poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Infil'a C.D Lily, Amber i Rico

Gdy odwróciłem głowę zobaczyłem, że Lily otworzyła oczy. Nie miałem zielonego pojęcia co teraz mam zrobić, może coś powiedzieć albo chociażby usiąść koło niej? W sumie to już miałem wyjść gdy pomyślałem, że muszę z nią zostać. Przecież nie mogę jej samej zostawić, usiadłem koło niej.
- Jak... jak się czujesz?- zapytałem czule
- Nie wiem...- jej głos był taki delikatny- to ty byłeś?
- Ale co ja?- zapytałem udając głupiego
- No to ty mnie polizałeś?- schowałem uszy i utkwiłem wzrok w ziemi
- No... tak jakby- spojrzałem na swoje łapy aby upewnić się czy się nie zmieniam, chociaż nie wiem dlaczego miał bym się zmienić
- Lily... ja- po krótkiej chwili spojrzałem jej prosto w oczy- ja cię... kocham
- Infil...- nie wiem co dalej powiedziała bo już byłem po za jaskinią i biegłem prosto przed siebie
Nie wiem co mi kazało wybiec ale wtedy byłem na siebie wściekły, jedyne co mogłem dla niej zrobić to tylko ją przeprośić. Zatrzymałem się i zawyłem najgłośniej jak tylko umiałem. Mam nadzieje, że już na nikogo się nie natknę. Byłem taki zły, że tego nawet się nie da opisać. Wbiegłem na zakazany teren i zmieniłem się w człowieka. Założyłem kaptur, ręce schowałem do kieszeni, spuściłem głowę i w tej chwili zaczęło lać. Chodziłem po kałużach, wściekły i nie wiedziałem co myśleć... znowu. Podobno na tych terenach żyją dzikie bestie.
- Hej! Dzikie bestie!- chciałem je tu zwołać żeby mnie zabiły, jeśli mnie już nie będzie nikt jej więcej nie zrani.
Nagle za moimi plecami usłyszałem złowieszczy warknięcie. Uśmiechnąłem się pod nosem, ściągnąłem kaptur i padłem na kolana w kałuże. Teraz tylko czekać aż bestia się ze mną rozprawi. Ostatnią moją myślą były oczy Lily, takie piękne. Wziąłem głeboki oddech i poczułem iż bestia wącha moje włosy. Nie bałem się śmierci, z resztą już raz umarłem więc co mi szkoszi umrzeć jeszcze raz. Ale wtedy ocalił mnie mój brat, jednak nie całego połowa mojej duszy nadal jest w zaświatach. Bestia się zamachnęła, zamknąłem oczy, usłyszałem grzmot i czekałem. Nagle zrobiło się cicho, usłyszałem dwa głosy, dwuch wilków.
- Wiesz co Vic?- zapytał jeden
- Co?- drugi odezwał się bardzo znajomym mi głosem
- Prawie ją to drzewo zabiło...- zaczął się śmiać i w tedy odżyła we mnie nienawiść do tego kto to zrobił
- Wiem ale kundel musiał przeszkodzić
Teraz wiedziałem, że nie chcę umrzeć, teraz wiedziałem kogo muszę zabić, mojego arcywroga Victora. Już chciałem wstać ale w tej chwili przypomniało mi się co za mną się czai, ale już było zapóźno aby się wycofać, zostałem za atakowany. Instynkt zmienił mnie w
wilka, pyskiem uderzyłem w miękie, lepkie błoto, nie mogłem się podnieść. Ktoś odwrócił mnie, od razu wiedziałem kto.
- Popatrz kto to... to twój arcy Vic, zabijemy go?
- Nie... bez niego nie będzie zabawy- rzekł z kwaśno mdłym uśmiechem Victor- zanieś go do lekarki- powiedział po czym zwrócił się do mnie- a co do ciebie szczeniaku, nie wchodź mi więcej w drogę- po chwili namysłu dodał- następnym razem nie będe taki dobry
Po jego ostatnim słowie straciłem przytomność. Obudziłem się u pielęgniarki, obok mnie siedział Rico a z drugiej storny siedziała Lily wpatrzona we mnie
- Lily... przepraszam cię- powiedziałem i chciałem wstać ale Riven mnie powstrzymała
- Masz złamane żebro i prawą przednią łapę- powiedziała alpha
- Lily... wiem... kto to- próbowałem ulryć ból żeby Lily się mniej martwiła, nie wychodziło mi- jeden to... Victor, a drugi to jego szczeniak na posyłki- tak jak ja kiedyś pomyślałem
- Lily, lepiej żebyś się już położyła- powiedziała pielęgniarka
- Nic mi nie jest- odpowiedziała zmartwiona mną

<?, Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz Lily>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz