- Czemu by nie... - odpowiedziałem z wahaniem.
Popatrzałem w niebo.Moje złe wspomnienia znów powróciły.
- Urodziłem się w mojej rodzinnej watasze,w czasie wojny domowej.
- Wojny domowej?
- Tak.Była to walka o władzę pomiędzy sprzymierzonymi a rebeliantami.
Moi rodzice należeli do tej pierwszej grupy.Od urodzenia uczyli mnie
że mam być posłuszny dla Przywódców tamtejszej watahy.
Lubiłem walczyć.W wieku 5 miesięcy aktywowałem swoje moce.
- Dość szybko jak na ten wiek.
- W czasie owej wojny domowej,szybciej szkolili szczeniaki by wcielić ich do wojsk.
Uczyłem się szybko i poznawałem nowe rzeczy.Później urodził się mój brat,Dante.
Miałem wtedy 1,5 lat.Moi rodzice się mnie wyrzekli.
- Dlaczego?
- Ponieważ aktywowałem Sharingan.
- Sharingan?
- Czyli 'kopiujące oko'.U nas była to zakazana technika.
dzięki tej technice można przewidywać ruchy przeciwnika.
Zakazując sharingan'a alfy chciały uniknąć częstych zamachów.
Odszedłem od rodziny,lecz zostałem w stadzie.Dołączyłem do rebeliantów.
Walczyłem z sprzymierzonymi,z chęcią zemsty na rodzinie.
W rebelii był tam jedyny wilk,do którego coś czułem.
Była to córka wodza rebelii,Scarlet.
Po roku u boku rebeliantów Scarlet i ja zostaliśmy parą.
Wtedy właśnie została zaplanowana wielka bitwa.
- Wielka bitwa?
- Był to plan zabicia alf i przejęcia władzy nad watahą.
To była dla mnie okazja.Zemsty na tych którzy mnie skrzywdzili.
Mój brat też uczestniczył na wojnie.Przewodniczyłem połową naszego wojska.
Nie wiedziałem że moja partnerka też tam będzie.Właśnie tamten moment
zmienił wszystko.Dante walczył z Scarlet i zabił ją na moich oczach.
Mój gniew nigdy nie był tak silny.Bez wahania i opanowania,zabiłem go
z mordem w oczach.Wojsko,które było pod moim panowaniem ruszyło
na główną część watahy,czyli siedzibę alf.moi rodzice bronili wejścia do kwatery.
- Co się wtedy stało?
- Zrobiłem to o czym zawsze marzyłem.Najpierw powiedziałem że zabiłem ich syna,
by po manipulować ich uczuciami,a potem zabiłem ich bez uczuć w sobie.
Nasza operacja 'wielka bitwa' zakończyła się pomyślnie.Wpadłem w depresję po stracie
ukochanej,i upozorowałem własną śmierć.Odszedłem z mojego rodzinnego miejsca,
wędrowałem z smutkiem w sobie.I trafiłem tutaj.Ale przeszłość jest dla mnie już niczym.
Wyzbyłem się jej dawno temu.Bo by przetrwać,trzeba zapomnieć o tym,co było.
Pozostała tylko pustka.Pustka pełna samotności,i nicości. - powiedziałem z chłodem
w dźwięku mojego głosu.
Była już noc.Gwiazdy świeciły obok księżyca.Wstałem i odwróciłem głowę
w stronę Ankary.
- Wszystko kiedyś się kończy.Nawet się cieszę,że mogłem to z siebie wyrzucić,
że odważyłem ci się o tym opowiedzieć. - uśmiechnąłem się w jej stronę.
Wadera odwzajemniła uśmiech.
- Muszę iść - odpowiedziałem.
- Masz rację.Trochę późno już.To do zobaczenia przyjacielu.
- Do zobaczenia Ankaro.Myślę że jeszcze zdarzy się nam taka okazja.
Odszedłem w stronę "mrocznych" granic watahy.
<Ankara? :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz