Od
Kilku tygodni a nawet miesięcy wszystko i wszyscy mnie drażnili.
Pewnego razu wyszłam z jaskini. Wielki tłok. Przewróciłam oczami.
Lodowaty wiatr zawiał mi prosto w twarz. Warknęłam cicho. Powędrowałam
do wodospadu zakochanych. Parę par tuliło się do siebie. Ominęłam ich
szerokim łukiem. Przybliżyłam się do tafli wody. W odbiciu widziałam
szarą, zaniedbaną waderę. Chuda, poczochrane włosy. Oczy straciły
blask. "I się dziwić że Noxsus mnie unika!",pomyślałam a później
prychnęłam. Powędrowałam zapolować. Zauważyłam samotnego dorodnego
jelenia. Jednak po mojej figurze stwierdziłam że użyję mocy. Użyłam kuli
śmierci. Kiedy zwierze padło podbiegłam i zaczęłam jeść. Najedzona
położyłam się obok mojej zdobyczy. Jednak ogarnęła mnie senność.
Zamknęłam powieki i odpłynęłam w sen. Kiedy się obudziłam zdobycz
leżała tam gdzie jest nienaruszona. Skubnęłam troszkę i poszłam nad
Słoneczną Plaże. Weszłam do wody. Chłodna morska bryza. Zanurzyłam się i
robiłam przeróżne fikołki by zmyć z siebie cały brud a prze de wszystki
umyć włosy. Wyszłam zadowolona z siebie. Otrzepałam się z wody. Wzbiłam
się w powietrze. Szybko i zgrabnie latałam. Po pięciu minutach
wylądowałam. Cała sucha. Spojrzałam w taflę wody. Włosy mi sterczały.
Zawołałam pnącza. Poleciłam im by delikatnie ułożyły włosy. Pnącza o
dziwo zrozumiały. Trwało to jakieś pół godziny, ponieważ miałam kołtuny.
Spojrzałam znowu w odbicie lustrzane. Podziękowałam pnączom. Ładna
fryzura, trochę byłam jeszcze chuda ale trzy dni wystarczą by wrócić do
dawnej sylwetki. Moje oczy odrobinę odzyskały blask. Byłam szczęśliwa
ale wszystko prysło. Przypomniałam o Noxsus'ie. Trochę mnie nudził. Nic
się nie działo. Ja nie wytrzymam z nudziarem.... zara zara. Nudziarem?
-Nie kocham go...-wyszeptałam cichutko. Byłam zrozpaczona. I jak ja mu to powiem. Westchnęłam ciężko. Ze psuszczoną głową powędrowałam na łąkę. Było tam wiele wilków. Nie znalazłam Noxsus'a. Westchnęłam i położyłam się. Zakryłam głowę łapami. Nagle usłyszałam kogoś kto obok mnie siada. Z nadzieją że to Noxsus odkryłam łapy. To nie był on. To był inny basior. Uśmiechnął się do mnie a zakryłam głowę łapami. -Jestem Ceryni. A ty..-zapytał basior. -Yesubai.-powiedziałam cicho. (Ceryni?) |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz