Gdy wróciłem ze spaceru nie było, ani Kajlam'a ani Quixsy. Byłem
wściekły na Kajlama, wiedziałem, że on powiedział Quixsie coś i zaczęła
mnie szukać razem z nim, a on zaprowadził ją gdzieś. W głowie
przechodziły mi wszystkie wspomnienia, wszystkie dni które z nią
spędziłem, a najbardziej zabolało mnie wspomnienie wczorajszego dni.
Zacząłem się wyżywać na drzewie. Po połowie godziny drzewo wyrwało się z
korzeniami od uderzenia mojej siły. "To przecież mi jej nie odda"
pomyślałem i zacząłem odchodzić.
Nie wiem ile czasu minęło wiem tyle, że było ciemno. Było ciemno i zimno.
Zauważyłem jakąś watahę, nie myśląc w ogóle o tym,ze może mi się coś stać, wszedłem tam.
Zobaczyło mnie paru strażników. Zaatakowali mnie, nie broniłem się, nie
miałem sił całą energię wyczerpałem gdy wyżywałem się na drzewie. W
czasie gdy mnie gryźli i szarpali żałowałem, że się wyżywałem na tym
biednym drzewie.
Po woli robiło mi się czarno przed oczami, a ból znikał.
Widziałem czerń. Potem oślepiająca biel. Biel intensywna niczym
rozszczepiona kość. A potem uderzył wiatr.Gdy otworzyłem oczy widziałem
pustą białą przestrzeń "umarłem?". Rozglądałem się i zobaczyłem drzewo.
Podszedłem tam i spojrzałem w górę. Zobaczyłem jakąś postać. Była
podobna do wilka, ale i odrobinę do człowieka. Było brązowe i miało taką
jakby zbroję. Maska która nosiła zakrywała cały pysk, oprócz oczy. Na
plecach miał coś przywiązane. Przyglądałem mu się chwile.
- Kim ty jesteś? - zapytałem badawczo.
- Jestem Śmierć, a ty jesteś w miejscu w którym ja oceniam, czy umrzesz, czy będziesz dalej żył.
- Czyli ja nie żyję?
- Prawie o tym zadecyduje ja.
- Nie mów tylko mi że twoja decyzja to...
- Moją decyzja jest, że przeżyjesz, ale pod warunkiem, że jakoś mnie stąd wyciągniesz.
- Nie masz takich mocy, żeby stąd odejść?
- Nie Azar, nie mam takich mocy.
- Skąd znasz moje imię?
- Wiem wszystko o osobach które tu trafiają.
- Wszystko?
- Tak wszystko. Znam tez przyszłość i wiem, że jak zrobię tak - chuchnął
na mnie poczułem ukłucie, a po chwile znowu wszystko było dobrze. -
Teraz nazywasz się Syriusz,a ja jestem twoim towarzyszem.
- Co!? Syriusz! Co za badziewne imię!
- To imię twojego ojca.
- Na... na prawdę?
- Tak, był tu, ale już od dawna nie żyje. Teraz masz dość dużo siły by mnie stąd uwolnić.
- Ale jak?
- Tylko pomyśl o tym,że jesteś na polanie niedaleko watahy, która omal
cię nie zabiła. gdy otworzysz oczy będę obok ciebie stał i będziesz żył.
Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem naprawdę stał koło mnie, a ja byłem na polanie nie opodal tamtej watahy.
- Jak... jak to możliwe?
- Mówiłem, teraz masz taką siłę.
- Dziękuje.
- Nie to ja dziękuje.
- Nie ma sprawy towarzyszu.
Tak właśnie Śmierć został moim towarzyszem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz