Po tym, co ostatnio przeszłam miałam ochotę na mały odpoczynek. Czy to
moja wina, że musiałam zarżnąć niewinne wilki? Fakt, może i byli
niewinni, ale zaprzeczali mocy księżyca. No proszę, przecież każdy głupi
wie, że księżyc daje energię i życie… ale inaczej niż to sobie
wyobrażamy. Po dłuższym rozmyślaniu nad tym trapiącym mnie tematem
ruszyłam dalej. Szłam przez las, w miłym i chłodnym cieniu. Nie to, co
iść w gorącym i upalnym słońcu. Dreptałam właśnie przez zaciszną łąkę,
kiedy to zobaczyłam na środku niej malutki stawik. Dobra, to był raczej
potok, ale krótki i inny niż wszystkie potoki. Tam gdzie właśnie stałam
widziałam tylko obraz czysto- lazurowej wody, która spływa z małego,
skalnego pagórka, aby w końcu utworzyć u kresu swej wędrówki małe
jeziorko. Po drugiej stronie stawu był las- bardzo gęsty las.
Przez chwilę stałam, otępiałym wzrokiem podziwiając majestatyczny
krajobraz rozpościerający się przede mną. Jednak w pewnym momencie
mojego dokładnego obejrzenia kaskady, coś szczególnie przykuło moją
uwagę. Był to mały, błyszczący Księżycowy Kamień . Przecież to rzadkość!
Od razu pędem rzuciłam w jego stronę. Jednak był mały, tyci- tyci
problem- kamień był na dnie, a dno było głęboko. Nawet mój rozum
krzyczał gdzieś w ciemnym zakamarku mózgu (oczywiście mojego)- „Nie idź,
to czyste szaleństwo!”. No właśnie, a co to ma być, przecież nie
poszłabym w miejsce, które nie jest zagrożeniem dla mojego życia!
- Głęboko?! Ja mam to głęboko gdzieś!- wykrzyczałam na całe gardło (w
pewnym sensie były to słowa do mojego DERP [Drażniącego Elementu Rozumu
Podstawowego]). To pewnie był taki odruch. Może. Niewykluczone. Całkiem
możliwe. Wracając do historii: Oczywiście, musiałam po niego popłynąć.
Nie byłam dobrą pływaczką, tym bardziej, że jestem mieszanką lwa i
wilka. Czyli w sumie chcę wejść do wody, ale czuję także strach i
niepokój, co do zamoczenia moich łap. Jednak- jak się spodziewałam-
chciwość i chęć posiadania wszystkiego, co BŁYSZCZĄCE zwyciężyło. Szybko
wskoczyłam do ciepłej (co dziwne) wody i z prędkością, wprost
błyskawicy, osiadłam na dnie. Co do wzięcia błyskotki nie wahałam się
ani trochę. I wtedy… chyba straciłam przytomność. Widziałam ciemność,
nic oprócz niej. Miałam nadzieję, że jeszcze żyję, (nie chciała stracić
już… chyba trzeciego życia? [więcej o tym, trochę później]) inaczej
byłoby nieciekawie. Nagle usłyszałam głos- ciepły i łagodny, taki jak
głos księżyca, który rozbrzmiewał znad mojej głowy. A właściwie były to
głosy, a nie jeden głos. Otworzyłam oczy. Widziałam światło,
nieprzyjemne i gorące- tak, jakby miało wypalić mi oczy.
- Przestań! Zgaś, albo zrób coś z tym przeklętym światłem!- krzyczałam
na cały głos, aż słońce przestało mnie razić. Zobaczyłam wtedy twarz-
lekko zmartwioną i zawstydzoną. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Jestem-
gdzieś, opiekuje się mną- ktoś, co z moim kamieniem- nie wiem. Czy to
nie dziwne? Tjaa… Następnych paru minut nie pamiętam,(prócz szczegółu,
że klapnęłam się łapą po twarzy i próbowałam zasnąć) ale było coś
takiego: „Musisz zostać, masz poważne stłuczenia”, „Zaopiekujemy się
tobą, nie martw się”, „Skąd jesteś, jak masz na imię?” i tak dalej. Tak
czy siak, zostanę tu gdzie właśnie jestem, a następnego dnia dowiem się,
co właściwie się stało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz