-Aham.
- Mam pomysł. Chodźmy na moje ulubione miejsce, ale nie wiem czy tam jest jakaś wataha.-zasmuciłam się trochę.
-To chodźmy to sprawdzić.
Poszliśmy z tego miejsca pędem. Szłam przodem. Wyszliśmy z lasu. Powędrowaliśmy brzegiem lasu ale Noxsus się zawachał.
-Na pewno tędy?
-Tak.
Doszliśmy do torów. Wyglądały tak:
Było cudnie od mojego ostatniego razu. Mineliśmy miejsce gdzie widać było pole. Kilkadziesiąt metrów dalej usłyszałam wycie wilka. Miałam racje. Tutaj jest już jakaś inna wataha.
-UCIEKAJ!- rzuciliśmy się pędem kiedy zobaczyłam jak trzy wilki biegną w naszą stronę.
Bałam się i to jak. Dotarliśmy do miejsca gdzie widać pole.
-Zbiegnijmy polem!
Zbiegliśmy spory kawałek na końcu był niewielki strumyk. Bardzo niewidoczny gołym okiem. Niestety wpadłam i zamoczyłam tyłek.
-Zaczekajcie!- krzyczeli do nas i odeszli.
Noxsus parsknął śmiechem.
-Z czego się śmiejesz. Nie moja wina że nie widać było strumyka.
-Ha ha! Ale że tam. No ja nie mogę.
-Lepiej wracajmy.
Poszliśmy wolnym krokiem. Zastanawialiśmy się czy iść spowrotem czy ryzykować i iść pokazać miejsce. Wybrałam to drugie. Nikogo nie było. Może byli tylko oni? Tak tak na pewno. Pokazałam mu mostek. Był zachód słońca. Pora najładniejsza z mostku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz