Rozbłysło światło, a potem on zniknął.
- Ezreal! - wykrzyknęłam w pustkę. 'Dlaczego nie dobierałam rozsądniej słów?!" wyrzucałam sama sobie.
- Antiope! Pomóż mi! - jednak nawet magiczna orlica nie dała rady go znaleźć.
'W takim razie pora na rozwiązania ostateczne' pomyślałam i ruszyłam do
lasu po ofiarę. Upolowałam dwie sarny i kilka dorodnych zajęcy, oraz
zebrałam zioła potrzebne do rytuału. Rozłożyłam je w kręgu i z
niecierpliwością wyczekiwałam zachodu słońca. 'Szybciej! ' -
pośpieszałam - 'Potrzebuję promieni księżyca!'. Gdy na niebie zajaśniał
księżyc rozpoczęłam pradawną inwokację do mojej bogini.
- Mama Quilla, błagam, pomocy...
Nagle poczułam powiew mocy, coś, co mierzwi sierść na karku, chociaż nie jest wiatrem..
- Tak, moje dziecko?
Nie podniosłam oczu. Nie byłam godna. Pochyliłam się więc i odpowiedziałam :
- Mama Quilla, po raz pierwszy od wielu lat odnalazłam kogos dla mnie
ważnego, ale on zniknął i nie mogę go namierzyć.. Czy mogłabyś..?
- Chcesz się przy nim teraz znaleźć?
- Gdybyś tylko mogła mi w tym pomóc, o bogini.
- W takim razie zamknij oczy.
Poczułam ponowny wir mocy, tym razem silniejszy, nagle miałam wrażenie,
że w nim tonę. Jednak nie siłowałam się z nim , pozwoliłam się ponieść.
Wnikał w każdą komórkę mojego ciała, wypełniając je księżycowym blaskiem
i nagle ...
.. Nagle wszystko się skończyło. Poczułam uderzenie - opadłam na dość
twarde podłoże. Wzięłam głęboki oddech, jakbym była długo pod wodą i
powoli otworzyłam oczy. W kącie pomieszczenia ktoś leżał. Doczołgałam
się do niego, bo nie miałam sił na nic więcej, i trąciłam go łapą.
- Ezreal? - warknęłam cichutko, ale potulnie.
(Ezreal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz