Dziś rano wyszłam z jaskini wszystko pokryte było poranną rosą, chłodny
poranek dawał już siwe znaki. Bez zastanowienia ruszyłam w stronę końca
watahy Srebrzystego Nowiu Księżyca, chciałam zobaczyć to straszne
miejsce. Szłam około godzinki żwawym marszem gdy dotarłam na miejsce
zastanawiałam się czy warto się zapuszczać w tamtą stronę. Ciekawość
jednak wzięła górę. Zrobiłam kilka kroków i zaginęłam we mgle po
dziesięciu minutach nie wiedziałam gdzie jestem. Co chwila słyszałam
głosy i czułam czyjąś obecność,
- paczcie paczcie nowa ofiara
- tak tak szef się zadowoli
- weźmy ją żywą !!!\
-weźmy ją martwą !!!!
-żywą !
-martwą !!
-nieważne weźmy ją !!!
Trzy głosy się kłóciły byłam zaniepokojona, serce biło jak oszalałe
zaczęłam warczeć i otoczyłam się tarczą Ognia ...
- uuu koledzy paczcie jaka odważna
ktoś pstryknął i tarcza wody zniknęła w tym momencie zaczęłam wyć o
Pomoc jednak wątpiłam by ktoś usłyszał moje wołania poza terenem watahy
- AAAAAAAAAUUUUUUUUUUUUUUUU
Jednak nie wytrzymałam z nerwów i strachu osunęłam się na ziemie
<Niech jakiś odważny Basior dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz