czwartek, 24 kwietnia 2014

Od Infil'a C.D Lily, Amy, Rico i Fritza

Fritza puściłem wolno i zacząłem się zmieniać. Ale nie zmieniałem się w jakieś jedno z moich wcieleń tylko w coś nowego. W nocy coś mnie ugryzło i dlatego się obudziłem. Biegłem i biegłem nie mogąc się zatrzymać. Jak zawsze mroczne i straszne zakazane tereny są czymś nowym. Szczerze mówiąc muszę trochę zwolnić bo nie znam terenu i zaraz będzie źle. Głos mi już się zmienił a teraz jeszcze co? Język mi się rozdwoił... że co?! To co mnie ugryzło musiało być chyba jakimś gadem czy coś. Mniej siły wymagało biegnięcie dalej niż zatrzymanie się. Nagle nogi odmówiły mi posłuszeństwa i zatrzymałem się. Coś poczułem. Zacząłem się rozglądać, ale oprócz tego co zwykle wyschniętych traw po palonych drzew i w oddali kilka wulkanów nic innego nie było, do czasu gdy spojrzałem w dół.
- Głupi ma zawsze szczęście- powiedziałem sam do siebie
Zatrzymałem się akurat przy krawędzi jakiejś bardzo głębokiej rozpadliny. Była bardzo dziwna jak by ją ktoś stworzył dla jakiegoś konkretnego powodu. Przeskoczyłem ją jednym wielkim skokiem. Zaczęło padać, ruszyłem prosto spacerkiem ciesząc się z pogody, która odpowiadała mojemu nastrojowi. Po jakimś czasie lunęło a nie było się gdzie ukryć. I dobrze, po co się chować gdy pogoda dopisuje? Na drodze zrobiło się bardzo mokro i ślisko. Nagle obok mnie walnął piorun. Nic mnie to nie ruszyło. W ogóle to miałem taką obojętną minę... jak nie ja. Mijałem kałuże gdy nagle przede mną pojawiła się kolejna. Nie chciało mi się jej obchodzić więc zanim przez nią przeszedłem spojrzałem na swoje odbicie. Dziwnie wyglądałem. Niedaleko znowu walnął piorun i zaczęło się palić... ciekawe co jak tu wszystko JUŻ popalone. Przeszedłem przez kałużę i zacząłem się coraz dziwniej czuć. Koło mnie pojawił się... ktoś, ale wyczułem po jego zapachu, że to nie wilk. On w jednej chwili schował mi się pod brzuchem.

- A ty tu czego chcesz?- warknąłem przeciągając ,,SZ", nie mając ochoty z nikim rozmawiać
- Hej, żmijo trochę grzeczniej, proszę- powiedział nie znajomy
- Kim jessteś?- zapytałem już trochę spokojniej, chyba od tej rozmowy nie ucieknę
- Jestem nikim ale ty masz poważną burzę w sobie, co?- zaśmiał się
- Kim- powiedziałem bez specjalnego zainteresowania
- Kotem- odrzekł ze śmiechem
- Co?
- Kota nie widziałeś?
- Ale ty nie śśśmierdzisz jak kot...
- Bo jak byś nie zauważył to LEJE!!!
- A no tak- powiedziałem i zacząłem się śmiać
- Bardzo zabawne- rzekł zaczynając się już niecierpliwić- A teraz może zabierzesz mnie gdzieś do jakiejś jaskini czy coś- odpalił papierosa bo mu zgasł przed chwilą
- Ej, ej, ej uważaj trochę z tym ogniem bo mnie pod palisz
- Wilki się nie palą- powiedział i buchnął mi dymem prosto w nos
Wyszedł z pode mnie rozkładając parasol latający obok niego
- No, prowadź- powiedział gdy patrzyłem na ten latający parasol- nie gap się tylko idź
- A ja?- zapytałem w żartach
- Ty podobno lubisz deszcz- powiedział i usiadł na myszy troszkę bardzo większej od zwykłej- Wyglądasz na takiego co to zna tereny emanujące złą energią na wylot, więc prowadź- nalegał
- No dobra ale czy nadążysz?- zapytałem się śmiejąc
- Chyba nas nie doceniasz- powiedział i poklepał swoją mysz po głowie- dawaj Szczerbatek
- Okej- w mgnieniu oka ruszyłem jak torpeda, po chwili obok mnie pojawił się ten dziwny kot
- A tak w ogóle to jestem Lay Detoro (czyt. Laj Detoro) ale możesz mi mówić kot w butach, albo szefie, hrabio, władco... co jeszcze? Mistrzu.
- Dobra zrozumiałem Lay- powiedziałem ze śmiechem- Infantil ale wszysscy mówią mi Infil
- Ty też z Hiszpanii?
- Tak jakby...
Biegliśmy i nawet nie zauważyliśmy kiedy przestało padać. Znowu zrobiło się duszno.
- A więc, co teraz robimy?- zapytałem go
- Mów co cię gryzie- rzekł- mam wielką łatwość mówienia innym co mają robić... taki trochę psycholog
- Co ma mnie gryźć?
- Na przykład pchły- zaczęliśmy się śmiać- Żartowałem. Ale tak czy inaczej mów.
- Nic. Mam cudowną waderę, podobno jesstem fajnym wujkiem...
- Ale?
- Mam problemy z mówieniem prawdy najbliższej mi ossobie
- Ponieważ?
- Kocham ją i nie chcę aby jej się coś sstało. Nawet teraz nie wiem gdzie na jest.
- Mam sposób...- powiedział i wyczarował jakąś starą, ciężką książkę- Jest takie coś abyś wiedział co ta osoba myśli, ale trzeba zapłacić pewną cenę...
- PIĘTNO... wiem
- Masz jedno, prawda?- zapytał zaciekawiony
- Tak- powiedziałem i mu je pokazałem, po chwili zaczął się śmiać
- Stara Valliona nadal w fachu?
- Blisska emerytury. Znacie się?- zapytałem, a on nieznacznie machną ogonem- Ale nie chcę kolejnego a tym bardziej jeśli ona ma na tym ucierpieć- chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem- nawet nieświadomie. Chcę inny sposób
Kot mruknął coś pod nosem i wrócił do szukania czegoś co mogło by mi pomóc.
Wiele godzin szukał, przeglądał wiele książek i w tym czasie bawił się ze mną swoim ogonem. Nie do wiary jaką koty mają podzielną uwagę. Wieczorem wyczarowałem sobie coś w rodzaju budy i położyłem się w niej wygodnie. Myślałem o Lily.
*Następnego dnia rano*
- ZNALAZŁEM!!!- wykrzyknął Detoro- Mam to wreszcie! MAM!- rzucił mi książkę przed nos i zaczął tańczyć coś dziwnego
Spojrzałem zaspanymi oczami na księgę, malutki druk i zacząłem czytać.
- Dzięki temu będziesz mógł czytać jej w myślach, przekazywać jej coś, też w myślach, wiedzieć co teraz czuje, dowiesz się gdzie ona się znajduje (nie zawsze to działa ale jednak), Będzie też cena którą musisz zapłacić- powiedział tajemniczym głosem- Jak ją coś zaboli ty odczujesz to z dwukrotnie większą siłą... ale dla kogoś tak zakochanego jak ty to nic wielkiego, nieprawdaż?
- Ale ona nic nie będzie płaciła? Tak?-pokiwał głową na tak-Jak to się robi?- zapytałem
On chwilę tłumaczył ale zobaczył w moich oczach nie zrozumienie i się wkurzył
- Eh... No to może inaczej. Odbędę na tobie rytuał czegoś tam a potem ty ją pocałujesz, wrócisz do mnie ja jeszcze coś zrobię i z głowy. Ale muszę cię ostrzec. Niektórzy dostali przez to obłędu...- wypowiedział to jak w jakimś dramatycznym filmie
- Czy ty jesteś zdrowy psychicznie panie doktorze?
- Nie. A bo co?
- Nic. Zróbmy ten rytuał czy coś tam.
- A zagrożenie obłędem?- wzruszyłem ramionami
- Liczę, że w ostateczności będziesz wiedział co zrobić
- No ba. Śmierć czy coś takiego
Zaczęły się wielkie przygotowania do rytuału czegoś tam. Zajęło nam to cały dzień. W nocy wyciągnięto mnie ze snu i kazano mi stać w kole zielono-fioletowego ognia. On odmawiał jakieś dziwne cosie których nie rozumiałem i po trzech godzinach było już po wszystkim.
- No a teraz idź jej poszukaj a ja będę w tamtej chacie, a i jeszcze musisz ją pocałować w usta nie? No, to cześć-powiedział pstryknął palcami i zadymiło się.
Dym szybko opadł a ja zobaczyłem go jak szybko uciekał do swojej chatki. Chyba coś mu nie wyszło. Zacząłem wracać ale nagle się zatrzymałem.
- Jak ja ssię jej tak pokarzę? Przecież ja nie wyglądam jak ja. Ale ona się zmienia ja chyba też mogę. Muszę jej tylko jakoś wytłumaczyć.
Raźnie wróciłem do domu a tak kogo znalazłem? Fritza.
- Ssiemka- spojrzał na mnie zdziwiony
- My się znamy?
- To ja Infil- powiedziałem i pokazałem mu piętno
- Wyglądasz inaczej.
- Się zmieniłem i tyle. Gdzie Lily?
- Nie wiem.
- Musimy jej poszukać. Teraz.

<? Ale muszę przez ciebie wymyślać kamracie >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz