Zauważyłam, że Lily i wilk, który wpadł na nią po nas, oddalają się.
Szybko zrzuciłam z siebie zdziwionego Remarina i ruszyłam za nimi.
Pochłonięci rozmową nie zauważyli mnie, co dawało Mi większe szanse na
zaskoczenie ich. W pewnym momencie jednak weszli na dziwne tereny. Dla
mnie sam zapach mówił : "TEREN ZAKAZANY. ŚMIERĆ GWARANTOWANA". Jednak
oni na to nie zważali. Postanowiłam na wszelki wypadek za nimi iść.
Nagle zobaczyłam, że oboje spojrzeli w górę i ten wilk potknął się o
jakiś korzeń. Popchnął Lily, a ta spadła do jakiegoś dołu pełnego
dużych, ostrych kamieni. Błyskawicznie zmieniłam się w wilka magii i
podbiegłam do przerażonego wilka.
-Patrz, co narobiłeś... - warknęłam. Mimo, że lubię samców tego w tej
chwili nienawidziłam. Za pomocą magii wydobyłam Lily z tego dołu i
położyłam ją na prawym boku. Na lewym znajdowały się okropne rany.
Postarałam się uleczyć je za pomocą magii. Miałam szczęście, że Lily
była wilkiem lodu. po raz kolejny używając magi zamieniłam wodę w lód i
przyłożyłam do jej ran. Lód "wniknął" do środka wilczycy zasklepiając
tylko rany. Na razie więcej nie mogłam zrobić.
-Co tak stoisz, będziesz ją niósł-warknęłam na oszołomionego moim
widokiem wilka. Z powrotem zmieniłam się w wilka wody i rzuciłam mu
tylko na odchodnym, że ma zanieść Lily do mojej jaskini i siedzieć przy
niej, dopóki nie wrócę. Po ostatnich słowach, jakie do niego skierowałam
ruszyłam jak najszybciej mogłam do Holly. Szybko zarysowałam jej obraz
sytuacji i poprosiłam o pomoc w zbieraniu leczniczych roślin, w końcu
była wilkiem natury. Na szczęście zgodziła się. Kiedy już wszystko było
zebrane, podziękowałam jej za pomoc i pognałam do wyznaczonej mi
jaskini. Lily leżała na mchu dalej nieprzytomna, a jej rany znów się
otworzyły, barwiąc mech wokół niej na czerwono. Wzrokiem nakazałam temu
wilkowi, który zrzucił ją do tego dołu odejść. Wyszedł z podkulonym
ogonem. Dobrze, że w poprzedniej watasze byłam uzdrowicielką. Za pomocą
magii mieszałam różne rośliny, robiąc leczniczą maść. W sumie to dobrze,
że Lily jest teraz nieprzytomna. Przynajmniej nie poczuje okropnego
pieczenia, które występuje po nałożeniu maści na rany. Rozsmarowałam
specyfik, uważając, żeby niczego jej nie uszkodzić. Te kamienie po
prostu wycięły jej dziury na lewym boku... Owinęłam ją od klatki
piersiowej aż po podbrzusze bandarzami. Mam nadzieję, że kamienie nic
jej w środku nie uszkodziły... siedziałam z nią już tydzień w jaskini.
Co dwie godziny zmieniałam opatrunki. Straciła już bardzo dużo krwi.
Dalej jest nieprzytomna. Jeśli przeżyje, to będzie mieć ogromne
szczęście. Dwa tygodnie. Straciłam już nadzieję. I właśnie wtedy, Lily
obudziła się. Chociaż nie spałam, nie jadłam i nie piłam przez dwa
tygodnie, odtańczyłam taniec radości.
-A-A-Amber? C-Co ty robisz?-usłyszałam za sobą okropnie brzmiący głos wilczycy.
(Lily? Tak, wiem, faceci to świnie )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz