Gdy zobaczyłem, że wilczyca bez zastanowienia skoczyła na jakiegoś wilka
trochę się zdziwiłem. Ale potem znaleźliśmy polanę pełną zwierzyny
- Kto upoluje najmniej ten cienias- powiedziała wadera i rzuciła się na pierwszą ofiarę
Ja chwilę patrzyłem na nią siedząc ale potem ruszyłem wolnym krokiem w
stronę kępy krzaków. Ostatni raz spojrzałem na wilczycę która już
upolowała dwie sarny i skoczyłem przed siebie. Przeskoczyłem kępę
krzaków i zatopiłem kły w karku bizona. Punkt dla mnie- pomyślałem
skręciłem w prawo i z zamkniętymi oczami zabiłem kolejnego. Teraz miałem
przed sobą wysuszoną ziemię i drzewa. Nie odwracając się wkroczyłem na
zakazany teren i spostrzegłem smoka. Phi... nic lepszego w tej watasze
nie mają? Postanowiłem go zabić. Nawet się nie skradałem, wyszedłem
przed bestię a ta widocznie się zezłościła moją śmiałością bo od razu
ryknęła groźnie i skoczyła na mnie. Ja się tylko kawałek odsunąłem i
bestia we mnie nie trafiła. Złapała mnie za kark i podrzuciła do góry,
po czym rozwarła szeroko gębę i czekała aż spadnę jej prosto do gardła.
Uśmiechnąłem się pod nosem i powiedziałem sam do siebie:
- Okej, więc tak chcesz się bawić?
W oddali zobaczyłem Zule, która ze zdziwieniem na pysku patrzyła na
mnie. Chciałem jej pomachać ale właśnie zacząłem spadać w dół. Niestety
ku zdziwieniu Quod monstrum (po łacinie groźnego potwora) nie spadłem ja
tylko duże drzewo, które pod naciskiem jego szczęk rozwaliło się na
kawałki. Ja spadłem na cztery łapy jak kot z głośnym hukiem. Już miałem
skoczyć i zabić kreaturę gdy nagle bestia padła mi do łap martwa. Za nią
stała uśmiechnięta Zula.
- Co to było- zapytałem ze spokojem
- A co miało być?- widocznie cieszyła się z mojego nie zadowolenia
- Już miałem go zabić... nie ważne- powiedziałem- ja jakieś dwa i pół spojrzałem na smoka- on się liczyłby za półtora
- Słucham?- zapytała, sapnąłem z nie zrozumienia
- Ile punktów masz... czyli zabitych- wytłumaczyłem
- Aaa... ja mam pięć... sześć
Wróciliśmy w wesołych humorach do miejsca gdzie zaczęliśmy. Była tam
górka z zabitych zwierząt. Zula zaczekała przy swoim jedzeniu a ja
pobiegłem po moje. Bez większych problemów wziąłem oba bizony na plecy i
ruszyłem raźnym krokiem ku waderze. Wilczyca była chyba zdziwiona moją
siłą ale tego nie okazywała. Rzuciłem zdobycze koło jej i usiadłem
patrząc na nią.
- Nic nie zjesz?- zapytała zdziwiona
- Jestem na diecie- uśmiechnąłem się krzywo- ja nigdy nie jem, nie pije,
nie oddycham- twarz wadery nic nie przedstawiała. Kiwnęła głową i
zaczęła jeść.
- Tak więc, emm... kro to był- powiedziałem siedząc czujny przy jedzącej wilczycy
- Remarin? To nikt ważny- powiedziała i utkwiła wzrok w ziemi- on tylko...
<? Tylko co?)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz