,,Jak trafiłam do watahy, cz. 1"
Nie
pamiętam watahy, w której się urodziłam, ani miejsca czy dnia, w którym
się to stało. Teraz nie ma to dla mnie znaczenia, zaczęłam nowe życie.
Pamiętam jednak rodzinę. Rodziców Alice, Wilczycę Miłości, i Lindy'ego,
Wilka Powietrza, którzy byli Alphami. Braci Murph'a i Lark'a, którzy
wdali się w ojca jako Wilki Powietrza, i siostry Bethy i Mirandę, które
wdały się w matkę jako Wilczyce Miłości. I w tym wszystkim ja,
najmłodsza, jako jedyna mieszaniec.
To wszystko wydarzyło się 5 miesięcy temu, a mam wrażenie, że
upłynęła cała wieczność. Trzęsienie ziemi, nie wiadomo skąd, nie wiadomo
jak. Walące się drzewa, spadające skały. Miałam wtedy rok i 8 miesięcy,
byłam malutka, więc wcisnęłam się w jakąś szczelinę. Wejście zawaliły
mi kamienie, jeden uderzył mnie w głowę i straciłam przytomność. Nie
wiem, jakim cudem przeżyłam, ale wiem, że gdy się obudziłam, wszystko
już się uspokoiło. Znalazłam jakąś szczelinę, mocą niezwykłej siły
odwaliłam na bok kamienie i wyszłam.
Wyglądało to okropnie. Do dziś czuję rozpacz na samo
wspomnienie. Wszystko zniszczone - rośliny, skały... wszystko. Dookoła
leżało kilkanaście nieżywych wilków, straszny widok. Jednak nie było
wśród nich nikogo z mojej rodziny. Wołałam rodziców, braci, siostry,
nawet inne wilki, które MOGŁY przeżyć. Na nic, cisza. Zrozumiałam, że
muszę odejść i znaleźć inną watahę, by przeżyć.
Biegłam dniami i nocami, wykorzystując każdą najmniejszą okazję,
by coś zjeść lub się napić. Byłam wyczerpana, ale spałam może z godzinę
każdej nocy. Dla tak małego szczeniaka było to bardzo trudne, ale jakoś
dałam radę. Po dwóch miesiącach, gdy miałam już rok i 10 miesięcy,
weszłam w ciemny, ponury las. Był tak przerażający, że powinnam biec
jeszcze szybciej, by go minąć, ale
ze strachu zwolniłam kroku, jedynie powoli stąpając.
Przeszłam kilka kroków, gdy ujrzałam, jak w ziemi się coś błyszczy.
Podeszłam i wykopałam to łapą. Był to granatowo-zielony naszyjnik w
kształcie spirali. Przemieniłam się w dziewczynkę, podniosłam i
założyłam go. Nagle usłyszałam mnóstwo słów, mnóstwo szeptów, każdy w
innym tonie, każdy mówiący co innego. Zdjęłam naszyjnik - wszystko
umilkło. Założyłam - ponownie usłyszałam głosy. Zrozumiałam, że sprawia
to ten... amulet, i że muszę nauczyć się go używać. Powoli wyciszyłam
myśli i umysł. Dźwięki po kolei cichły.
Dla własnej wygody przemieniłam się z powrotem w wilka i poszłam
dalej, od czasu do czasu próbując rozmawiać z jakąś rośliną, ziemią,
powietrzem... po 3 dniach las się nie skończył, ale ja potrafiłam już
korzystać z mojej nowej mocy i zajmowałam czas rozmową z powietrzem.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz