niedziela, 10 listopada 2013

Od Ceryniego

Siedziałem kilka dni w swojej jaskini, z rozmyślaniem nad nową sztuczką magiczną. Kiedy wyszedłem, niespodziewanie wpadła na mnie jakaś wadera.
-Ci ci nie jest? - zapytałem, a ona schowała się za mną i pokazała w jakimś kierunku łapą, spojrzałem w to miejsce, pędziło tam zdenerwowane stado jeleni.
Złapałem waderę i uniosłem się nad ziemię. Kiedy stado już przebiegło, wylądowaliśmy za ziemi
-jak ty to? przcież nie masz skrzydeł - zdziwiła się
-ale jestem magiem - pokazałem jej szatę - umiem lewitować, to łatwizna... - odparłem
-tak w ogóle dziękuję - odparła
-nie am za co jestem Ceryni
-Veronica - odparła
-co ty zrobiłaś temu stadu? - zapytałem
-chciałam coś upolować, no ale sarna mi uciekła i spłoszyła stado jeleni... - powiedziała
-rozumiem - powiedziałem zamyślony i nagle poczułem krople deszczu an pysku - chodź do środka - pokazałem jej łapą moja jaskinię
Kiedy wszedliśmy, nade mną pojawił się mały płomyk który przerodził się w średniej wielkości kulę światła.
-magowie sa niesamowici - powiedziła
- mało magów używa tej samej magii co ja - odparłem
-co to jest? - pokazała na papier leżący na wielkim płaskim głazie
-papier, wiesz umiem się zmieniać w człowieka i zabieram trochę od ludzi - uśmiechnąłem się
-ale te kartki są puste a tyle jest zgniecionych
-to dla tego, że ćwiczę nad nową magią
-jaką? - zapytała zaciekawiona
-przelanie myśli na papier - uśmiechnąłem się - ale na razie mi nie wychodzi

<Veronica?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz