Nie jestem kolejnym egzemplarzem wilka,który przeżył masakryczną
wojne,potem uciekł bo została zabita jego wataha,że był jej Alfą,że
pozabijał wszystkich i takie tam bla bla bla.Nie.Miałem normalne
dzieciństwo,kochającą rodzinę (zastępczą) i nie należałem do żadnego
stada czy watahy,po prostu razem z tatą i mamą wędrowaliśmy od parku
narodowego do parku.Dobrze nam się układało.Aż w końcu,kiedy już trochę
podrosłem,postanowiłem po prostu odejść,chciałem spróbować życia
samotnika.Zastępczy rodzice tylko kiwnęli łbem zgadzjaąc się i dali mi
talizman,żebym o nich nie zapomniał.No i nie zapomniałem.Rozwinąłem
pierwszy raz w życiu skrzydła,wcześniej nie były mi potrzebne i polazłem
na największy klif.Rozpędziłem się i niczym Migotek z Muminków
zleciałem na dół.Po kilku sekundach wzleciałem na ogromnych skrzydłach w
górę.Krzyknąłem tylko;
-żegnajcie!Nigdy o was nie zapomnę!-i odleciałem.Leciałem tak długo,nic
nie jedząc bo bylem zafascynowany lotem.W końcu,spostrzeglem dziwną,ale
to bardzo dziwną istotę
Zadziwiony widokiem Kotojelenia,nie zwracając uwagi na trasę,przywaliłem
w sekwoję.Spadalem na dół,zatrzymując się co jakiś czas na
gałzęziach,.Wreszcie,gdy miałem już tyknąć łapami ziemi,gałąź przebiła
jedno skrzydło i zawisłem na niej.Zawyłem z bólu.Leciała mi krew,i to
porządnie,a ja głupi próbowałem stanąć na tej ziemi,pogłębiając tylko
badziej ranę i złamanie skrzydła.Zacząłem wołać jakieś stworzenia,by
mnie zdjęcły z tej sekwoi,ale nikogo w pobliżu nie było.Zbliżała się
noc,a ja zasnąłem z wycieńczenia wisząc na tym skrzydle.Wyglądałem jak
biały strach na wróble.Czekałem tylko aż ktoś mnie zdjemie z tego
cholernego drzewa!
(Ktoś z ambitnym pomysłem?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz