Kolejny dzień jak co dzień, chociaż mi to nie przeszkadzało, lepiej bym się nie wypowiadał bo zaraz jakąś wojnę przyciągnę. Ruszyłem w stronę morza, droga nie była zbyt miła, chyba że w ogóle kierunek pomyliłem. Nagle zobaczyłem wielki klif, ale przecież za mną nie było morza, potrząsnąłem głową i zacząłem się wspinać, wody tu nigdzie nie było przez co nie mogłem sobie pomóc we wspinaczce. Kiedy w końcu postawiłem łapy na górze, oślepił mnie chwilowo blask słońca. Kiedy już moje oczy się przyzwyczaiłem, ujrzałem piękna łąkę, z wysoką trawą, to miejsce nie było zaczarowane jak większość w naszej watasze, nie było widać księżyca, może znalazłem kącik dla siebie, ale codziennie tędy wchodzić? Miłe zestarzenie się, zaśmiałem się do siebie. Po chwili na środku zobaczyłem waderę. Z tej odległości nie mogłem określić kto to jest, a zapach kwiatów maskował jej..
<Wadera? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz