Na obrzeżach lasu pojawiło się coś niepokojącego. Na początku tylko wyczuwałam to w powietrzu, ale strażnicy, którzy przyszli do mnie rankiem tylko potwierdzili moje obawy. Działo się coś złego.
Prędko też postanowiłam to sprawdzić. W tym celu ruszyłam wprost na granicę watahy, gdzie prowadził mnie czujny instynkt wilka. Wszystko wyglądało jak zwykle, las, strumyki, góry w oddali. A jednak.
Na granicy nie było praktycznie niczego. Jedyne co zostało tam dotychczas przeze mnie niezauważone to wielka góra piachu. Stanęłam wprost przed kopcem. Przyjrzałam się mu uważnie i już miałam zawracać, gdy coś w rodzaju fali tyle, że z pisaku przysypało mi tylną prawą łapę. Uniemożliwiło mi to swobodne ruchy i przewróciłam się na brzuch. Ostatkiem sił chwyciłam przednimi łapami za pęk traw, jednak były one za słabe. Nie utrzymały mnie. Jedynie słuch mnie nie zawiódł. Wciągana w piaskowy wir wyraźnie usłyszałam stąpnięcia czyjś łap.
- Ratunku! - zawołałam głośno w nadziei, że ten ktoś mnie usłyszy.
Piach wsypał mi się do uszu i nosa. Nie mogłam już ruszyć ani jedną nogą. Nagle poczułam, że ktoś zaciska uścisk na mojej przedniej łapie i ciągnie do góry. Czując powietrze zaczerpnęłam go pełną piersią. Stojąc już na ziemi parskałam wypluwając piach. Nie wiedziałam jeszcze kto mnie uratował, ponieważ moje oczy strasznie piekły i nie mogłam ich otworzyć.
- Dziękuję - powiedziałam próbując unieść powieki i spojrzeć w światło.
< Ktoś dokończy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz