Nie chciałam już dłużej na nią krzyczeć, to nie miało sensu. Skoro
zaangażowała się w moją walkę, to teraz po prostu musiałam dopilnować,
żebyśmy wygrały. 'Trochę więcej roboty, bo trzeba ją osłaniać, ale co
tam' mruknęłam sama do siebie, wzięłam rozpęd i skoczyłam w ślad za
Lavley.
Zaczęłyśmy walczyć widealnej harmonii, jednak nawet wtedy wilk zdawał
sie być silniejszy. 'Mama Quilla , błagam, pomocy' modliłam się w
myślach, gdy nagle zobaczyłam wschodzący w dzień księżyc. Lavley
zwróciła na niego uwagę, wtedy wilk wykorzystał okazję i drapnął ją po
pysku.
- Lav, to znak od bogini, nie zwracaj uwagi! - wykrzyknęłam i rzuciłam
się na tropiciela z innej watahy. Skakałam, gryzłam i drapałam, jednak
zdawało mi się, że moje pazury go nie dosięgają. 'Magiczny pancerz.. O
bogini. NIe mamy szans'
- Lav! Odsuń się! Tu trzeba użyć magii!
Wilczyca spróbwała zadać cios i zobaczyłam, ze faktycznie jej pazury
odbiły się milimetry od sierści tropiciela. Też zwróciła na to uwagę,
odbiegła więc kawałek od niego, a ja wezwałam duchy. Nagle niebo
zachmurzyło się i jedynym jasniejącym punktem był księżyc.
- Duchy! Posłańcy bogini! Zaklinam Was, zdejmijcie magię ochronną z tego
tropiciela! niech spotka go sprawiedliwość! Pomóżcie Waszej pierwszej
wybrance, Waszej wyroczni, Waszej posłance nocy!
Nagle księżyc oświetlił tylko tropiciela, który uniósł się kilka metrów nad ziemię.
- Co jest do ..?! - warczał i gryzł powietrze.
Po chwili wilk upadł i pogoda wróciła do normy. Słońce wróciło, a chmury się rozwiały.
- Lavley, teraz! - krzyknęłam i jednocześnie ruszyłśmy ku przegranemu już wilkowi.
(Lavley?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz