Przechadzałam się po watasze. Spokój jaki panował tutaj był trochę nie
do zniesienia. Najbardziej frustrowały mnie moje sny. Z dnia na dzień,
co raz bardziej się ich bałam. Podczas dnia, niektóre obrazy ze snu,
suną mi przed oczyma. Jednak nie dawałam po sobie poznać, że coś jest
nie tak. Że coś mnie dręczy. Nawet przyjaciele i ukochany tego nie
zauważą. Moja twarz jest cały czas ta sama, a uczuć praktycznie nie
ukazuję. Byłam na miejscu treningowym. Wspinałam się w górę. Miałam
doskonałą wytrzymałość. Miałam wolny czas. Przecież łowca nie musi nic
robić w tej watasze. Nie ma żadnych słabych wilków. Kiedy dotarłam na
szczyt wzgórza usiadłam i patrzyłam w dal. Rozmyślałam o moich snach.
Koszmary... o moim ojcu i młodszym od niego basiorem. Byłam też tam ja.
Walki które toczyłam z młodszym basiorem... wyraźnie przegrywałam.
Jednak się nie poddawałam. Przebywałam za terenami watahy. Mój pysk
taki jak zawsze, poważny. W oddali widziałam mojego ojca z szyderczym
uśmiechem. Czy te sny się spełnią? Przecież to tylko wytwórnia mojej
wyobraźni. Po za tym, mój ojciec był potężny. Był jednym z tych wilków
demonów. Naprawdę zastanawiam się, dlaczego los uratował mnie, zamiast
pozwolić, by mnie zabił ojciec. To był jakiś cud, zwiać przed nim. A
te wszystkie czarne myśli... to przez nie mam teraz doła. Równie dobrze
mogłabym komuś o tym powiedzieć, ale jakoś nie mam ochoty na zwierzanie
się. Wstałam i zeszłam na dół. Szybkim truchtem skierowałam się do
lasu. Kiedy już się tam znalazłam w oddali zauważyłam jakiegoś basiora.
(Jakiś basior? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz