Nie wiem co ja ugryzło ze tak nagle poszła... postanowiłem za nią iść. Przeprosiłem Cosette i ruszyłem za wilczycą. dyskretnie dotarłem za nią na cmentarzysko dusz. Podobało mi się to miejsce, ale zarazem obrzydzało, bo przypominało mi dawnego siebie... Zwróciłem uwagę tez na to że Rayne tez najwyraźniej podobają się takie miejsca, więc postanowiłem podejść.
-lubisz takie miejsca? - zapytałem
-co tu robisz? - powiedziała
-pierwszy zadałem pytanie - powiedziałem miło
-... tak... - powiedziała z niechęcią
-to witaj w klubie - wilczyca się zdziwiła i uśmiechnęła pod nosem
-to teraz ty odpowiedz na moje pytanie - mruknęła
-śledziłem cię... - powiedziałem
-co!? i mówisz to tak bez wahania?
-wybacz... dopiero się uczę życia... - wyszeptałem
-uczysz? - zdziwiła się
-tak... kiedyś byłem normalną bronią do zabijania... bez uczuć, nawet nie wiedziałem co to uśmiech, a tym bardziej żarty - zaśmiałem się pod nosem - ale to już minęło... jak dobrze że pozbyłem się tamtej skóry... chodź nawet nie wiem jak...
<Rayne? :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz