No, ja się wcale a wcale nie dziwię, że Rico chce zrobić z Lily i Infla
parę... Normalnie jak stare, dobre małżeństwo... Ale czasami pomysły
Lily są... co najmniej bardzo dziwne. Stokrotki? Przecież to ładne
kwiatki, do Lily bardziej róże pasują, bo mają kolce... Nie za bardzo
wiem, o co chodzi w tej całej sprawie. I dlaczego ten demon miał taką
moc? Wszystko jest, za przeproszeniem, porąbane. No dobra, nie wszystko,
ale większość. szczerze mówiąc, to coś ostatnio za dużo myślę...
przydałoby się trochę rozrywki... Rzuciłam krótkie "zaraz wracam" i
wybiegłam z jaskini. Pierwsze co mi przyszło na myśl to ta łąka, na
której poznałam Remarina. Swoją drogą, ciekawe gdzie on się teraz
szwenda? Teraz to niezbyt ważne, bo wiąże się z myśleniem, a mi się już
to myślenie znudziło. Zdać się na instynkt, to jest to. Zielona sierść
wcale nie ułatwiała poruszania się w śniegu, ale od czego są zaspy?
Zawsze można wykopać tunel... Dzięki swojej magii mogłam wyczarowywać
różne rzeczy. Wyczarowywałam więc ślimaki, żaby, ropuchy, gąsienice,
dżdżownice i puszczałam je w sierść wilków. Po chwili nie było na
polanie wilka, który nie piszczałby ze strachu lub obrzydzenia, albo nie
śmiałby się ze zdziwionej żaby w uchu przyjaciela. Ja postanowiłam
pójść już z powrotem do Lily, Infla i Rico, ale coś mnie zatrzymało. A
mianowicie demon. Ten będący we mnie. Zaczęłam się zmieniać, robiłam się
większa, moja sierść stała się czarna, a na łapach pojawiły się
zakrwawione bandaże. Czując olbrzymią rządzę mordu, po raz kolejny
dzisiejszego dnia pognałam na zakazane tereny. Od razu natknęłam się na
jakiegoś potwora, jednak nie wystarczało mi to. Pobiegłam w stronę
wulkanu. Przebiegłam po niezbyt szerokiej i stabilnej półce skalnej, i
wpadłam do wulkanu. Wszędzie było gorąco i czerwono od płynnej lawy,
będącej prawie wszędzie. Jednak nie przeszkadzało mi to. Zeszłam na sam
dół i zatrzymałam się dopiero przed rzeką lawy. Nie wiem dlaczego, ale
poczułam ogromne pragnienie, żeby napić się wyglądającej jak płynny
ogień lawy. Zafascynowana wyglądem magmy powoli zbliżałam do niej pysk,
czując coraz większy żar. W końcu dotknęłam płynnego ognia językiem i...
nic. Wzięłam łyk, potem następny, aż wreszcie piłam lawę jak wodę. To
było dziwne. Czułam, jak przepływa przez moje ciało, jak parzy mnie od
wewnątrz, ale nie przestawałam. Kiedy uznałam, że już mi wystarczy i
podniosłam łeb, ziemia pękła z głuchym trzaskiem, tuż przed moimi
łapami. Powstała szczelina, ale zaraz zaczęła się powiększać, aż stała
się tak ogromna, że zmieściłyby się tu całe tereny watahy. Z dziury
wyszedł jakiś starzec, co najdziwniejsze, człowiek.
-Zaraz zobaczymy, czy byłaś godna pić z ognistego źródła...-powiedział,
po czym zniknął. Za to z dziury wyskoczył na prawdę ogromny, trójgłowy
pies. Miał trzy obroże, na każdej był napis "Cerber", tylko jeszcze były
liczby 1, 2 i 3. Bez sensu, jak wołają jedną głowę, to i tak wszystkie
przyłażą... ale teraz trzeba było skupić się na walce. Zdając się na
instynkt skoczyłam na środkowy łeb i wbiłam pazury w oczy potwora. Ale
niestety spodziewał się tego, więc złapał mnie za kark i rzucił mną o
ścianę.
-Mocniej już się nie dało?!-warknęłam na niego, a on tylko zaszczekał.
Co dziwne, nic mnie nie bolało. No, może tylko trochę głowa. Skoczyłam
do przodu rozcinając mu pierś i brzuch pazurami tak, że cała moja łapa
zagłębiła się w jego ciele. Pies aż zawył z bólu. Na górze usłyszałam
jakiś ryk, a chwilę potem płacz. Ale teraz nic a nic mnie to nie
obchodziło. Pies wciąż żył. Co więcej, był zły, pomimo krwi lejącej się z
niego strumieniami. Szybko zrozumiałam, że wcale nie trzeba go zabić
techniką "bij do skutku". Wystarczy przeciąć jedną, zdawać by się mogło,
najmniej ważną rzecz. Skoczyłam jak wystrzelona z procy i jednym
kłapnięciem zębów rozcięłam środkową szyję potwora. Jeszcze tylko dwie.
Teraz było trudniej, bo obie głowy spodziewały się ataku. No trudno.
Skoczyłam na prawą. Błąd. Poczułam zęby zaciskające się na mojej nodze i
zostałam odrzucona w przepaść. W ostatniej chwili złapałam się pazurami
krawędzi. No super, po prostu super! Ale… Można to wykorzystać… Po raz
kolejny dzisiaj używając demonicznej siły wyskoczyłam z przepaści, i
odepchnęłam się łapami od krawędzi. Przez chwilę wyglądałam, jakbym
leciała. W swoim „locie” udało mi się przegryźć gardło lewej głowy.
Trysnęła krew, dużo krwi… Skały dookoła mnie i psa zabarwiły się na
czerwono, a mnie to coraz bardziej cieszyło… Odzywa się siedzący we mnie
demon… To moja pierwsza przemiana… Czując nowy przypływ sił, zapewne
dzięki ognistej wodzie, rzuciłam się na tego wielkiego psa, zwalając go z
nóg. Już miałam uśmiercić ostatnią głowę, dzięki której jeszcze zwierzę
się poruszało, ale stało się coś bardzo dziwnego. Spojrzałam w oczy
psa. Nie zobaczyłam już w nich tej złości i zła. Teraz było tam tylko
przerażenie i prośba o litość. I wtedy to pojęłam. Pojęłam, czym się
stałam, dokładnie przed chwilą. Stałam się mordercą. Nie jestem już tym
samym wilkiem. Wcześniej zabijałam tylko po to, żeby przeżyć. Teraz
zabiłam dla przyjemności. To nie w moim stylu. Boję się sama siebie…
Zeskoczyłam z psa i pobiegłam do wyjścia. Przebiegłam przez zakazane
tereny i poczułam złość do samej siebie. Nagle zauważyłam kogoś
znajomego. Chwila, czerwone oczy.. czerwone oczy… Czerwone oczy?
CZERWONE OCZY?! No nie wierzę! Pan Remarin się znalazł! Błyskawicznie
zmieniłam się w wcielenie czarodziejki i podeszłam do niego. Na początku
mnie nie rozpoznał, ale potem szybko zmienił się w człowieka i
spróbował się ze mną przywitać.
-Hej Amber, so…-nie dokończył zdania. Nie musiał. Uderzyłam go z całej
siły twarz. Potem zdzieliłam go ręką po głowie, a na koniec kopnęłam w
brzuch.
-Następnym razem mnie nie zostawisz samej, nowej na nieznanych mi
terenach, bo następnego razu nie będzie…-powiedziałam i zmieniłam się w
wilka. Odeszłam, nie oglądając się za siebie… Nareszcie, mam choć
początek zemsty. Nowy rozdział dopiero się otwiera. Nowe życie, nowy
pogląd na świat… Te oczy mnie zmieniły. Nie byłam już małym, niewinnym,
zielonym szczeniakiem. Byłam sobą. Byłam i JESTEM Amber. Weszłam do
jaskini, gdzie zastałam moich przyjaciół. Tak. To są moi przyjaciele.
Remarin nim nie był. A czy był nim wielki, trójgłowy pies? Z pewnością
tak, ponieważ uświadomił mnie w bardzo ważnej rzeczy. Nie każdy, kto
wygląda na miłego jest miły i nie każdy, kto wygląda na złego jest zły.
Pies był, jest i będzie moim przyjacielem, chociaż prawie go zabiłam.
Wiem, że demon jest zły, że muszę nauczyć się go kontrolować. Muszę…
Muszę… Muszę…
*Lily? Chłopaki? :* *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz