Na łące rozbrzmiał mój głośny śmiech. Właśnie patrzyłam jak Carlo ćwiczy nową sztuczkę. Nie zawsze kończyło się to sukcesem, jednak myszka nie zrażona tym próbowała dalej. Momentami znikał wśród bujnej i wysokiej trawy, tylko po to, aby za chwilę znów urzekać mnie swoim małym pyszczkiem. Lecz za którymś razem malec nie pojawiał się już dłuższą chwilę. Podniosłam się z ciepłego kamienia, na którym leżałam i zaczęłam delikatnie przeczesywać falującą od podmuchów wiatru trawę. Kiedy okazało się, że go tam nie ma byłam przerażona. Nigdy nie oddalał się na dłużej.
- Carlo... Carlo! - Nawoływałam, ale nie usłyszałam jego charakterystycznego piśnięcia. Wybiegłam na obrzeża łąki. Zawsze mógł szukać orzeszków, ale tam również go nie znalazłam. Z duszą na ramieniu poszłam go szukać. Przedzierałam się przez krzaki poprzecinane ciernistymi kolcami. W pewnym momencie jeden z kolców utkwił w mojej łapie. Pisnęłam wyjmując go i idąc dalej. Po chwili usłyszałam dziwnie znajomy dźwięk. Wytężyłam słuch czekając na jego powtórzenie, jednak dźwięk wciąż był zakłócany przez wiatr. Czekałam chwilę w skupieniu w czasie którego las zamarł. Teraz idealnie słyszałam piszczenie mojej myszki. Pobiegłam w jej stronę ze zmierzwioną sierścią, w której znalazły sobie miejsce liście... dużo liści.
Kiedy zobaczyłam mojego towarzysza byłam chyba jednym z najszczęśliwszych wilków na świecie. Carlo chrupał dużo orzeszek zawzięcie patrząc z jedną stronę. Również tam spojrzałam. W naszą stronę zwrócona była para oczy o niezwykłym, głębokim, zielonym kolorze. Basior miał srebrzystą sierść i wydaje mi się, że był przyjaźnie nastawiony. "To pewnie ktoś z Watahy... i akurat musi mnie oglądać w tym stanie" Pomyślałam zrozpaczona.
- Witaj. Mogę poznać twoje imię? - Uśmiechnęłam się. Carlo na dźwięk mojego głosu odwrócił się w wtulił w łapę. Próbowałam wyciągać po jednym liściu z sierści tak, aby wilk się nie zorientował.
<Kiba? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz