Szedłem sobie po jakiś ładnych terenach. Nudziło mi się. Uciekłem z
poprzedniej watahy, tak było tak... jednolicie. Zupełnie jek w rzymskim
legionie. Identyczne ruchy, wyświczone pozy... A ja nie znoszę czegoś
takiego... Wtedy życie jest takie proste, przewidywalne... Jedynym
urozmaiceniem była walka, bardzo mi jej brakowało... Kiedy tak
rozmyślałem o walce i o tym, jak mogę pokonać potencjalnych wrogów,
zobaczyłem człowieka, dokładnie uroczą dziewczynę. Na początku chciałem
ją zaatakować, ale zobaczyłem, że wilk, w którego kierunku biegła,
również zmienił się w człowieka. Myślałem, że się pocałują, ale nie.
Najpierw wilk-człowiek oberwał z liścia, potem został trzepnięty w głowę
ręką, aż ugięły się pod nim kolana, a na koniec dziewczyna kopnęła go w
brzuch, aż zgiął się w pół. Szybko zmieniła się w zielonego, słodkiego
wilka i nie oglądając się za siebie, odbiegła. Tego się nie
spodziewałem... Powinna zostać i czekać... tylko nie wiedziałem o co
chodzi... Za to czułem od niej śmierć. Musiała coś zabić, po za tym
miała krew na łapach... postanowiłem za nią pójść. Mijając tego wilka,
który z powrotem był wilkiem rzuciłem mu potępiające spojrzenie, którego
on nie zauważył, bo rzucił się w kierunku jakiejś innej wadery. Acha. A
więc o zdradę chodziło. Ale najpierw ważniejsze, czyli ta zielona
wilczyca. Muszę dowiedzieć się, kim ona jest. Ruszyłem po śladach, na
śniegu bardzo widoczna była krew... Dotarłem do jakiejś jaskini, z
której po chwili wynurzyła się szukana przezemnie wadera w towarzystwie
jakiegoś szczeniaka i jakiejś innej wilczycy. Czyli przyjacielska.
Wpatrywałem się w nią uporczywie, aż lekko zaniepokojona odwróciła w
moją stronę głowę. Obrzuciła mnoe wyzywającym spojrzeniem i ruszyła za
przyjaciółmi. Ostra. Właśnie mam nowy cel... chcę ją koniecznie jako
przyjaciółkę...
*Amber? Imponująca długość opowiadania.... ;p*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz