czwartek, 24 kwietnia 2014

Od Lost Angel, Zadanie: "Co Zrobić?"

Nie jestem tu długo, znam tylko dwie osoby. Wybrałam się gdzieś poza tereny, ale nie zakazane: gdzieś w inne krainy, których nie znam i w których nie byłam: ciągnęła mnie zwykła ciekawość. Stanęłam między ziemią a niebem na wielkiej skale i rozejrzałam się. Nagle ten ból i tyle…
*****
Budzę się: nie wiem, gdzie jestem. Obok mnie krab. Patrzę na skrzydła: poranione. Próbuję się uleczyć: nic nie wychodzi. Jeszcze raz, skupiam się mocnej, dokładniej. Nic.
,,Mistyczny punkt 0x0”-pomysłałam. Jest taki punkt, właśnie 0x0 w którym żadna moc nie działa: najgorsze, że ciągnie się on wiele kilometrów, a ja nie znam nawet swego położenia. Nie próbowałam się nawet zmieniać: to i tak bez sensu, tylko stracę czas. Postanowiłam najzwyczajniej iść prosto w świat. Machnęłam skrzydłami: może by mnie uniosły. A jednak nie… ciągle łapami dotykam ziemi.
-Cholerny świat! Niech go piekło pochłonie!-nagle ni stąd ni zowąd zapaliła się jedna trawa, a potem to przerodziło się w wielki, ogromny pożar.
,,To są jaja jakieś!”-pomyślałam i pobiegłam w stronę wody. Stanęłam przy brzegu i zaczęłam biec przy nim najszybciej jak potrafiłam: przebytą odległość niektórych szusów zwiększałam machnięciem skrzydeł. Tylko oby dalej: za mną dym, który dotarł do mojego nosa i zaczął drażnić oczy. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek: to wmawiałam sobie. Nagle ryk. Zatrzymałam się i uspokoiłam. Ogień zebrał się w jedno i wystrzelił ukazując płomiennego, wielkiego, ognistego smoka.
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTd8YRt50ldFVP0RjmtX2v7nIHapVOlr9OzYjltl1hOyPOkOoVy
Poddałam się i usiadłam. Smok wzbił się w niebo i zgasł stając się niewidocznym. Sfrunął z nieba i w chwycił mnie w swe szpony unosząc wysoko. Nie walczyłam: dałam mu się nieść. Zacisnął szpony: gdybym się szarpała i próbowała walczyć poraniłabym się, a chciałam wyjść z tego w jak najlepszy stanie. Próba przemiany w ducha: nic to nie dało. Smok wzbił się wyżej: z jego nozdrzy buchnął dym pysk się rozwarł. Schylił łeb i spojrzał na mnie, a ja na niego. Nie mogłam odczytać jego myśli, ani mu nic w głowie powiedzieć. Buchnął we mnie dymem i znów patrzył przed siebie jak dawnej. Nagle wypuścił mnie na jakieś polanie. Upadłam łamiąc sobie kości tylnej łapy. Zwinęłam się i okryłam skrzydłami. Potwór wrócił i stanął rozprostowując skrzydła. Powiedział:
-Co robisz w tej części świata anielski pomiocie.
-Pomiotem nie jestem-powiedziałam stając na trzech łapach i rozprostowując skrzydła.
-Tak?-powiedział-Pokaż co umiesz.
-Tu jest punkt 0x0, który zabiera wszystkim istotą moce jak nie wiesz.-powiedziałam. Jego oczy rozszerzyły się.
-A no fakt, jak widzę, głupim aniołem światła nie jesteś-powiedział.
-Światła? Jestem upadłym aniołem niedorajdo!-powiedziałam niemal przemieniając się, lecz to miejsce powstrzymało mą przemianę.
-Wybacz, pomyliłem cię z innym aniołem prześladującym te tereny. Jest podobny do ciebie, lecz ma inne oczy-powiedział przyglądając się moim oczom.
-Wiesz gdzie znajdują się tereny Watahy Srebrzystego Nowiu Księżyca?-zapytałam.
-Idź przed siebie: nie ma tam już punktu 0x0, ale jest urwisko, za nim cieśnina i znów urwisko, urwisko terenów watahy. Jesteś na wyspie.
-Wyspie?-zapytałam.
-Tak, ale trafisz również na zakazane tereny. –odpowiedział.
Po tych słowach odleciał zostawiając mnie. Przede mną był las. Słońce zaczęło zachodzić. Położyłam się i zaczęłam myśleć. Nic mi do głowy nie przychodziło, więc na trzech łapach zaczęłam iść przez puszczę. Grał tam istny koncert: ryki, jęki, piski, szelesty, uderzenia: wszystko w jednym. I to BUM! BUM! gdy przechodziło jakieś większe zwierzę. Nad moją głową przeleciał ptak rajski, obok przebiegł lis. Ten las tętnił życiem. Ja natomiast byłam ranna, ciężko na dodatek. Nie zauważyłam liny zawieszonej na drzewie tworzącej pułapkę i nadepnęłam na nią: lina owinęła mi łapę i uniosła me ciało do góry. Ni stąd ni z zowąd wyskoczyli jak duchy ludzi, dzicy ludzie. Wyszczerzyłam kły wisząc na linie. Jeden chwycił maczugę i z całej siły uderzył mi nią w pysk. Zemdlałam.
*****
-Żyje?-ktoś spytał.
-Żyje… niestety trzeba było ją uderzyć, bo inaczej zrobiłaby nam pewnie krzywdę.-ktoś odpowiedział. Otworzyłam oczy: miałam zabandażowaną łapę i siedziałam w solidnej klatce. Wyszczerzyłam zęby do ludzi i warknęłam.
-Ostry wilk-powiedziała kobieta.
-Odsuńcie się: dajcie jej odpocząć-powiedział najwidoczniej wódz wioski.
https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTbZfDgcNZ56bvUe01juAIncketAqKjXfFQ7LnyVrqH4i08kVQH
Schowałam kły gdy wszyscy odeszli. On spokojnym krokiem zbliżył się i kucnął.
-Nie denerwuj się: wiem jakiej jesteś rasy i chcemy ci pomóc.
-Myślisz, że tak łatwo tobie zaufam? Mylisz się!-warknęłam.
-Spokojnie anielico ciemności, smok Tabur nam o tobie wystarczająco powiedział. –odpowiedział. Nagle on też zmienił się w smoka. –Jesteśmy plemieniem smoków.
-Jestem już poza punktem 0x0?-spytałam.
-Tak..-odpowiedział. Uleczyłam się i zdjęłam bandaż. Smok otworzył klatkę. Nagle na niebie rozprysła się kula światła.
-O nie, znów anioł powrócił.-powiedział smok. Miałam zdrowe skrzydła, gotowe do lotu. Wzbiłam się w powietrze i ujrzałam anielicę.
http://th.interia.pl/51,b338f973a4542526/anielica.jpg
Rozpoznałam ją, była to Denekria.
-Lost Angel, ty tu?-spytała. Nic więcej już nie powiedziała: użyłam mocy duch, pojawiłam się obok niej i rozerwałam gardło brudząc jej strój i skrzydła.
-Osłabłaś trochę-powiedziałam. Jej ciało padło tam, gdzie jest. Nagle moja moc znów osłabła i zaczynałam spadać, ułożyłam inaczej skrzydła i delikatnie sfrunęłam.
-Anioł z głowy, ale co z moją mocą?-zapytałam się smoka.
-Nadużyłaś jej, więc ciebie opuściła: na terenach watahy będziesz mogła dopiero użyć jej do woli, teraz jeszcze trzyma cię jeszcze trochę moc punktu 0x0. Biegnij do swoich!-powiedział.
-Dziękuje-odpowiedziałam mu i odbiegłam. Widziałam już cieśninę i niewielki kawałek zakazanych terenów. Bez wahania wskoczyłam do zimnej wody i za pomocą łap i skrzydeł płynęłam. Prąd sprzyjał mi lekko pchał w stronę lądu. Wyszłam na niego i zaczęłam wchodzić po spółkach skalnych. Gdy byłam na szczycie, byłam już wykończona. Padłam na twarz ciężko oddychając. Poleżałam tak trochę i pomyślałam:
,,Nie mając mocy nic prawie nie mogę zrobić, ale wie jedno: nigdy nie pójdę na teren punktu 0x0”. W ten sposób przyznałam się do swej słabości. Wstałam i poczłapałam do watahy, gdzie mogłam odpocząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz