Polowałam, kiedy usłyszałam nagle krzyk mojej przyjaciółki. Była taka spanikowana, ze sama się przestraszyłam.
- Lavley! Już biegnę! - krzyczałam, ruszając w kierunku jej głosu.
- Nuit! Szybko! - słyszałam panikę w głosie wadery. - Nuit! Zobacz, ktoś jest na jeziorze!
- O Mój Boże.. - szepnęłam, gdy dobiegłam na miejsce.
Ktokolwiek to był, wyglądał tragicznie. Cały we krwi i w brudzie, nie
reagował na nasze krzyki, więc musiał być nieprzytomny. 'Trzeba mu
pomóc!' pomyślałam i ruszyłam biegiem przez jezioro.
- Lav, musisz zawołać Aishę. Jak najszybciej. Ja go wyciągnę na brzeg. - krzyknęłam przez ramię.
Wilczyca chyba posłuchała, bo po chwili nie słyszałam jej głębokich
oddechów. A może to woda w uszach? Dopłynęłam do prowizorycznej tratwy
wilka i zaczęłam pchać ją nosem w stronę brzegu. Do dna było daleko.
Nagle jego łapa ześlizgnęła się z tratwy i przygniotła mi pysk do wody.
Parskałam i sapałam, ale w końcu dałam radę ja poprawić, zanim się
podtopiłam. Zostało juz całkiem niedaleko do brzegu, kiedy zaczęło
brakować mi sił. 'Muszę go uratować, muszę, muszę' - gorączkowo
popędzałam samą siebie. W końcu wytoczyłam wilka na brzeg, chociaż nie
było to łatwe zadanie. Sama zostałam w wodzie, nie miałam siły się z
niej wyczołgać. Czekałam na Lavley i Aishę.
(Lav? Aisha?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz