środa, 15 stycznia 2014

Od Amber C.D. Lily

Zauważyłam, że Lily i wilk, który wpadł na nią po nas, oddalają się. Szybko zrzuciłam z siebie zdziwionego Remarina i ruszyłam za nimi. Pochłonięci rozmową nie zauważyli mnie, co dawało Mi większe szanse na zaskoczenie ich. W pewnym momencie jednak weszli na dziwne tereny. Dla mnie sam zapach mówił : "TEREN ZAKAZANY. ŚMIERĆ GWARANTOWANA". Jednak oni na to nie zważali. Postanowiłam na wszelki wypadek za nimi iść. Nagle zobaczyłam, że oboje spojrzeli w górę i ten wilk potknął się o jakiś korzeń. Popchnął Lily, a ta spadła do jakiegoś dołu pełnego dużych, ostrych kamieni. Błyskawicznie zmieniłam się w wilka magii i podbiegłam do przerażonego wilka.
-Patrz, co narobiłeś... - warknęłam. Mimo, że lubię samców tego w tej chwili nienawidziłam. Za pomocą magii wydobyłam Lily z tego dołu i położyłam ją na prawym boku. Na lewym znajdowały się okropne rany. Postarałam się uleczyć je za pomocą magii. Miałam szczęście, że Lily była wilkiem lodu. po raz kolejny używając magi zamieniłam wodę w lód i przyłożyłam do jej ran. Lód "wniknął" do środka wilczycy zasklepiając tylko rany. Na razie więcej nie mogłam zrobić.
-Co tak stoisz, będziesz ją niósł-warknęłam na oszołomionego moim widokiem wilka. Z powrotem zmieniłam się w wilka wody i rzuciłam mu tylko na odchodnym, że ma zanieść Lily do mojej jaskini i siedzieć przy niej, dopóki nie wrócę. Po ostatnich słowach, jakie do niego skierowałam ruszyłam jak najszybciej mogłam do Holly. Szybko zarysowałam jej obraz sytuacji i poprosiłam o pomoc w zbieraniu leczniczych roślin, w końcu była wilkiem natury. Na szczęście zgodziła się. Kiedy już wszystko było zebrane, podziękowałam jej za pomoc i pognałam do wyznaczonej mi jaskini. Lily leżała na mchu dalej nieprzytomna, a jej rany znów się otworzyły, barwiąc mech wokół niej na czerwono. Wzrokiem nakazałam temu wilkowi, który zrzucił ją do tego dołu odejść. Wyszedł z podkulonym ogonem. Dobrze, że w poprzedniej watasze byłam uzdrowicielką. Za pomocą magii mieszałam różne rośliny, robiąc leczniczą maść. W sumie to dobrze, że Lily jest teraz nieprzytomna. Przynajmniej nie poczuje okropnego pieczenia, które występuje po nałożeniu maści na rany. Rozsmarowałam specyfik, uważając, żeby niczego jej nie uszkodzić. Te kamienie po prostu wycięły jej dziury na lewym boku... Owinęłam ją od klatki piersiowej aż po podbrzusze bandarzami. Mam nadzieję, że kamienie nic jej w środku nie uszkodziły... siedziałam z nią już tydzień w jaskini. Co dwie godziny zmieniałam opatrunki. Straciła już bardzo dużo krwi. Dalej jest nieprzytomna. Jeśli przeżyje, to będzie mieć ogromne szczęście. Dwa tygodnie. Straciłam już nadzieję. I właśnie wtedy, Lily obudziła się. Chociaż nie spałam, nie jadłam i nie piłam przez dwa tygodnie, odtańczyłam taniec radości.
-A-A-Amber? C-Co ty robisz?-usłyszałam za sobą okropnie brzmiący głos wilczycy.

(Lily? Tak, wiem, faceci to świnie )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz