Na dźwięk "Trzy!" wystartowaliśmy. Biegliśmy w równym tempie. Żartobliwie mierzyliśmy się wzrokiem. Wreszcie z niepokojem krzyknęłam:
- Uważaj! - Basior pędził wprost na drzewo. W porę je wyminął. Dało mi to nieco czasu. Wyszłam na prowadzenie. Zdyszana wbiegłam na teren Watahy.
- Ha! Pierwsza! - Zaśmiałam się próbując złapać oddech.
- Ej! Nie liczy się! - Moliben pokazał mi język, po czym zaczął się śmiać.
- Jak to się nie liczy. Nic nie mówiliśmy o zasadach. Wszystkie chwyty dozwolone... no, prawie.
- Dobra, dobra... Uważaj, bo ci uwierzę. - Zaczęliśmy się żartobliwie sprzeczać.
- Ale to nie zmienia faktu, że wygrałam.
- Ciii gdyby nie to drzewo wynik byłby zupełnie inny.
- Phi! - Zaśmiałam się. - Chyba śnisz!
<Moliben? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz