrzystego Nowiu Księżyca?-zapytałam.
-Idź przed siebie: nie ma tam już punktu 0x0, ale jest urwisko, za nim
cieśnina i znów urwisko, urwisko terenów watahy. Jesteś na wyspie.
-Wyspie?-zapytałam.
-Tak, ale trafisz również na zakazane tereny. –odpowiedział.
Po tych słowach odleciał zostawiając mnie. Przede mną był las. Słońce
zaczęło zachodzić. Położyłam się i zaczęłam myśleć. Nic mi do głowy nie
przychodziło, więc na trzech łapach zaczęłam iść przez puszczę. Grał tam
istny koncert: ryki, jęki, piski, szelesty, uderzenia: wszystko w
jednym. I to BUM! BUM! gdy przechodziło jakieś większe zwierzę. Nad moją
głową przeleciał ptak rajski, obok przebiegł lis. Ten las tętnił
życiem. Ja natomiast byłam ranna, ciężko na dodatek. Nie zauważyłam liny
zawieszonej na drzewie tworzącej pułapkę i nadepnęłam na nią: lina
owinęła mi łapę i uniosła me ciało do góry. Ni stąd ni z zowąd
wyskoczyli jak duchy ludzi, dzicy ludzie. Wyszczerzyłam kły wisząc na
linie. Jeden chwycił maczugę i z całej siły uderzył mi nią w pysk.
Zemdlałam.
*****
-Żyje?-ktoś spytał.
-Żyje… niestety trzeba było ją uderzyć, bo inaczej zrobiłaby nam pewnie
krzywdę.-ktoś odpowiedział. Otworzyłam oczy: miałam zabandażowaną łapę i
siedziałam w solidnej klatce. Wyszczerzyłam zęby do ludzi i warknęłam.
-Ostry wilk-powiedziała kobieta.
-Odsuńcie się: dajcie jej odpocząć-powiedział najwidoczniej wódz wioski.
Schowałam kły gdy wszyscy odeszli. On spokojnym krokiem zbliżył się i kucnął.
-Nie denerwuj się: wiem jakiej jesteś rasy i chcemy ci pomóc.
-Myślisz, że tak łatwo tobie zaufam? Mylisz się!-warknęłam.
-Spokojnie anielico ciemności, smok Tabur nam o tobie wystarczająco
powiedział. –odpowiedział. Nagle on też zmienił się w smoka. –Jesteśmy
plemieniem smoków.
-Jestem już poza punktem 0x0?-spytałam.
-Tak..-odpowiedział. Uleczyłam się i zdjęłam bandaż. Smok otworzył klatkę. Nagle na niebie rozprysła się kula światła.
-O nie, znów anioł powrócił.-powiedział smok. Miałam zdrowe skrzydła,
gotowe do lotu. Wzbiłam się w powietrze i ujrzałam anielicę.
Rozpoznałam ją, była to Denekria.
-Lost Angel, ty tu?-spytała. Nic więcej już nie powiedziała: użyłam
mocy duch, pojawiłam się obok niej i rozerwałam gardło brudząc jej strój
i skrzydła.
-Osłabłaś trochę-powiedziałam. Jej ciało padło tam, gdzie jest. Nagle
moja moc znów osłabła i zaczynałam spadać, ułożyłam inaczej skrzydła i
delikatnie sfrunęłam.
-Anioł z głowy, ale co z moją mocą?-zapytałam się smoka.
-Nadużyłaś jej, więc ciebie opuściła: na terenach watahy będziesz mogła
dopiero użyć jej do woli, teraz jeszcze trzyma cię jeszcze trochę moc
punktu 0x0. Biegnij do swoich!-powiedział.
-Dziękuje-odpowiedziałam mu i odbiegłam. Widziałam już cieśninę i
niewielki kawałek zakazanych terenów. Bez wahania wskoczyłam do zimnej
wody i za pomocą łap i skrzydeł płynęłam. Prąd sprzyjał mi lekko pchał w
stronę lądu. Wyszłam na niego i zaczęłam wchodzić po spółkach skalnych.
Gdy byłam na szczycie, byłam już wykończona. Padłam na twarz ciężko
oddychając. Poleżałam tak trochę i pomyślałam:
,,Nie mając mocy nic prawie nie mogę zrobić, ale wie jedno: nigdy nie
pójdę na teren punktu 0x0”. W ten sposób przyznałam się do swej
słabości. Wstałam i poczłapałam do watahy, gdzie mogłam odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz