Opowiadanie:
W końcu dostrzegłem brązową sierść powiewającą na wietrze. Jednak gdy wadera zrozumiałą że nie była tu sama odwróciła się i spojrzała mi w oczy, w jednej chwili jej wyraz twarzy wypełniło przerażenie i smutek. Wilczyca pisnęła i odruchowo skoczyła do tyłu, przez niezbyt dobre lądowanie zaczęła się staczać. Zobaczyłem że kieruje się w stronę klifu, bez namysłu pobiegłem za nią, moja łapa już miała dosięgnąć jej, ale ona spadała.. tak blisko... Tak blisko celu a jednak się nie udało... Przekląłem siebie w myślach i jak najszybciej zszedłem za dół. Stojąc na nią widziałem marny widok, nieprzytomna wadera, a noga w bardzo złym stanie. Wziąłem ją jak najszybciej na plecy i ruszyłem w stronę lekarza, która miała dużo silniejszą magię leczenia ode mnie. W końcu gdy dotarłem, pozostawiłem ją u wilczycy leczenia i czekałem na wieści na zewnątrz. Modliłem się by wadera się wybudziła, ale nie chciałem jej się pokazywać na oczy. Myśli zaprzątało mi to, że to była moja wina, Wilczyca o nieznanym imieniu wystraszyła się mnie... Zastanawiałem się nad tym cały czas aż w końcu spostrzegłem, że jest noc. Wszedłem z powrotem do jaskini lekarki i ujrzałem jak rozmawia z wilczycą. Kiedy mnie ujrzała znowu lekko się zlękła. Zacząłem podchodzić.
-Nie musisz się go lękać... - pokazałem Aishy by nic nie mówiła
Kiedy było blisko wadery ukłoniłem się.
-Wybacz, to moja wina - To jedyne na co mnie było stać i zacząłem odchodzić
Jeszcze usłyszałem chwilową rozmowę.
-Kto to? - zapytała nieśmiale lekarki
-Osoba która cię tu przyniosła, jest Alphą - odparła
-Alphą? - zdziwiła się i chciała iść za mną ale jej łapa nie pozwalała jej jeszcze na żaden ruch
Wróciłem się.
-Alpho... - wadera powiedziała to słowo i zdziwiła się tego co zrobiłem
Wziąłem ją na plecy i wyniosłem z jaskini.
-Co robisz? - pytała zdziwiona i zarumieniona
-To moja wina, więc muszę się tobą zająć - odparłem - Jestem Kiba - uśmiechnąłem się
<Arkadia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz