Już od kilku dni siedziałam w jaskini ustalając różne rzeczy, także chodzić na rozmowy z dowódcami innych watah... To wszystko mnie zmęczyło, przysnęłam... Obudził mnie kilka głosów, kiedy otworzyłam oczy, czerwone włosy mi trochę "zasłaniały" świat. Poprawiłam je i usiadłam.
-Riven! - znowu usłyszałam kilka głosów
-O co chodzi? - powiedziałam i zobaczyłam w ostatniej chwili Lily z opuszczoną twarzą
-Spadło na nią drzewo! - wykrzyknęła Amber
-Połóżcie ją - powiedziałam zaniepokojona i podeszłam
Na mojej ręce pojawił się niebieski płomień, już miałam go przyłożyć...
-Co to jest? To jej nie zrani?
-Spokojnie, to lecznicza magia - uśmiechnęłam się krzywo i przyłożyłam łapę - nie dobrze! - krzyknęłam
-Co się dzieje?! - krzyknął jakiś basior
-Ma uszkodzony witalny organ, szybko wezwijcie Aishe!
-Ja to zrobię! - ktos krzyknął i wybiegł
-Co? co to znaczy? przeżyje? - zapytała Amber
-To ciężki stan, jakby miała uszkodzone dwa lub trzy już dawno by nie żyła, trzeba jak najszybciej jej pomóc - powiedziałam przez zęby
<? xd zaszczyt>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz