Moje
życie ostatnio było takie.. monotonne. Włóczyłem się całymi dniami bez
celu, wieczorami padałem wyczerpany wędrówką spać. W końcu miałem tego
dosyć. Pewnej nocy wybiegłem sfrustrowany z jaskini - matka nawet nie
zaprotestowała, bo widziała, ze coś mnie gnębi. Biegłem uparcie przed
siebie, starając się zgubić myśli w pędzie. W końcu zatrzymałem się na
skraju wielkiego wąwozu. Spojrzałem w niebo - księżyc był w pełnie.
Kierowany jakąś głęboką tęsknotą podniosłem pysk i zawyłem. Po chwili z
mojej lewej strony ktoś dołączył do śpiewu. Mimo zaskoczenia nie
przerywałem. Siedziałem tam długo, siedząc obok wilka i wyjąc do
księżyca. Dopiero po dłuższym czasie odwróciłem się i zobaczyłem, kto
obok mnie siedzi.
- Też nie możesz spać? - zapytałem cicho. (ktoś odpisze?) |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz