Opowiadanie:
Nie wiem kiedy dokoła dziewczyny zaczęły latać białe i niebieskie ogniki. Oświetlając co chwilę inną drobną i niewinną część tej istoty. Małe płomyki zaczęły świecić coraz jaśniej, białym blaskiem, urokliwym jak sama osoba która je przywołała. Zauważyłem tylko jak drobny podmuch wiatru jeszcze ruszył jej delikatne włosy koloru bladej róży i nagle stały się czarne. Wręcz strach oplótł moje serce, które chciało ją ratować. Moja dłoń zaczęła się kierować w jej stronę, ale przez biały blask przebił się błękit, ten sam błękit co wcześniej... Jej oczy nie zmieniły się... Po chwili już było po wszystkim, drobne ręce i nogi zastąpiły łapy, o kruczej barwie. Pokryte sierścią, puszysty ogon powiewał na wietrze, a oczy wpatrywały się we mnie. Czerń... biały anioł zamienił się w czarną wilczycę. Moje oczy przybrały głęboką czerwoną barwę, lekkiego smutku ale i zrozumienia. Ja również postanowiłem pokazać jej swoją prawdziwą twarz. W okół mnie jednak pojawiła się jednak mgła splątana czerwoną nicią, wyglądająca jakby przeszywała moje serce, czarny ogień wyrył w ziemi moje imię i przemienił mnie. Ciężki oddech i znowu to samo ciało co wcześniej.. Kierując wzrok na waderę ujrzałem strach, moje oczy powoli blakły i przybierały odcień niebieskiej perły. Czułem jak na łapach rosa która przyczepiła mi się do ubrań, parowała...
-To jest moja prawdziwa forma - odparłem, sam nie wiem czy wadera zawiodła się gdy mnie ujrzała, tak jak ja byłem zdziwiony że jej krew jest czysta jak u anioła, a z zewnątrz przejęła ją czerń i mrok. Jednak była inna niż moja, gdy blask księżyca ją dosięgnął pojawiła się blada aura... Mimo wyglądu to nadal ona, ale w głębi serca chciałem ujrzeć anielicę tą co wcześniej.
Wadera po chwilowym wahaniu się, nadała mi pewności siebie przez uśmiech który niczym się nie różnił od tamtego. To nadal ona.. Biało-czerwony szal został rzucony przez wiatr. Nagle przed mymi oczyma przeleciał motyl z skrzydłami koloru tęczy. Pokazując niebo, na którym znajdował się zachód słońca, piękne kolory które uwielbiam od dziecka, głęboki pomarańczowy kolor przeszywany przez czerwień i źółć tworząc oazę spokoju, wyglądają jakby ze sobą walczyły, ale również jakby były najlepszymi przyjaciółkami, które razem tworzą jedno. Spojrzałem na waderę która miała już pewny wzrok. Spojrzałem w dół gęsta trwała otulała białe kwiaty. Schyliłem się i zerwałem jeden, jego kolor idealnie pasował do wadery, która potrafiła oczarować uśmiechem. Wpiąłem go w jej włosy.
-Weź to jako prezent - odparłem
Światło zachodzącego słońca wpajało się w jej sierść i tworzyło piękny widok.
-Dziękuję - wadera się lekko zarumieniła i zaczęła unikać moje wzroku błądząc po niebie
-Cała przyjemność po mojej stronie - ukłoniłem się lekko, a wzrok wadery natychmiastowo do mnie wrócił, znowu te niebiańskie oczy się we mnie wpatrywały, interesowało mnie bardzo co wadera o mnie myśli...
<Holly?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz